– Coś ty tam robił tak długo w kotłowni?- zahuczała swoim barytonem małżonka leśniczego Zdzisia, rosła i postawna Kaszubka.
– Archiwizowałem niektóre z licznych papierzysk – odparł leśniczy, ale w jego głosie zabrzmiał jakiś smutek i niezadowolenie.
– Jak to „archiwizowałem”?- indagowała małżonka – W kotłowni? Czyż nasza kotłownia, jest doprawdy właściwym miejscem dla dokumentacji twojego leśnictwa?
– Otóż archiwizowałem je za pomocą ognia rozpalonego w naszym piecu centralnego ogrzewania. Jak dobrze, że Prometeusz buchnął ogień bogom, bo doprawdy nie wiadomo co byłoby robić z tą masą papieru…
– Nie rozumiem po co wam tyle papierów skoro chełpicie się najdoskonalszym systemem informatycznym na świecie!- prychnęła małżonka.
– System może i doskonały, ale ludzie jeszcze nie nadążają i sporo w nich niedoskonałości. Gdyby nie ludzie, Lasy byłyby firmą wprost idealną. I pamiętaj, że nie wszystkie papiery nadają się do pokazywania przed moją śmiercią! Lepiej je zatem spalić!
– Czy sugerujesz, że byłeś tajnym współpracownikiem Instytutu Badawczego Leśnictwa?- przeraziła się małżonka, a jej wielki organizm, wyhodowany na znanych kaszubskich przysmakach, przeszył dreszcz przerażenia.
– Nic nie sugeruję, ale obawiam się, że po mojej śmierci może zachcieć ci się zaistnieć medialnie i wyciągając przeróżne papierzyska, kompromitować tuzy polskiej wielofunkcyjnej, zrównoważonej i trwałej gospodarki leśnej!
– Starymi kontrolkami występowania kornika na terenie leśnictwa Krużganki?!- zdumiała się małżonka – Czyś ty stary durniu postradał całkowicie rozum?
– Śmiej się, śmiej – mamrotał leśniczy Zdzisio – Gdybyś wiedziała jakie ja dokumenty dziś „zarchiwizowałem”, oko by ci zbielało!
– A jaki miałeś pseudonim? „Reksio” czy „Agatka”?- kpiła dalej małżonka leśniczego – I cóżeś tam spalił? Rozchód wykładanej karmy dla ptaków, z którego jasno wynika, że oprócz ptaków rodzimych, dopuszczonych w lesie przez Najświętszy Certyfikat, dokarmiałeś ptaki obcego pochodzenia?
– Na Jowisza Kapitolińskiego!- wzniósł ku niebu ręce leśniczy Zdzisio- Ileż ja muszę ścierpieć pod własnych dachem!
– Jakim własnym?- zadudniła małżonka- Mieszkamy w domu należącym do Skarbu Państwa i tak a’propos twojej śmierci, mam nadzieję, że nastąpi ona w takich okolicznościach, kiedy będziemy już dysponować własnym lokum. Wolałabym uniknąć głupich korowodów z nadleśnictwem po twoim zgonie.
– A może żeby było nam obojgu łatwiej, ja po prostu przeżyję ciebie?- zaproponował leśniczy.
– Lepiej powiedz gdzie się podziały pieniądze jakie brałeś za współpracę z IBL- em – zahuczała małżonka- Bo we wszystko uwierzę, ale nie w to, że jako pracownik nadleśnictwa Garłacze, robiłeś coś z potrzeby serca!