Jak się leśniczy Zdzisio z opresji wyratował

Kiedy leśniczy Zdzisio odebrał telefon z nadleśnictwa, domyślił się, że sprawa ma charakter nieprzyjemny, albowiem jak każdy polski leśnik wiedział, że z nadleśnictwa dzwoni się wyłącznie z nieprzyjemnymi wieściami czy oznajmieniami. Chociażby żeby poinformować, że trafiło się na listę pielgrzymkową, albo delegacji na pogrzeb jakiejś leśnej znakomitości.

– Czego tam?- najuprzejmiej jak potrafił odezwał się leśniczy.

– Panie Zdzisławie- w telefonie zachrobotał głos baby od BHP- Badania panu wyszły i należy wykonać nowe.

– Co wy kuźwa z tymi badaniami!?- zdenerwował się leśniczy- Nic kuźwa innego, tylko badaj się człowieku! Ile można?! Toż niedawno badał się ja!

– Trzy lata temu. A i badania na kierowcę się skończyły. Musowo odnowić. Skierowanie na półce w nadleśnictwie zostawiam i do wtorku należy badania wykonać- i baba od BHP rozłączyła się, bo wiedziała, że wiele rzeczy na tym świecie jest pozbawionych sensu, a już domawianie się z niezadowolonym leśniczym już najmniej.

Tylu brzydkich słów ściany kancelarii dawno nie słyszały.

– Możesz nie przejść neurologa- zauważył podleśniczy- U okulisty też może być krucho. Nawet nie chcę myśleć o larengolego… larangol… relongal… no tej babie, co słuch bada! A jak krew oddasz do badania, to nic innego jak cię do szpitala położą, a stamtąd wiadomo gdzie się człowiek może udać i to nożyskami do przodu. Zwłaszcza w twoim wieku.

– Może się w końcu przestaniesz obnosić w domu ze swoimi rozlicznymi schorzeniami!- zahuczała zza ściany małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka- Jak tylko coś do roboty, to masz atak kolki hemoroidalnej, albo prostaty! No i ile razy można ospę przechodzić!

– Durna babo!- zdenerwował się leśniczy- To przez ciebie i twoją nadmierną dewocję jestem taki schorowany! Ty i inżynier nadzoru zrujnowaliście mi zdrowie! Bodaj was! Zasrane badania okresowe!

I zaczął tak wyklinać wszystko i wszystkich, że tylko na najbardziej dramatycznych naradach w Derekcji słyszy się takie słownictwo.

– Nie ma innej rady- powiedział podleśniczy- Bierz kiełbasę z dzika, wódki ile zdołasz i jedź załatwiaj!

– Ot drugi dureń!- złapał się za głowę leśniczy Zdzisio- Jaki teraz lekarz kiełbasę i wódkę weźmie?! Gdzieś ty był ostatnio u lekarza? W Hajnówce?! Trzeba iść na badania i grać zdrowego! Ot co!

– Dobre sobie!- klepnął się po udach podleśniczy- Zdrowego! Musiałbyś przynajmniej przestać kuleć, żeby jako takie wrażenie zrobić na wejściu!

– Wiesz co?- zastanowił się przez moment leśniczy Zdzisio- Jedź ty za mnie!

– A co ja z tego będę miał?!- zapytał się rezolutnie podleśniczy- Ryzyko spore i mogę się na psychotestach położyć!

– Po co ja mam kiełbasę i wódkę wozić lekarzom- tłumaczył leśniczy- Bierz ty!

– Zgoda!- powiedział podleśniczy- Dogadani! I trzy dni wolnego!

– Zgoda!- powiedział zadowolony leśniczy- Ale wódkę dam dopiero po badaniach krwi, żeby potem w nadleśnictwie nie gadali, że jestem pijakiem!

– I tak gadają!- zauważyła zza ściany małżonka leśniczego, której też kamień spadł z serca, albowiem wypłata leśniczego, była obecnie jedynym dochodem w leśniczówce.

Bądź jak radio Ministrze i mów!

Pozwól, że nasze pragnienie streszczę:
Zacny Ministrze! Mów do nas jeszcze!
Choćby Cię żarły glisty i kleszcze,
Zacny Ministrze! Mów do nas jeszcze!
Za słowem Twoim z tęsknoty trzeszczę,
Zatem Ministrze – mów do nas jeszcze!
Bądź jak Mickiewicz, jak inne wieszcze!
Zacny Ministrze! Mów do nas jeszcze!

I choćby chciano zrobić Ci przeszczep!
Zacny Ministrze! Przemawiaj jeszcze,
Na złość Wajrakom i ekologom,
Co chcą jak Ty być, ale nie mogą!

I niech usłyszą dziś całe Brzeszcze,
Że nasz Minister chce mówić jeszcze!

Mów o korniku skrytym w słoiku,
Mów o Szatanie co w martwym drzewie,
Tematów morze, a słów bez liku:
Niech czym milczenie twa buzia nie wie!

I choćby dreszcze, czy kwaśne deszcze:
Ty nic się nie bój! Mów do nas jeszcze!

Rzeczy których nie znajdą baby z Załuk nie istnieją!

Leśniczy Zdzisio z podleśniczym, kiedy już wyczytali wszystkie mądrości ze służbowych maili, kiedy odczytali już wszystkie nekrologii wszelkich zmarłych ostatnio leśników, które wysłano im chyba ku przestrodze, aby lepiej zajęli się robotą, wpadli na informację o najnowocześniejszej metodzie jesiennego poszukiwania robactwa pod sosnami.

– Dwa sznurki i dwie listwy- drapał się po głowie leśniczy- Ci na Pomorzu to mają łby!

– A cóż nowego?- zainteresował się podleśniczy.

– Obniżyli wagę ramki!- z uznaniem pokazał zdjęcie leśniczy- Czegóż baby mają latać z ciężką drewnianą, skoro mogą latać ze sznurkiem po lesie.

– No nie wiem- podrapał się w głowę podleśniczy- Nasze baby na pewno sznurek poplączą, bo przecie one z tego znane, że nawet najprostszą rzecz pogmatwają!

– Nie boj się!- westchnął leśniczy- U nas będą grzebać po staremu! A swoją drogą, jak tak patrzę na inwencję ludzkości z Zakładów Ochrony Lasu, to śmiem twierdzić, że i ja podołałbym taki hece wymyślać!

– Głupiś!- zahuczała zza ściany małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka- Jeno wybitny geniusz jest w stanie wymyślić rzeczy funkcjonalne, a jednocześnie, ekstremalnie proste!

– Racja- westchnął leśniczy- Ja mając do dyspozycji ich fundusze, już dawno opracowałbym porządny skaner ściółkowy. Przyszłoby się do lasu, nacisnęło przycisk i już wiadomo by było ile hadztwa i wszelkiej kuzaki w ściółce na sosny czyha!

– A gdzie nasze ramki?- zapytał nagle podleśniczy- Już w zeszłym roku ich nie było.

– Pal diabli ramki!- machnął ręką Zdzisio- I ramki nie pomogą, z takim ZUL-em jakiego latoś mamy! Ponoć on baby z Załuk chce przywieźć!

– A cóż w tym złego?- zapytał podleśniczy- Toż baba jak baba!

– Oj durny łbie!- zdenerwował się leśniczy- Toż tamte baby jak kombajny! A oczy jakie mają chytre! Istne kuny! Powynajdują nam takie krocie robactwa, tych poprochów i barczatek, że będziemy je zwalczać całe następne lato, zamiast zająć się porządną robotą!

Kadrowy ideał! Każdy może być każdym!

Naradę ogłoszono w nadleśnictwie niespodziewanie i nakazano przybyć na nią wszem zatrudnionym bez wyjątku, co według leśniczego Zdzisia oznaczało jedno:

– Będą to joby nad jobami!- prorokował- Na grzbiety nasze spadną rozliczne plagi, a karki giąć się będą pod ciężkim słowem!

Na resztę załogi padł strach, tak blady jak blada może być tylko wiadoma część ciała kanadyjskiego trapera.

Zza ściany kancelarii zagrzmiała małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka:

– Koszulę czystą załóż tym razem!- cienka ściana działowa, oddzielająca sypialnię od kancelarii drżała od wibracji wywołanych barytonem żony leśniczego- Niech mnie potem na językach nie noszą, że ja z takim niechlujem w jednej łożnicy sypiam!

– Toż ja na werandzie noce przepędzam!- zdumiał się leśniczy- Przecie jeszcze sezon grzewczy nie w pełni!

Ale koszulę czystą ubrał, choć drapała go w szyję, a osobliwie na plecach.

Na sali gdzie odbywała się narada panował ścisk a nawet zaduch. Leśnicy dyskutowali w kołach o powodach tak niespodziewanego zgromadzenia, aż punktualnie o 12 zjawił się nadleśniczy i wszelkie spekulacje ucichły.

– Siadać!- poprosił nadleśniczy tonem nie znoszącym jakiegokolwiek sprzeciwu- Dzisiejsza narada poświęcona jest zasadniczo jednemu wydarzeniu. Otóż nasz dotychczasowy zastępca nadleśniczego zostaje przeniesiony na ważne stanowisko do innego nadleśnictwa…

– Trocinkarzem chyba będzie- wyszeptała panna Marysia leśniczy na Mazgajach, puszczając oko do leśniczego Zdzisia.

– …a na jego miejsce przechodzi ten… no… pan stażysta Roman!- powiedział nadleśniczy i usiadł na swoim miejscu z głową ukrytą w dłoniach.

– O Matko Boska! Zeusie i Jowiszu!- leśniczy Zdzisio chwycił się za dolne okolice pleców- Chyba mam atak kolki hemoroidalnej!

I osunął się na podłogę.

Co dalej działo się na sali, ciężko nawet opisać. Stażysta Romuś i tak słabujący na umyśle, postradał ze szczęścia resztki jasności umysłowej i wdrapawszy się na krzesło wygłaszał jakieś Urbi et Orbi za pomocą takich dźwięków, jakby kozę skórowano na żywo.

Mazgaj liczący na awans, padł na podłogę rażony apopleksją. Panna Marysia biła brawo i zanosiła się rechotem bardziej odpowiednim dla krzyżackiego knechta, niźli dla damy ze Służby Leśnej. Reszta załogi pochowała się pod stoły, mniemając, że ich reakcja na wydarzenia, obserwowana przez nadleśniczego, będzie miała decydujące znaczenie dla przyszłej kariery czy wysokości dodatków funkcyjnych. Ale i pod stołami kasłano ze śmiechu, a nawet ryczano z wesołości.

– Cisza! Cisza do kroćset zdechłych orlików krzykliwych!- wrzasnął nadleśniczy- Bando idiotów podobnych bardziej osłom niźli potomkom Adama czy Ewy!

Śmiechy i rechoty umilkły.

– Gdybym ja miał jakikolwiek wpływ na ów awans, możecie być pewni, że nigdy by do niego nie doszło!- wołał rozsierdzony nadleśniczy- Niech was wszystkich szlag!

Rozległo się wołanie, że Mazgaja najprawdopodobniej już trafił, że trzeba zawezwać lekarza, choć rozległy się i głosy „niech zdycha, inżynier jeden!”.

Panna Marysia splunęła taktownie i wstała, zabierając głos:

– Ja to myślę, że należy pogratulować panu nadleśniczemu.

– Czegoż tu gratulować?!- zdenerwował się nadleśniczy- Toż ten bałwan podpisuje się odciskiem kciuka!

– Pogratulować, że doszedł pan do unikalnego w rozmaitych firmach  poziomu. Ma pan tak wykwalifikowaną kadrę i tak kompetentną, że obecnie każdy w nadleśnictwie, może zajmować dowolne stanowisko.

– Czyli każdy może być każdym!- potwierdził z podłogi słabym leśniczy Zdzisio.