Wielka leśna antypatia

– Dlaczego nas leśników tak nie lubią? –zapytała się stażystka Marysia pogryzając pestki słonecznika i beztrosko spluwając łupinami wkoło.

– Sprawa jest prosta – wzruszył ramionami leśniczy Zdzisio- Ma to nawet jakieś psychiatryczne uzasadnienie. My leśnicy sami się nie lubimy, więc jak tu oczekiwać żeby lubił nas ktoś z zewnątrz?

– Jak to się nie lubimy?- splunęła poważnie stażystka.

– Normalnie – pogładził bujne wąsy leśniczy Zdzisio – Ja na przykład nie lubię wszelkich derektorów, kilku nadleśniczych…

– Bo tylko kilku znasz- wtrącił podleśniczy.

– Słusznie – zgodził się leśniczy – Zastępcy nie cierpię, a o inżynierze to już nawet nie wspomnę, o tej kanalii, co by tylko na mnie notatki służbowe pisała, gad jeden! Żeby go tak wymłóciło…Tfu! No i cała ta antypatia wraca do nas, niższego szczebla Służby Leśnej, ponieważ nie da się zauważyć, że wszyscy ci, których tak pięknie wymieniłem, aż się trzęsą z obrzydzenia, patrząc na leśny motłoch!

– Chyba leśniczy przesadza- machnęła ręką stażystka – Mój Wuj Naczelnik uwielbia spędzać czas w gronie leśników pośledniejszego sortu.

– A kto by nie lubił jak mu nadskakują i wazelinują?– prychnął leśniczy- Ale spytaj się go czy podleśniczy to dla niego taki sam człowiek jak on? Ulokuje go gdzieś całkiem nisko na drabinie ewolucyjnej. I to niekoniecznie pośród ssaków naczelnych.

– Każdy podleśniczy może zostać derektorem – filozoficznie powiedział podleśniczy – Role się mogą odmienić.

– Role się mogą odmienić, ale jak tylko taki podleśniczy zostaje derektorem, odbija mu szajba jak całej reszcie elity – podsumował dyskusję leśniczy Zdzisio i zabrał się za układanie pasjansa.

ustinoffPeter Ustinov zagrał najlepszego Nerona i nawet Michał Bajor nie zagrał lepiej. Sam Neron mógłby wiele powiedzieć, jak bardzo nie lubił i miał w pogardzie ludzi ze swojego dworu. Analogia z Derekcją możliwa, choć niekonieczna (wszyscy wiemy jak jest).

Jak narazić na szwank autorytet poważnej instytucji leśnej

Kontrola dokumentacji leśnictwa trwała w najlepsze. Inżynier nadzoru siedział z miną tak poważną jakby przeglądał akta sprawy seryjnego mordercy. Leśniczy Zdzisio siedział naprzeciwko i czuł się jak podejrzany o najgorszą ze zbrodni w bolszewickiej Rosji – o sabotaż i szpiegostwo.

O tym, że kontrola miała być niezwykle skrupulatna świadczyło to, że inżynier odmówił kategorycznie kawy i z miejsca przystąpił do czynności służbowych.

Tym razem wszelkie kontrolki były uzupełnione i ilość korników w pułapkach przyjęła w miarę prawdopodobne rozmiary. Kontrolka pułapek klasycznych na korniki zawierała w miarę sensowne uwagi co do długości chodników, terminu złożenia jaj, wszelkich przepoczwarczeń kornikowych maleństw, a nawet wywozu zasiedlonych pułapek precz z terenu leśnictwa (jak nigdy udało się dopasować daty i numery kwitów wywozowych – leśniczy uważał to za pomoc jakichś sił nadprzyrodzonych, ponieważ kiedy byli zaangażowani w to jedynie leśniczy z podleśniczym, zawsze udawało się im coś naknocić, co było podstawą do obszernej notatki służbowej inżyniera). Kontrolka stanu grodzeń upraw leśnych, skromny zeszycik szesnastokartkowy z którego okładki złowieszczo spoglądało „Hello Kitty”, został wypełniony na czas odpowiednimi datami i adnotacjami. Niestety, kontrolka występowania szeliniaka zawierała ogromną plamę po kawie. Wprawdzie łatwo było o to oskarżyć stażystkę Marysię, która posiadając Wuja Naczelnika była najlepszym puklerzem i tarczą przed gniewem i notatką służbową inżyniera. Ale o tym leśniczy niestety zapomniał powiedzieć. Kontrolka stanu tablic informacyjnych okazała się być prowadzona prawidłowo. Kontrolka stanu dróg przeciwpożarowych również. Kontrolka pasów przeciwpożarowych była uzupełniona wręcz wzorowo.

Inżynier nadzoru kręcił się niespokojnie i zaczął posapywać. Najwyraźniej przyjechał w celu Znalezienia, a dłuższe Niewywęszenie napawało go niepokojem (widać dostał polecenie z nadleśnictwa, żeby przed podziałem premii kwartalnej, napisać kilka notatek na osoby, którym owej premii należałoby ze względów rozmaitych dać nieco mniej).

– Poproszę o dokumentację z zakresu sprzedaży detalicznej – powiedział głosem tak zimnym i przeszywającym, jak mógł mówić jedynie wstrętny rodzajowi ludzkiemu Herod Antypas do swoich współpracowników zlecając im Rzeź Niewiniątek.

– Co? – wybełkotał leśniczy Zdzisio – Czego?

– Asygnaty!- warknął inżynier.

Wkrótce obszerny segregator wylądował na biurku przed pochmurnym obliczem inżyniera. Długo przeglądał asygnatę po asygnacie. Krople potu wystąpiły mu nawet na czoło, gdyż wiedział, że jeśli nie znajdzie żadnej pożytecznej informacji, sam dostanie nieszczęsnej premii odpowiednio mniej.

– Ha!- wrzasnął uradowany – Brakuje podpisu klienta na asygnacie! Nie zapoznał się z warunkami sprzedaży! Ha! Ha! Ha!

– Ale są jego podpisy w innych miejscach- bełkotał leśniczy- I to ze trzy!

– To bez znaczenia! – powiedział wyniośle inżynier – Dokumentacja posiada spore braki! Zabieram asygnaty i tę kontrolkę z plamami po kawie! Zostawię je na półce w nadleśnictwie po sporządzeniu notatki! Żegnam!

– Spie…j – wymamrotał leśniczy Zdzisio i dodał kilkanaście słów uważanych za wyjątkowo obelżywe, patrząc jak szczęśliwy inżynier pakuje się do służbowego auta.

Wkrótce leśniczy odebrał pismo z nadleśnictwa, na które miał w przeciągu trzech dni (premia miała być na dniach) napisać wyjaśnienie, a brzmiało ono mniej więcej tak:

„ W związku z kontrolą dokumentacji leśnictwa Krużganki dokonaną przez Inżyniera Nadzoru pana magistra inżyniera Januarego Dzika zwracam się z poleceniem o wyjaśnienie wymienionych nieprawidłowości w terminie trzech dni od daty otrzymania niniejszego pisma.”

Sama notatka inżyniera brzmiała:

„ W dniu dzisiejszym przeprowadziłem kontrolę dokumentacji leśnictwa Krużganki, gdzie odkryłem szereg nieprawidłowości. Dotyczy to niewłaściwego przechowywania dokumentacji (tu inżynier zamieścił zdjęcie plamy kawy na kontrolce szeliniakowej), a także niewłaściwego wypełniania dokumentów dotyczących sprzedaży detalicznej drewna (zdjęcie asygnaty z brakiem podpisu klienta). Ponadto niektóre kontrolki posiadają powierzchowność nie licującą z powagą i autorytetem PGL Lasy Państwowe (tu zdjęcie okładki kontrolki z „Hello Kitty).”

– Czemuż nie powiedziałem, żeś to ty wylała tę kawę?! –rwał włosy z wąsów leśniczy Zdzisio przemawiając do stażystki Marysi– Tobie by nie fiknął! Masz Wuja Naczelnika!

kittyTej postaci brakuje typowego dla PGL LP zadęcia i nadęcia – dlatego naraża na szwank całą tzw gospodarkę leśną!

Strategia Lasów Państwowych. Czy ciemny lud to kupi?

Derektor Generalny (salam alejkum Derektorze), wymyślił „Strategię PGL LP na lata 2014-2030”, dzięki której rzesze leśników nie będą już jako dzieci we mgle, po omacku i na byle jak prowadzące trwałą, wielofunkcyjną i zrównoważoną gospodarkę leśną. Odtąd ma być wiadomo co się za tymi słowami kryje. Bo jak wiemy do tej pory każdy leśnik inaczej interpretował owe pojęcie, przez co w niektórych nadleśnictwach, czy wręcz całych derekcjach regionalnych (Boże chroń derektorów), mieliśmy do czynienia z wielką liczbą bałwaństw popełnianych przez nieuświadomionych pracowników wszelkiego szczebla.

Samo pismo wprowadzające (tak się właśnie nazywa „Pismo Wprowadzające”) zostało przez współpracowników Derektora Generalnego według mnie sprofanowane. Powinno się z nim wysłać w teren heroldów, którzy obwieściliby radosną nowinę na każdej naradzie, w każdym nadleśnictwie naszej kochanej, wspaniałej Ojczyzny. Ostatecznie przebrać inżynierów nadzoru za onych heroldów i niech ogłaszają! Opublikowanie rzeczonego pisma na stronie Derekcji Generalnej, której przeciętny leśnik nie ogląda, bo podobnie jak całą Derekcję ma serdecznie w du…ie (choć się oficjalnie nie przyzna, a nawet oburzy na takowe dictum) jest niepoważnym potraktowaniem tak doniosłego aktu.

Kolejny raz mamy do czynienia z zabieraniem się do spraw od strony wylotu układu pokarmowego. Zamiast zająć się rzetelnie zreformowaniem instytucji, udaje się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, że jesteśmy w stanie pomyśleć już o roku 2030.

Strategię Jego Ekscelencja wymyślił już dosyć dawno, bo zeszłej jesieni, ale się jakoś w terenie nie przyjęła, toteż aby dotrzeć do ciemnej leśnej gawiedzi wydano specjalny komiks.

I znów kula w płot Ekscelencjo!

Trza było po staremu, wydać okólnik z pogróżkami, że ludzi dużo, pracy mało, wdrażamy strategię, wszyscy mają być zadowoleni, szczęśliwi i wdrażać, tak jak TZW gospodarkę leśną onegdaj. Miałbyś Ekscelencjo „Strategię” wprowadzoną jeszcze w następnym kwartale, a nie w jakimś tam roku 2030, którego nie wszyscy zapewne dożyją.

Kolejny raz można się było przekonać, że w Lasach Państwowych mamy dwa różne światy, zupełnie od siebie oderwane: dwór, który panuje i myśli, że skoro plebs nie przychodzi z widłami do bram pałacu, to wszystko im się podoba, no i rzeczony plebs, który chętnie dwór puściłby z dymem, ale się woli pośmiać, że pan taki uczony, książki czyta, herbatę cięgiem pije, a klepki żadnej w głowie. Bo jak powiada klasyk: „Na konto poszło…”.

heroldyCi to umieli ogłaszać radosne nowiny! Jakby oni ogłaszali „Strategię…” to nawet w Bisztynku by usłyszeli!

A nam wsio rawno!

Najwyższa Izba Kontroli, niech jej ziemia lekką będzie, ogłosiła wszem i wobec raport na temat Lasów Państwowych. Czegóż się tam dowiadujemy? Otóż polityka finansowa prowadzona przez Lasy prowadzi do czeluści piekielnych i autodestrukcji, ponieważ firma przeżera pieniądze, które zarabia na handlu drewnem.

Jaki z tego wniosek dla zwykłego leśnika? NIK jako instytucja jest zupełnie zbędna i niepotrzebna, bo takie mądre wnioski jak w tym raporcie może wyciągnąć pierwszy lepszy stażysta po dwóch tygodniach stażu, patrząc na gospodarowanie groszem w nadleśnictwach.

Napisane tam jest, że Lasy sukcesywnie zwiększały koszty zarządu. Czyli dokładnie na odwrót niż w normalnych firmach. A najlepsze, że przeciętne wynagrodzenie w Derekcji Generalnej, Matce Wszystkich Derekcji Regionalnych i Nadleśnictw, wynosiło 11 133 PLN. Brawo Derekcja! Mądre zarządzanie musi kosztować! Ciekawe ile zarabia Derektor Generalny?

Najwyższa Izba (skoro najwyższa to znaczy, że nie ma już wyższej na całym świecie), orzekła że wydatki na inwestycje okazały się monstrualne i przerosły znacznie wydatki na ochronę lasu i jego hodowlę. Dawno to wiedział każdy leśniczy w tym kraju, skoro co roku obcinają mu z planów ochrony i hodowli, a to opryski, a to koszenie, a jednocześnie pną się do góry mury kolejnych ośrodków edukacji i nadleśnictw.

I jeśli to nie jest rabunkowa gospodarka leśna…

Zresztą – kichać na to. Byle płacili regularnie.

Co do gospodarności, przykład z pewnego nadleśnictwa – jedna z ważnych person, dysponowała samochodem służbowym. Samochód w rozsądnych rękach niezniszczalny. Persona jednak dawała takiego ognia autem, że wyrwała pewnego razu tylny most, co jest wyczynem nie lada i naprawdę trzeba posiadać niezwykle ofensywny styl jazdy aby takiej sztuki dokonać. Albo cechować się znaczącym ubytkiem szarych komórek.

Czy obciążono delikwenta za zniszczenie państwowej własności?

Akurat. Oddano samochód do serwisu, gdzie go za nieprawdopodobne pieniądze naprawiono (pisząc nieprawdopodobne mam na myśli odczucia ludzi, którzy pracując w LP nie zarabiają przeciętnie wg NIK 7299 PLN).

Mało tego! Wkrótce dostał zupełnie nowy samochód!

Jaki to ma związek ze zdrowym rozsądkiem i gospodarnością? Ano taki jaki mają mieszkańcy Burkina Faso z podbojem Kosmosu. Normalnie taka osobistość winna otrzymać rower i niech by zasuwała po terenie nadleśnictwa, skoro nie umie jeździć, albo dbać o powierzone mu mienie.

Jak powiada klasyk: w Lasach patologie stają się normą, a takich pociesznych historyjek, jak kraj długi i szeroki leśnicy znają wiele!

krazMoże Kraza by nie rozwalił zaraza? Płonne nadzieje, skoro auto służbowe!

Polskie lasy czeka zmiana warty!

Leśniczy Mazgaj powolutku szykował się do przejęcia władzy w nadleśnictwie Garłacze. Ostentacyjnie zostawiał auto przed nadleśnictwem, w którym na cały regulator nadawało Radio Maryja. Podkreślał, że głosował na odpowiedniego kandydata w wyborach prezydenckich i twierdził, że trzeba będzie wiele wysiłku w odbudowanie silnej pozycji Lasów Państwowych, które tak de facto są lasami w ruinie.

Największą konsternację wzbudził w dziale technicznym, gdzie z wielce pobożną miną oświadczył, że byłoby wielce wskazane wybudować w okolicach nadleśnictwa kilku kapliczek, w których sterani pracą leśnicy mogliby odzyskiwać równowagę i spokój dzięki modlitwie i skupieniu.

Na podchwytliwe i szydercze w zasadzie pytanie czy nie należałoby wybudować całego systemu kapliczek, który zabezpieczałby lasy przed gradacjami szkodliwych owadów i pożarami, nie odpowiedział, lecz zanotował dokładnie kto wypowiedział tak bluźniercze słowa, przeznaczając ową osobę w pierwszej kolejności do zwolnienia.

Zaczął przechadzać się po nadleśnictwie w sposób dystyngowany i stateczny. Raz nawet wymknęło mu się do sekretarki „Zrób mi kawę!”, kiedy przechodził koło jej grajdołka, ale wówczas spiorunowany wzrokiem uznał, że jeszcze zbyt wcześnie na wydawanie poleceń personelowi nadleśnictwa.

„ Jeszcze będziecie mnie prosić żebym pił tę waszą wstrętną kawę!” myślał Mazgaj i układał w myślach pisma z wypowiedzeniami dla poszczególnych osób.

Swoje leśnictwo omijał szerokim łukiem. Nazbyt wiele było tam skomplikowanych spraw i wydarzeń, które na ostatniej prostej mogły go w jakiś sposób pogrążyć i pozbawić władzy. Wprawdzie i tak wszystko dałoby się zwalić na podleśniczego, zwłaszcza że to on odwalał całą robotę, ale po cóż ryzykować? „Jeżeli nic nie robisz, nie popełniasz błędów i grzechów – mawiał doń wuj biskup – A co jak co, skoro nie jesteś zbyt mądry,  kartotekę musisz mieć bezwzględnie czystą żeby zostać w życiu kimś!”

hiroszimaOtóż dzięki fotografii AFP wykonanej w Hiroszimie po wiadomym wybuchu, możemy sobie uzmysłowić w jakiej ruinie są polskie lasy!

Urlop polskiego leśnika

Urlop leśniczego Zdzisia odbiegał w tym roku od standardowego urlopu polskiego leśnika. Zamiast zwozić drewno na zimę do piwnicy leśniczówki, zamiast oczekiwać z nadleśnictwa wezwania do gaszenia pożaru, zamiast odbierać setki telefonów i przekierowywać je do podleśniczego, małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka, zdecydowała, że tegoroczny urlop spędzą w ciepłych krajach, albowiem taka podróż w obecnych czasach kosztuje niewiele, rozwija horyzonty, a przede wszystkim wzbudza zazdrość wśród członkiń kółka różańcowego.

Ileż tam było kłótni o ów wyjazd! Leśniczy, który nie wyobrażał sobie opuszczenia terenu leśnictwa na dłużej niż jeden dzień, orzekł, że małżonka oszalała, że nie weźmie udziału w tym szaleństwie, że już jej mamusia wyglądała na wariatkę. Kiedy się dowiedział, że muszą na wyprawę lecieć samolotem, zupełnie zwątpił w jakikolwiek rozsądek połowicy, przypominał jej nieszczęsną katastrofę w której śmierć poniosła Anna Jantar z drużyną amerykańskich bokserów, przerażającą katastrofę w Lesie Kabackim, a kiedy małżonka wyśmiała jego lęki i obawy, tłumacząc, że transport lotniczy jest najbezpieczniejszy na całym świecie, wypomniał jej precedens smoleński, gdzie śmierć poniósł Jerzy Szmajdziński i wielu innych. Tu małżonka, pełna powagi oparła, że nie wyobraża sobie, aby akurat ktoś w Egipcie będzie zaprzątał sobie głowę tym, aby rozpylać hel w okolicach lotniska, po to by załatwić leśniczego z jakiegoś podrzędnego nadleśnictwa w Polsce. Nawet gdyby w brzozę smoleńską wcieliła się jakaś hurgadzka palma.

Kiedy już leśniczy dla najświętszego spokoju zgodził się na tak szaloną formę urlopu, pogrążył się w depresji. Popijał na werandzie piwo i w tajemnicy spisał nawet testament, wydziedziczając całkowicie małżonkę.

A kiedy przyszedł dzień podróży, już na lotnisku okazało się, że leśniczy ze spodni od munduru terenowego letniego, zapomniał wyjąć nabój od kbksu, co było powodem wielkiego zamieszania i kontroli osobistej – zarówno leśniczego jak i małżonki.

W samolocie leśniczy głośno wyrażał dezaprobatę dla paskarskich cen napojów i przekąsek oferowanych przez stiułardesy, czym zyskał spore uznanie grupki podpitych rodaków, stając się nieformalnym ich przywódcą, przez co spędził całkiem sporo czasu na lotnisku docelowym pośród egipskich policjantów, albowiem rodacy wyciągnęli swój alkohol i spożywali go wbrew histerycznym reakcjom personelu kabinowego.

Kiedy już małżeństwo dotarło do hotelu, leśniczy na wskutek kontaktu z obcą florą bakteryjną dostał biegunki.

Biegunka trwała do samego końca wyjazdu, przez co leśniczy nie zapoznał się ani z basenem, ani z ciepłą wodą morską, ani z promieniami afrykańskiego Słońca, ani z tym wszystkim co popularnie nazywało się alinkluziw. Pocieszeniem dla leśniczego było to, że obsługa hotelu, speszona wyglądem jego małżonki (zwłaszcza delikatny wąsik małżonki wzbudzał w nich pewien niepokój), nie żądała w żaden sposób napiwków.

Po wylądowaniu na lotnisku w Warszawie, leśniczy całował polską ziemię, za co został zatrzymany przez Służbę Ochrony Lotniska, za obrazę uczuć religijnych, ponieważ wszystkie gesty jakie wykonał przy tym całowaniu ojczystej ziemi, do złudzenia przypominały profanację gestów papieskich, jakich swego czasu dopuścił się Marek Siwiec.

Małżonka zaś z urlopu była całkowicie zadowolona, albowiem matrony z kółka różańcowego zazdrościły jej tak bardzo, że aż dwie się rozchorowały i nie przyszły na różaniec.

dromaderNiejeden leśnik ogląda jedynie takie dromadery na swoim urlopie (zdjęcie zaś pochodzi z Wikipedii, skarbnicy wiedzy i fotografii)

Jak najlepiej ukarać pracownika za cokolwiek?

Podczas upałów jakie dotknęły teren nadleśnictwa Garłacze, a zarazem całą resztę przepięknej Ojczyzny (choć już nie tak istotną), pracownicy nadleśnictwa starali się unikać jakichkolwiek sytuacji, które mogły narazić ich na gniew nadleśnego. Mogły to być różne przewiny – a to „dzień dobry” powiedziało się tonem, który nie spodobał się nadleśniczemu, a to zamiast rzetelnie wykonywać obowiązki służbowe, grało się w chłodnej altance w „tysiąca” i traf chciał, że jakaś kanalia zameldowała komu trzeba, a ten ów przekazał informację do uszu wiadomych. A to porównało się drogę równiarką tuż przed przejazdem szefa i kamienie stukały w drogocenne i najwyższej jakości podwozie. A to klimatyzacja przestała działać w biurze i było się pierwszą osobą, jaka nawinęła się pod czujne spojrzenie oczu nadleśnego.

Dość powiedzieć, że asortyment przewin był szeroki jak Missisipi i nawet czyny, które jeszcze tydzień temu zasługiwały na pochwałę, obecnie ciągnęły delikwenta na dno, a w zasadzie w kierunku odwrotnym – ku górze, albowiem najgorszą karą jaka była dostępna w nadleśnictwie, była „Kara Wieży”.

Jeśli już kto pobłądził i zasłużył na ukaranie, nadleśniczy skazywał go na dyżur w dostrzegalni przeciwpożarowej i to w samo południe, kiedy gorączka i skwar w blaszanym pudle, ulokowanym trzydzieści metrów nad gruntem, stawała się niemożliwa do wytrzymania.

Cóż tam rozpalony do czerwoności wół spiżowy w którym upieczono świętego Eustachego wraz z familią! Już godzina w przeklętej wieży przeciwpożarowej nadleśnictwa Garłacze sprawiała, że ludziom odbierało zmysły, jasność umysłu i chęć do życia. Wielu miało ochotę skończyć ze sobą i runąć w dół, ale i tę możliwość przewidział nadleśniczy, tłumacząc niejeden raz, że upadek z takiej wysokości można przeżyć, a wówczas… Biada takiemu gadowi, który naraziłby na szwank dobre imię nadleśnictwa w prasie lokalnej, a może i w telewizji regionalnej! Popamiętasz podział premii! Popamiętasz rozjazdy! Zasmakujesz banicji towarzyskiej w nadleśnictwie!

Człowiek skazany na „karę wieży” miał za zadanie wypatrywać pożarów lasu, lecz cóż może wypatrzyć istota zamknięta w metalowej skrzyni, kiedy temperatura na zewnątrz przekracza wszelkie pojęcie, kiedy pot zalewa oczy, płuca zdają się być trawione przez wściekle gorące powietrze, a na dodatek, na dole, w klimatyzowanym aucie siedzi pryncypał i sprawdza czy kara przebiega w odpowiedni sposób?

Nie ma możliwości wypatrzenia czegokolwiek, więc należy mieć nadzieję, że w taki dzień żadna kreatura nie podpali lasu. A jeśli już podpali, to niech to będzie za rzeką, w sąsiednim nadleśnictwie!

wieżaA tak pięknie karze się za przewiny w Królestwie Norwegii (zdjęcie z przepastnych zasobów tutejszej telewizji publicznej NRK, gdzie nie ma reklam ani Kraśki).

Kawa jako podstawa TZW gospodarki leśnej

kawa– Co to ma być? –burknął leśniczy Zdzisio, patrząc jak stażystka Marysia wyjmuje z tekturowego pudła jakieś urządzenie.

– Ekspres do kawy – tryumfalnie ogłosiła stażystka – Od dziś będziemy pić najwyższej jakości kawę z ekspresu!

– Jak jakieś kuźwa baby z biura?!- leśniczy aż wstał z nadmiaru emocji- Czyś ty dziewczyno już całkiem od tych dopalaczy zgłupiała? Najświętszą tradycją leśnictwa Krużganki i całego polskiego leśnictwa jest picie kawy z fusami! Prawdziwej! Takiej dla prawdziwych mężczyzn!

– Dupa jaś! – machnęła ręką stażystka – Kawa fusiasta jest symbolem ciemnoty, zabobonu i zacofania! Nowoczesne leśnictwo, nowoczesna gospodarka leśna, certyfikowana przez najwyższej jakości urzędy, wymaga aby i pracownicy szli z duchem czasu! Cóż by powiedział pan audytor gdyby mu zaproponować tak barbarzyński napój, hę?! W setkach kancelarii tego kraju pija się kawę zaparzaną na nieomalże przedogienny sposób, zalewając zmielone ziarenka szlachetnej kawy, ordynarnym, czy wręcz wulgarnym wrzątkiem! Tak kawę piły australopiteki i neandertale! I to w jakich kubkach się pija ową kawę! Niedomytych! Wyszczerbionych! Czas na rewolucyjne zmiany w polskim leśnictwie! Czas na ekspres do kawy w każdej kancelarii! I czas na filigranowe filiżanki!!!

– Może to i lepiej – wymamrotał zbity z pantałyku podleśniczy – Może Marysia w końcu przestanie spluwać fusami na podłogę!

– Otóż i to! – potwierdziła stażystka – Nie ma fusów, nie ma plucia! No chyba, że będę żuła tytoń, ale tu nie ma zmiłuj – trzeba pluć!

– Ja nie będę pił kawy z ekspresu! – zbuntował się leśniczy- Kawa plujka jest jedną z najbardziej uświęconych tradycji w polskim leśnictwie! Przetrwała upadek komunizmu, denominację złotówki, niejedno konklawe i dziesiątki narad gospodarczych! Nie przyłożę ręki do niszczenia polskiego modelu leśnictwa kancelaryjnego! W życiu Romana! Poza tym kawa z ekspresu wpływa na mnie obstrukcyjnie!

– Jak? – otworzyła oczy stażystka Marysia.

– Dzidek twierdzi, że ma biegunkę po takiej kawie – wyjaśniła zza ściany małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka – Nie wiąże jakoś faktu, że pija ją wyłącznie na naradach gospodarczych, które są faktycznym sprawcą rozregulowania układu pokarmowego! Tołkowałam mu to dosyć długo, ale to degenerat i konserwatysta żywieniowy!

– Pijcie sobie co chcecie! – obraził się leśniczy Zdzisio – Ja pozostanę niezłomny swoim zasadom, trwałej, zrównoważonej i tam tego i owego gospodarce leśnej, której to moja kawa jest symbolem! A po naradzie dostałem sraczki, bo się napiłem herbaty przez pomyłkę!

– Herbaty?!- przerazili się podleśniczy ze stażystką – Mogłeś się otruć!!!

– Termosy były źle oznaczone – tłumaczył leśniczy – Mówię wam, jakbym się chwastoxu naćpał!

– To dziwne!- zawołała zza ściany małżonka leśniczego- U mojej mamusi pijasz herbatę bez sprzeciwów!

– „Musielibyście zobaczyć jej mamusię”- nabazgrał na kartce leśniczy Zdzisio mrugając porozumiewawczo okiem- „Moja małżonka to jej znacznie pomniejszona wersja. U takiej to i arszeniku się napijesz bez marudzenia!”.

– Wiem co piszesz Dzidek!- wrzasnęła małżonka leśniczego – Ja wszystko wiem!!!

Kogo może pocałować pan inspektor. I gdzie.

Leśniczy Zdzisio nie zdążył zalać kawy wrzątkiem, kiedy jego telefon komórkowy zawarczał i zadźwięczał w wyjątkowo nerwowy sposób.

– Oczywiście!- splunął patrząc na wyświetlacz- W tak nieludzki i zezwierzęcony sposób potrafi dzwonić jedynie nadleśnictwo!

Kiedy odebrał, stażystka Marysia i podleśniczy patrzyli na zmieniające się kolory na twarzy leśniczego, która zrazu blada, zrobiła się czerwona, po to by za chwilę przybrać barwę purpury.

– Ku…wa mać! PIP w lesie! – zawołał z wielkim przejęciem leśniczy, kiedy rozłączył się z nadleśnictwem.

– W piątek?! – nie mógł uwierzyć podleśniczy.

– Kto?! – dopytywała stażystka Marysia.

– Dobrze wam tak pasożyty i darmozjady! – zaśmiała się diabolicznie za ścianą małżonka leśniczego Zdzisia, rosła i postawna Kaszubka.

– Jako beneficjent owego pasożytnictwa i darmozjadztwa, powinnaś się bardziej przejąć, że oto w naszym lesie, sroży się zapewne inspektor Państwowej Inspekcji Pracy, wlepia tam mandaty ludziom bez kasków, bez spodni antyprzecięciowych, bez kursów pilarza i bez innych wielu ważnych rzeczy! – wrzasnął w odpowiedzi małżonce leśniczy Zdzisio –  Swoją drogą, jak tak można przyjechać bez zapowiedzi na niezapowiedzianą kontrolę?! To co najmniej faux pas!

– Co nas obchodzą robotnicy prywatnej firmy, wykonujący prace leśne? – zapytała stażystka Marysia- To przecież ich szef powinien się martwić!

– Młoda jesteś i pomimo licznych doświadczeń z substancjami psychoaktywnymi czy zwykłą wódką, po prostu głupia – westchnął leśniczy – Szefa Zakładu Usług Leśnych pan inspektor może ukarać jakimś zabawnym mandatem, a poza tym pocałować gdzieś. Przecież to myśmy dopuścili do pracy całą tą czeredę z panem Józkiem na czele, o której można wiele powiedzieć, a na pewno to, że z okazji piątku świętowali już w drodze do pracy i obecnie udzielają rzetelnych odpowiedzi na podchwytliwe pytania inspektora, chuchając na niego wyziewami, których nie powstydziłaby się nawet mała gorzelnia!

– Mimo to nadal nie rozumiem gdzie nasza wina!- kręciła głową stażystka.

– Ten stary dureń na pewno znowu zapomniał wywiesić tablice ostrzegawcze!- zaśmiała się zza ściany małżonka leśniczego – Ha! Ha! Ha!

– Otóż i meritum sprawy!- westchną ponownie leśniczy – Wszystko inne staje się nieistotne, kiedy pan inspektor przyjeżdżając na powierzchnię nie zostanie ostrzeżony przez wiadome tablice o prowadzeniu wycinki lasu!

– To przecież też można zwalić na robotników!- zawołała stażystka.

– Głupiaś jak but – pokręcił głową leśniczy – Napędziłoby to spiralę oskarżeń, z których PIP mógłby wywnioskować, że na terenie leśnictwa Krużganki łamie się prawa pracownicze, celowo i z rozmysłem nie przestrzega zasad BHP, że w nosie mamy obowiązujące procedury! Inspektor pojedzie sobie z powrotem, a my zostaniemy z obrażonymi robotnikami… Jeszcze mi tu potrzebne potem korowody z nadąsanymi pilarzami!

– Najgorsza jest świadomość, że mamy tych tablic od cholery!- zawołał podleśniczy- Przecież nawet Mazgajowi ściągnąłem ostatnio ze zrębu trzy czy cztery!

– I co z tego, żeś je zwędził!- machnął ręką leśniczy Zdzisio- Ten nicpoń i dureń je podpisał! Na Jowisza Kapitolińskiego, ile teraz będzie pisania tych cholernych wyjaśnień!

– Może chociaż pan Józek trzeźwy? – zapytał z nadzieją podleśniczy.

– A ja jestem święty Sebastian, patron zastrzelonych!- powiedział leśniczy Zdzisio.

scinkaI powiedz to zapalonym zbieraczom grzybów!

Po wyborach wszystko zostanie „W Rodzinie”

– Sam już nie wiem co myśleć- powiedział leśniczy Zdzisio podczas siorbania porannej kawy – Z jednej strony serce raduje się na kadrową karuzelę jaka będzie się odbywała po jesiennych wyborach parlamentarnych, a z drugiej strony może spotkać nas prawdziwe nieszczęście.

– Jakież u licha?- zapytała się stażystka Marysia- Wuj mój, Naczelnik, jest znakomicie usadowiony w strukturach i hierarchiach. Jego ów przewiew nie dotknie!

– To się jeszcze zobaczy – powiedział z przekąsem leśniczy Zdzisio- Słyszałem, że zwycięzcy mają nie brać jeńców, a wszyscy oskarżeni o kolaborację pracownicy derekcji mogą już szukać sobie ustronnych nadleśnictw. Ja sobie na to z przyjemnością popatrzę, choć jedna sprawa nie daje mi spokoju.

– Jaka?- zapytała pozostała kadra pracownicza leśnictwa Krużganki.

– Otóż owo personalne tsunami, które jednych zabierze w otchłań i niebyt podrzędnych nadleśnictw poukrywanych gdzieś w kątach derekcji, owo tsunami może wynieść do władzy osobę, której nikt z nas nie chciałby zobaczyć przy kole sterowym naszego nadleśnictwa. Mówię o leśniczym sąsiedniego leśnictwa Mazgaje – Mazgaju, który jest Mazgajem Czwartym jeśli idzie o kolejność.

– Mazgaj nadleśniczym?- wytrzeszczył oczy podleśniczy- Przecie on ciemny jako ta tabaka w rogu! Zupełnie bez kompetencji! Zdarza mu się pomylić graba z olszą!

– Ale tylko w praktyce! W wiedzy teoretycznej jest niezrównany! Ma też najlepszą z możliwych kompetencji jeśli idzie o tegoroczne wybory, albowiem ma wuja biskupa, który zapewne nie pozwoli dłużej, by jego wysoce utalentowany bratanek sczezł na podrzędnej posadzie!

– Nadleśniczy ponoć na wszelki wypadek słucha odpowiedniego radia w gabinecie– powiedział podleśniczy.

– Nic mu to nie pomoże!- zabulgotała za ściana małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka- Wszyscy wiedzą, że słucha tylko na pokaz!

– Nieszczęsna!- zawołał leśniczy – To dlaczego co roku wysyła nas na te wszystkie przeklęte pielgrzymki?! Hę?! Na pokaz?

– Oczywiście! Przecież wysłał nawet ciebie ateuszu wraz z twoim podleśniczym, miłośnikiem dżęder i alkoholu, którzy swoją obecnością sprofanowaliście już niejedno sanktuarium! Gdyby nie robił tego na pokaz i zarazem ażeby was ukarać, wysłałby na pielgrzymkę jakichś pobożnych ludzi!

– To musiałby najpierw takich zatrudnić!- sapnął leśniczy Zdzisio.

rydzykiAch te grzybki! Ach te rydzyki!