Hymn tucholskiej leśnej braci. Nowy. Ulepszony.

Nowy hymn tucholskich leśników. Ulepszony i poprawiony. Poprzednia wersja była, co tu dużo gadać dyskryminująca tę część tucholskich leśników, których genetyka obdarzyła chromosomami XX. Poprzedni hymn zawierał nieprawdy i przekłamania. Bardziej nadawał się na piosenkę ogniskową, śpiewaną przez rozmaite organizacje narodowo-radykalne. Teraz mogą śpiewać tę wzniosłą pieśń wszystkie rodzaje tucholskich leśników, bez względu na płeć, wyznanie religijne, przynależność etniczną i wszystkie te inne zabobony, które sprawiają, że tyle na świecie nieprawości i występku. Melodia zapożyczona z mazowieckiej pieśni weselnej “Teraz panno młoda…”. Należy zwrócić uwagę, że niedokładne wykonanie niektórych wersów, może sprawić fatalne wrażenie na słuchających i wypaczyć sens hymnu. Hymn należy wykonywać przed naradami gospodarczymi w Borach Tucholskich, szkołach związanych z leśnictwem i Tucholą, oraz wszędzie tam, gdzie uzna się to za stosowne. 

My! Jak dziki dzicy! My! Postrach ulicy! 

My! Walec stalowy! Tucholscy leśnicy! 

Co trzeba to rżniemy! Co trzeba wytniemy! 

I żadnych skrupułów, w sercach nie czujemy! 

Zawzięte jak kuny! Jak koniki polskie! 

Idziemy rżnąć knieje, leśniczki tucholskie! 

Ani modrooka, ani też kulawa, 

Nie jest dla leśnika, szczególnie łaskawa! 

Ani modrooki, ani waligóra, 

U tucholskiej dziewy, leśnik nic nie wskóra! 

Gdy przyjdzie ekolog czy patomorfolog, 

Gdy wlezie nam w drogę – niech pisze nekrolog! 

A znowu na wiosnę, sadzim tylko sosnę, 

Zawzięci jak dzicy! Tucholscy leśnicy! 

Sądy sądami. Lasy lasami.

Leśniczy Zdzisio pokręcił głową niezadowolony: 

-Coś pan derektor całkowicie zdolności zarządzania stracił! 

-A cóżeś tam wyczytał?- zapytał podleśniczy siorbiąc z namaszczeniem Najświętszą Kawę Kancelaryjną. 

-Za pisarzy bierze się i sądownie chce ukarać!- odparł leśniczy Zdzisio- Znaczy się: alby ostrość pazurów minęła, albo początki jakiej słabości charakteru. 

-Jakich pisarzy?!- zainteresował się stażysta Ottokar Sęp-Zgnilski, który swe donosy uważał za wyjątkowy przejaw kunsztu literackiego, a sam siebie piórem równym z Balzakiem czy nawet Lucjuszem Ampeliuszem, pisząc w tajemnicy przed wszystkimi, monumentalne dzieło “Historia lasów państwowych”. W czternastu tomach.

-Ano będzie sądził się z owym Zębowiczem, którego w tak głupi sposób zwolnili z posady- westchnął leśniczy. 

-Dlaczego “głupio”?- oburzył się stażysta- Wykazał się on niskimi walorami moralnymi i wątpliwym charakterem! Należało go zwolnić! 

-Jak pan derektor chciał mu dokuczyć, to przede wszystkiem trzeba było go uczynić nadleśniczym- splunął fusami NKK leśniczy. 

-Nie pluć na podłogę, do jasnej madonny!- zahuczała zza ściany małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka. 

-Najlepiej na jakim odpowiedzialnym odcinku- kontynuował niezrażony pohukiwaniem leśniczy- Za zastępcę nadleśniczego dać mu jakiegoś niegramotnego durnia. Inżynierem nadzoru zrobić jakiegoś bałwana z wichrem w głowie. Kadra terenowa zaś, wobec takich okoliczności, sama rozdokazuje się ponad ludzką miarę! 

-I co?- dopytywał stażysta Ottokar. 

-I czekać- wzruszył ramionami leśniczy Zdzisio- A potem zacząć wolno grillować pana nadleśniczego. I grillować i grillować. Pismami. Kontrolami. Audytami. Aż w końcu, wzorem przegrzanej kiełbasy pęknie. I pośród płaczu, sromoty i zawstydzenia, sam odejdzie i nie przyjdzie mu nawet do łba pisać epistoł do organów, zwłaszcza do Najwyższego, było nie było, Prezesa. A tak będzie musiał się pan derektor w sądach stawiać, a nie daj Zeusie, komputerowy system przydzielania najlepszych sędziów do danej sprawy zawiedzie i da jakiegoś miłośnika Puszczy Białowieszczańskiej i przerżnie derektor z kretesem. Słowem, chyba już czas rzec już “adieu”, skoro się instynkt derektorski traci! 

Czym popijać małże w lesie?

Miał raz leśniczy apetyt krzepki, 

Więc konsumował w lesie przegrzebki. 

A gdy już spożył ów owoc morza, 

Ogień pragnienia w gardle zagorzał! 

Czymże przegrzebki w lesie popijać?! 

Wodą, co gardło kąsa jak żmija? 

Mlekiem, co piją tylko bachory, 

Po którym mdłości, lęki, wapory? 

Sokiem jabłkowym? Brzozowym? Z kiwi? 

Po którym ludzie z prostych są krzywi? 

Diabli nadali małży jedzenie! 

Czymże po hadztwie gasić pragnienie? 

Zrozumcie problem drodzy rodacy: 

Wszystko się działo W GODZINACH PRACY!!! 

Oddajta certyfikat, dranie!!!

Tłum naczelników, specjalistów, podnóżków, giermków i paziów wszelkiego stopnia zaległ przed drzwiami gabinetu derektora: 

-Ratuj o Wielki! Niech twoja niezmierzona mądrość rozproszy ciemności, które zaległy nad naszą derekcją! 

-Co tam znowu durnie?!- wrzasnął zza biurka Ekscelencja- Czyż nie wiecie, że pandemia?! Hę?! Kto wam zezwolił latać po budynku taką watahą?! Jakby tu jakiś pilarz przechodził, ani chybi nie zostałaby z niego kosteczka!  

-O Ekscelencjo!- zdobył się na odwagę najstarszy z naczelników- Certyfikat nam wzięto! 

-Kto ośmielił się?!!!- wrzasnął Ekscelencja. 

-Audytorzy afrykańscy o Wielki! Lecz wszelkie sznurki pociągane są z wrażego naszej TZW gospodarce leśnej kraju. Trzeba zatem światłego umysłu, który odpowiednie pismo z wyjaśnieniem podyktuje. Pismo to odbierze rozum i chęć wszelkiej polemiki wrogom naszych lasów, a certyfikat zostanie oddany! 

-Dlaczego pozwalamy wrogom, żeby nas certyfikowali?!- wzniósł ręce w niebo Ekscelencja- Niedługo może Wajrak będzie to robił?! 

-Niedługo tak- skłonił się naczelnik nisko- Ale dokąd nie jest on Naczelnym Audytorem, trza słać pismo między bezlitosne Afrykany. 

-Skryba! – wrzasnął derektor- Bywaj tu! Będę dyktował! 

Pisarczyk z kartką papieru przecisnął się między leżącym zastępem pracowników derekcji. Uniżenie zajął miejsce przy małym stoliczku i pisnął trwożliwie: 

-Gotowym Ekscelencjo! 

-Pisz zatem: “Wy sukinsyny!… 

-Nie za ostro? – wystraszył się najstarszy z naczelników- Przecie oni to pod rasizm podciągnąć mogą… 

-Milczeć! – wrzasnął derektor- Wasze miłe i grzeczne załatwianie spraw uczyniło, że nie mamy certyfikatu! Teraz trzeba po męsku! Pisz zatem! “Wy sukinsyny! Bando niekompetentnych i niedouczonych pseudoekspertów! Wasz akwizytor… 

-Audytor- poprawił ostrożnie najstarszy z naczelników. 

-”…Wasz audytor, człowiek ograniczony i powolny na rozumie, które prawdopodobnie pierwszy raz był w prawdziwym lesie i nie potrafił zrozumieć idei trwałego, zrównoważonego i wielofunkcyjnego leśnictwa, zapewne do tej pory handlował kradzionymi dywanami w Afganistanie i tylko dzięki rodzinnym znajomościom, otrzymał tę posadę. Przyślijcie tu kogoś, kto naprawdę rozumie się na lesie, takim jak nasz, który w niczym nie przypomina waszej zaniedbanej i eksploatowanej bezmyślnie dżungli, niech was szlag! Naród nasz, który sporo wycierpiał od hitlerowców, nie takim jak wy da radę, bando indolentnych osłów, których nie trzymałbym nawet na etacie sprzątaczki! Żądam rychłego cofnięcia kretyńskiej decyzji! 

Ekscelencja Derektor” 

-Nie wiem czy tłumacz odpowiednio przełoży ekspresję tego wiekopomnego pisma- drapał się po głowie najstarszy z naczelników. 

-Jaki tłumacz?!- ryknął Ekscelencja na cały głos- Niech mi żaden nie waży się tłumaczyć! Winny się tłumaczy!!! Wysłać jak napisano i szlus!!! 

Leśnictwo policyjne

Baby siedziały na świetlicy nadleśnictwa. Łomot dziurkaczy zagłuszał leśne przyśpiewki, którymi umilały sobie monotonną robotę. 

-Ile tego konfetti mamy zrobić?!- pytała młodsza pomocnica starszej kasjerki. 

-Mój Boh!- załapała się za głowę kasjerka- To zależy kto nadleśnictwo nawiedzi! Jak naczelnik z derekcji, to jest przewidziane, że wysypie się sto kilo. Jak derektor regionalny – dwieście kilogramy. Jak derektor genieralny, to przecie pół tony konfetti pójdzie!  

-A jakby biskup przyjechał? 

-Tona najmniej! I to kolorowego! – sapnęła kasjerka- Straż Leśna wycina u siebie takie. 

-Ja nie wiedziała, że to u nas tyle dziurkaczy w nadleśnictwie!- dziwowała się młodsza pomocnica. 

-Toż z gminy jeszcze użyczyli! – wyjaśniła kasjerka. 

-A jak oni te konfetii na szacownych gości zrzucać będą? – dopytywała młodsza pomocnica. 

-Toż dromaderem pożarowym!- odpowiedziała kasjerka- Nareszcie przyda się on po coś, a nie latać, wodę daremnie rozlewać i harcerskie ogniska gasić! 

Do świetlicy wpadł nagle nadleśniczy: 

-W szeregu zbiórka! 

Baby przestały dziurkować i niechętnie ustawiły się w szeregu. 

-Słuchajcie baby!- powiedział nadleśniczy- Zaraz tu przyjedzie instruktor tańca z derekcji. Nie ma z nim żartów, bo on w policji pracował i jak kułakiem po karku dać wie on dobrze! Toteż instrukcje wykonywać, mord nie piłować, hulać do upadłego! 

-Hulać?!- wytrzeszczyła oczy główna księgowa. 

-Co tego konfetti tak mało?!- zdenerwował się nadleśniczy widząc nieomalże puste worki- Kija na was nie ma! Tylko byście kawy chlały po tych swoich kantorkach i kanciapach! A jak trzeba popracować w końcu raz uczciwie, od razu wyłazi co z was za bestie leniwe! Ja was nauczę!  

I nakazał żeby wszyscy leśnicy z terenu, porzucili wszelkie nieistotne czynności i przybyli wraz z dziurkaczami do nadleśnictwa. 

Konserwatyzm a’la las

Nowy sekretarz nadleśnictwa Garłacze stał przed nadleśniczym i perorował wymachując rękami: 
-Ta cała panna Marysia to skandal i obraza całej TZW gospodarki leśnej! Sprzeniewierza się konserwatywnym wartościom, jakim winien hołdować każdy polski leśnik!  

-I wódkę chla ponadprzeciętnie! – dodał kiwając głową nadleśniczy- A po dopalaczach to nawet zagaić nie wolno! I nawet na żadną pielgrzymkę delegować jej nie można, bo przecież jak tylko muzykę, zwłaszcza organową, gdzieś usłyszy, to zaraz zaczyna te swoje amfetaminowe wygibasy! Mam ja z nią tutaj dziesiąty krąg piekieł! Nie wspomnę, że baby biurowe dręczy ona bardzo, że jak tylko wchodzi do nadleśnictwa, to chowają się pod biurkami i po kanciapach! 

-I nie zwalnia jej pan?!- wytrzeszczył oczy sekretarz- Ani minuty nie trzymałbym w nadleśnictwie kogoś, kto poddaje się w stu procentach woli szefostwa!!! 

-Nie oszukujmy się panie sekretarzu- westchnął nadleśniczy- I sprawę stawiajmy jasno: każdy w tym przeklętym nadleśnictwie ma gdzieś jakieś znajomości i pokrewieństwa z piekła rodem. Pan też nie spadł nam z nieba jako wybitny fachowiec od sekretarzowania po nadleśnictwach i nie musiała pana wyszukiwać specjalistyczna agencja od znajdowania najlepszych pracowników na rynku. Tak samo i przeklęta panna Marysia. Toteż radzę pan przełknąć gorzką pigułkę i wzorem naszych bab biurowych, nie zbliżać się do niej bez potrzeby! 

-Jaką gorzką pigułkę?!- uniósł się dumnie sekretarz. 

-Kosza dostałeś pan i to prosto w mazak! – pokiwał głową nadleśniczy. 

-Ja tak tego nie zostawię! – zdenerwował się sekretarz-Nie pozwolę, żeby pracował tu ktoś, kto za nic ma odwieczne wartości i tradycję! 

-Nie wiem o jakie tradycje dokładnie panu chodzi, ale jeśli ma to związek z wykorzystywaniem stanowisk służbowych do wszelkiego rodzaju tokowisk i huczek, toś źle trafił przyjacielu, bo u nas rządzi kółko różańcowe, z pewną rosłą, postawną i prawdziwie konserwatywną Kaszubką jako przewodniczącą.  

Molestowanie panny Marysi

Panna Marysia, piastująca zaszczytne stanowisko leśniczego leśnictwa Mazgaje, gryzła słonecznikowe pestki i spluwała na podłogę w księgowości. Żadna baba, a już zwłaszcza główna księgowa, nie reagowała na ten szczyt chamstwa, albowiem panna Marysia nie wahała zwracać się do nich słowami powszechnie uważanymi za obelżywe, ani mówić co myśli o prowadzeniu się matek, ojców i babek. Nie wspominając o tym, że baby były święcie przekonane, że rozsierdzona panna Marysia, zrobiłaby użytek z kułaków, bez zbędnej zwłoki.

Nagle do księgowości wlazł jakiś nieznajomy jegomość w mundurze leśnika. 

-To nowy sekretarz nadleśnictwa- oznajmiły baby przedstawiając jegomościa. 

Panna Marysia splunęła pestką. 

-Witam- powiedziała- Marysia jestem. 

-Kłowicz Jurek, do usług! – ukłonił się szarmancko nowy sekretarz, a oczy zaświeciły mu się niczem staropruskiemu basiorowi- Nie spodziewałem się, że w nadleśnictwie są zatrudnione tak urodziwe panie! 

-Słyszycie baby?!- podniosła głos panna Marysia- Podobacie się dla sekretarza! Tylko za głównę księgowę nie bierz się bracie, bo ona zamężna. Zresztą pozostałe też zamężne, ale że nie mają mężów po dyrekcjach, to już nie musisz być taki ostrożny. 

-Bardziej miałem na myśli panią- uśmiechnął się lubieżnie sekretarz. 

-Mówiłam ci, że Marysia jestem, ale jak już chcesz mnie tytułować, to zapamiętaj, że ja panienką jeszcze jestem. I na żadne uboczne użytkowanie nie licz, bo ja silnie wierząca.  

-Ja też! – skwapliwie przytaknął sekretarz, przysuwając się do panny Marysi. 

-Szukaj jakiej innej głupiej- splunęła słonecznikową łupiną Marysia- Ja tu konserwy przyszłam fasować.  

-Załatwię ci najlepsze konserwy! – kusił sekretarz- Zajdź do mnie do gabinetu, to ustalimy szczegóły… 

-Cierpliwość mi kończy się- czknęła panna Marysia- No, baby! Dawajcie ten rozdzielnik na mielonkę, bo mnie tu zaraz ten bałwan molestować zacznie i będę musiała mu pokazać tzw. gospodarkę leśną.  

-Jaka narowista! – uśmiechnął się Kłowicz- Lubię takie… 

Świadkowie opowiadali, że w chwilę później pan sekretarz wybiegł z księgowości trzymając się za nos, z którego obficie lała się krew. Schował się w toalecie i długo z niej nie wychodził. 

-Widzicie baby! – panna Marysia dalej spokojnie pogryzała pestki słonecznika- Tak się kończy nakłanianie do nierządu służby leśnej w godzinach pracy.  

-Ja bym tak nie umiała! – pisnęła jedna z młodszych pomocnic starszej kasjerki. 

-Temu macie taki burdel w księgowości! – splunęła łupiną panna Marysia. 

Nieuchronna reedukacja

-Będzie nam “kęsim”- orzekł leśniczy Zdzisio, spluwając na podłogę fusami Najświętszej Kawy Kancelaryjnej, zaparzonej zgodnie z zachowaniem leśnego ceremoniału.  

-Cóż masz na myśli?- zapytał podleśniczy, a stażysta Ottokar dyskretnie uruchomił nagrywanie w dyktafonie, licząc na mniej lub bardziej kompromitujące wynurzenia leśniczego, które kiedyś będzie mógł wykorzystać. 

-Dobra Zamiana idzie ku końcowi- tłumaczył Zdzisio- Będziem oglądać ich upadek i sromotę. Kadrowa karuzela przyspieszy tak bardzo, że niektóre krzesełka, razem z zażywającymi przejażdżki wylecą poza orbitę tak daleko, że czasem i bezpowrotnie.  

-Jeno radować się!- zawołał podleśniczy. 

-Może i tak- filozoficznie podrapał się po skołtunionym łbie leśniczy Zdzisio- Jeno, że przy panu Hołowni, któren jest, jaki jest, jeśli chodzi o wiedzę przyrodniczo-leśną, stoi inny “pis”. Zielony. 

-Kamień na kamieniu nie ostanie się! – zawołał stażysta Ottokar- Całą kadrę zasłużoną dla tzw. gospodarki leśnej, zwolnią co do nogi! Wilków namnożą! Wszędzie będą hulać samosiejki! Biada nam!  

-Jeno radować się!- ponownie zawołał podleśniczy- Zarówno mi jedno, czy będę jeździł po pielgrzymkach czy na wykłady reedukacyjne Wajraka!  

-Może i tak- splunął fusami leśniczy Zdzisio- Ale ja w związku z wszelką rewolucją, zawsze jestem pełen obaw. Zawsze podczas ich trwania, zdarza się niewinna ofiara, która dostaje w łeb oskołkiem.