Ekscelencja siedział i dumał, aż wrzasnął donośnie:
-Do mnie bando nierobów i zgnuśniałych pawianów!
Tłum paziów, szambelanów, naczelników, giermków, kamerdynerów i majordomusów najwyższego sortu, niechętnie i czkając po drodze, ruszył ku gabinetowi. Wszyscy wiedzieli, że Ekscelencja przepadnie wkrótce w pomroce dziejów, że nie ma co się wysilać, zwłaszcza dla kulawego kaczora.
-Czego? – zapytał najstarszy z naczelników, gryząc słonecznikowe pestki.
-Niszczarki dokumentów dokonali dzieła? – pytał gorączkowo Ekscelencja.
-Niby jak? – ziewnął naczelnik- Żadnego rozkazania, żeby niszczyć nie było.
-Przecież mówiłem!!! Trzy razy powtarzałem!
-O wa! – wzruszył ramionami naczelnik i przedrzeźniająco dodał- “Powtarzałem, powtarzałem”. Żadnego pisma nie było to i nikt nic nie niszczył. Na gębę nikt tu kochaniutki nic teraz nie zrobi.
-Kochaniutki?! – Ekscelencja wydawał się wstrząśnięty- A komputery poniszczone? Że niby zalało je wodą i przepięcie nastąpiło?
-Nijakiego przepięcia nie było- kiwał głową naczelnik.
-Siekierami wtedy! Rąbać! Wszystkie komputery we wszystkich nadleśnictwach! – skoczył na równe nogi Ekscelencja- Żeby mi do jutra żadnego komputera całego nie było.
-Zaczyna się! -pokiwał głową naczelnik.
Wszyscy paziowie, drabanci i trubadurzy ziewając zaczęli opuszczać gabinet Ekscelencji. Najstarszy z naczelników postał jeszcze chwilę i powiedział:
-Niech otworzy szufladę i tam są pigułki. Weźmie trzy albo cztery…
-Za cztery lata nowe wybory! – ryknął Ekscelencja.
-To za cztery lata pogadamy! – odparł najstarszy z naczelników i powoli zamknął drzwi gabinetu.