Henryk Małanka, najwybitniejszy ekolog na wschód od Wisły, za którym nawet Adam Wajrak mógłby nosić aparat marki Zenit, pracowicie leżał przy nieczynnej zlewni mleka i obmyślał frontalny atak medialny, jaki przypuści na leśników, największą gangrenę, toczącą ciało polskiej przyrody.
Chciał opublikować odezwę na całą stronę w wiadomej i znanej ekologicznemu establishmentowi gazecie, ale redaktorzy okazali się hipokrytami, fałszywymi i zdradzieckimi, którzy miast publikacji, przysłali mu pełne obelżywości pismo, w którym sugerowali wykonanie pewnych badań psychiatrycznych.
-Niech was czort!- splunął Małanka przeczytawszy list od redakcji- Tacy z was papierowi obrońcy wszelkiej puszczy!
Uważał jednak, że leśnicy są tysiąc razy gorsi od wszelkich pismaków, judaszy i pijawek, toteż po głębokich przemyśleniach, wstał nareszcie i wygłosił, nomen omen, płomienną mowę na temat kondycji psychiatrycznej niektórych lokalnych leśników. Niestety, z uwagi na dżumę, audytorium ograniczyło się do kilku ukrytych w rowie konsumentów, którzy spożywali nieznane jeszcze naukom medycznym płyny dezynfekcyjne.
-Nie widzą, że klimat się zmienił! – perorował Małanka- Że oto dzięki tępej i dzikiej melioracji oraz rębni zupełnej, kraj nasz staje się pustynią! I co robią?! Czy sadzą masowo sosnę banksa, która uwielbia pożary, ogień, pożogę i suchość? Oczywiście, że nie! Nawet im to do głowy nie przyjdzie! Sadzą pod sznurek te swoje deskodajne gatunki, które od wielu lat w przerażających ilościach transpirują wodę z gleby degradując ją barbarzyńsko! Wykaszają uprawy leśne, jakby nie wiedzieli, że każda kapka wilgoci jest na wagę złota! Gaszą pożary leśne, które nie są niczym złym dla środowiska!
Albowiem Henryk Małanka był zwolennikiem wielkoobszarowych pożarów, które jego zdaniem wpływały odświeżająco na ekosystemy. Niestety, prokurator człowiek ograniczony, ciemny i z wiadomej opcji politycznej, nazwał go wprost piromanem i wymierzył dotkliwą karę finansową. Mieszkańcy wsi srogo zaś poturbowali, kiedy okazało się, że to Małanka stoi za wypalaniem traw wokół rodzinnej miejscowości, toteż pomimo wszystkich swoich naukowych przemyśleń i wniosków, sto razy zastanowił się zanim zabrał matce zapałki, a i te błyskawicznie odkładał, przypomniawszy sobie wymierzone drutem kolczastym razy. Zwłaszcza te po gołych półdupkach.