Nawet szeregowy pracownik Lasów Państwowych, mógł z mijającego roku 2014, wyciągnąć rozmaite, pożyteczne wnioski.
Dzięki posłowi Hofmanowi i Spółce wie, że system rozliczania delegacji w nadleśnictwie jest znacznie sprawniejszy niż w polskim Sejmie. Już by kudłów nadarto osobnikowi, który usiłowałby przedstawić jakieś mętne rozliczenia z drogich hoteli! Należy się konkretna kwota za ilość dni poza domem ( i nie pozwala ona nocować po Radissonach czy Mariottach) i konkretna suma za wykorzystanie prywatnego auta. Albo dawaj bilety pekaesu czy kolejowe! Kilometrówka też bardziej transparentna w Lasach niż w Sejmie. Może i dużo niższa, ale określona przez nadleśnego dosyć dokładnie, co do grosza, nie daje pola do nadużyć, chyba że ktoś pobiera ryczałt rozjazdowy na auto, a przemieszcza się po lesie rowerem, albo konno. Albo pobiera ryczałt rozjazdowy a jeździ po lesie autem służbowym, ale zostawmy ten oszukańczy margines, niech się tam później smażą w piekle oszukujący na rozjazdach nadleśnictwo i Skarb Państwa.
Porównując Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe z powstałym latoś Kalifatem, nie jest już tak słodko. I tu i tam na czele wielkiej organizacji, dysponującej ogromnym budżetem, których członkowie są wyszkoleni do wszelkiej walki, na rozmaitych polach stoi jeden człowiek. Taka tylko różnica, że tam nazywa się kalifem, a w Lasach Derektorem (kalif chodzi ubrany na czarno, derektor na zielono). Ich zbiór praw i zarazem święta księga (Koran) ma okładkę tego samego koloru co Zasady Hodowli Lasu, które tak samo jak Koran, każdy interpretuje jak chce. Reszta regulacji i w Kalifacie i w LP, jest tak samo chaotyczna, nakłada się na siebie, przeczy sobie, powoduje zamieszanie i jeden wielki zamęt. Baby wydzwaniają do siebie z rozmaitych nadleśnictw, z zapytaniem: „A jak wy to u was robicie?” Gdyby regulacje były jasne, postępowałoby się według jasnych i czytelnych kryteriów. Do tego stopnia wszystko się zagmatwało, że trzeba było zlikwidować instytucję inspekcji leśnej, która w tym kociokwiku nie wiedziała co kontrolować i jak kontrolować, a jak już wiedziała, to „wyniki takie marne wychodzili”, że trzy czwarte wszystkich pracowników nadawała się do zwolnienia. Teraz jak derektory regionalne mają inspektorów w swoich garściach, wyniki nadleśnictw podczas kontroli wychodzą dużo lepsze. Nikt gniazda już nie kala. Gorszych ocen jak czwórki i piątki nie będzie.
Chwała Najwyższemu, że w telewizorze przekaz idzie jeszcze w miarę jasny – zwierzątka w lesie mają się świetnie, widoczki i krajobrazy nadal piękne, krokusy i zimowity kwitną pomimo certyfikatów, kuny i łasice pozdrawiają wszystkich widzów.
Trochę sen z powiek spędza nieśmiertelny pomysł, żeby wszystkim ludziom, którym dekret Bieruta odebrał święte prawo własności, oddawać pieniądzory pochodzące ze sprzedaży sreber rodowych ( w roli sreber mają wystąpić właśnie Lasy), ale miejmy nadzieję, że sprzedadzą coś innego (jest przecież mnóstwo rzek i jezior, a nawet całkiem niezły kawałek morza).
Najważniejsze jest, że trwała, wielofunkcyjna, zrównoważona gospodarka leśna (cokolwiek to oznacza), nie odniosła w mijającym 2014 roku większego uszczerbku. Rzecznik funkcjonowała prawidłowo informując ludzkość, że odkąd ustąpiło ostatnie zlodowacenie, mamy najlepszą gospodarkę leśną w Układzie Słonecznym (na razie stan wiedzy o innych układach planetarnych, nie pozwala nam skonfrontować naszych leśnych doświadczeń; intuicja jednak podpowiada, że u nas zdaje się jest dużo lepiej i mniej kradną).