Narada trwała w najlepsze. Nadleśniczy pieklił się i wściekał, rzucając gromami wściekłych spojrzeń na salę.
Zebrani na naradzie leśniczowie, coraz bardziej pochylali głowy, aż niejeden opierał ją o blat stołu, ponieważ niżej się nie dawało, a włazić pod stół jakoś nie wypadało.
Tylko panna Marysia, pełniąca zaszczytną funkcję leśniczego leśnictwa Mazgaje, znudzona opierała głowę o rękę i patrzyła się na przemawiającego nadleśniczego ziewając ostentacyjnie.
Nadleśniczy przystąpił do ataku na tę jedyną twierdzę na sali, czując, że cała jego pozycja, cały majestat i dostojność szefa jednostki, są w tym momencie bezczelnie podważane przez jej buńczuczną postawę:
– Może pani się nudzi na naradzie?!- zapytał w ów chytry sposób, który ma wstępnie ośmieszyć każdego interlokutora.
– Coś pan- sapnęła panna Marysia- Taki jest porywający pański opierdol, że nadziwić się nie mogę, jak taki fachowiec w tej wybitnej profesji nie został jeszcze jakim Derektorem, czy innym biskupem… Z czego wnoszę, że ma pan albo coś przeskrobane, albo za małe plecy, albo zdolność opierdalania jest jedynym talentem jaki pan posiada i na awans musi pan jeszcze poczekać.
– Proszę wyjść!- nadleśniczy wyglądał jakby miał za chwilę stracić przytomność ze złości.
– Jeszcze listy obecności nie podpisałam kierowniku- ziewnęła szeroko panna Marysia, po czym naradę zakończono.