Urzędowanie Romusia

– Co to jest?- zapytał nadleśniczy sekretarki, wskazując na kłębowisko pozgniatanych i wymiętoszonych papierów, które przyniosła i położyła na biurku.

– To są ważne dokumenty, które wychodzą z gabinetu pana zastępcy Romusia- oświadczyła zdenerwowana sekretarka- Wyglądałby dużo gorzej, gdybym mu ich nie wyszarpała. Zresztą wszystko i tak polał kawą. Ugryzł mnie dodatkowo w rękę, a wiem, że szczepiony nie był!

– Jezusie Nazareński!- złapał się za głowę nadleśniczy- Oszaleję! Jeszcze jeden tydzień z tym durniem i wywiozą mnie prosto do Choroszczy!

– Wszystkich nas wezmą razem!- powiedziała sekretarka i bez pozwolenia ze strony nadleśniczego klapnęła na fotelu relaksacyjnym, na którym wolno było siadać tylko i wyłącznie szefowi nadleśnictwa- Chociaż to on powinien tam czas spędzać!

– I tak oto sprowadził nadleśnictwo do swojego poziomu!- westchnął nadleśniczy- Oto co znaczy jeden idiota ale za to na ważnym stanowisku! Wszystkich w nadleśnictwie przerobił na kretynów! Napije się pani czegoś? Koniaku?

– Niechże sobie pan panie nadleśniczy wyobrazi, że zażądał wódki!- powiedziała sekretarka wychylając  duszkiem szklaneczkę wiadomego trunku- Za pomocą tej swojej straszliwej mowy oznajmił, że skoro zwykły leśniczy może napić się gorzały w godzinach pracy, to tym bardziej ktoś na jego stanowisku!

– Taki z niego pożytek jedynie, że ZUL-e boją się go jak ognia i zaprzestali zawracania mi głowy z każdą bzdurą.

– Ale inspektora pracy niepotrzebnie zdzielił w gębę- powiedziała sekretarka.

– Ze strachem myślę o audytorach od Najświętszego Certyfikatu!- nadleśniczy spojrzał w okno- Toż spuści im łomot jak amen w pacierzu! Zauważyłem, że jak tylko czegoś nie rozumie, to wali w mordę!

– W sumie prawdziwy mężczyzna- wzruszyła ramionami sekretarka, którą koniak uczynił nieco odważniejszą- Może lepszy taki niż cichociemna menda, wykorzystująca ponad miarę swoje prerogatywy do prowadzenia Trwałej Wielofunkcyjnej i Zrównoważonej gospodarki!