Skąd zło w lesie?

Dlaczego Pan Bóg stworzył podleśniczego?  

A dlaczego stworzył pijawki, jemioły i kleszcze? Dlaczego stworzył ospę i choroby weneryczne? Dlaczego sprawił, że istnieją żmije jadowite, ośmiornice wstrętne i cuchnące, meduzy galaretowate i strzykwy obrzydliwe?

Dlaczego stworzył inżyniera nadzoru, który jest jawnym zaprzeczeniem, że stwarzał Pan Bóg ludzi na swoje podobieństwo? A jeśli stwarzał, to kto chce wiedzieć jak Pan Bóg wygląda? A może zarówno podleśniczy i inżynier, Główna Księgowa, nadleśniczy, zastępca jego, wszyscy oni są dowodem, że Pana Boga nie ma? 

Może to Zeus jest odpowiedzialny za tę całą menażerię? Czyż nie czytamy, że w Helladzie starożytnej chodziły przeróżne Gorgony, Tyfony i Minotaury? Zeus uczestnicząc w jakim sympozjonie, napoiwszy się bez umiaru, straciwszy wszelkie hamulce i opory, stworzył monstra wszelkiej maści i autoramentu, kazał im żyć mimo obrzydliwości charakterów, jawnemu zaprzeczaniu prawidłom estetyki, fizyki i całemu temu bestiarium pozwolił pracować w lesie.  

A może to odwieczna walka Dobra ze Złem?  

Znosić musi leśniczy wszelkie niegodziwości ze strony tej hałastry, która tylko dybie na jego szczęście, pragnąć jego życie dostatnie i szczęśliwie obrócić w pasmo nieszczęścia i nędzy, tylko dlatego że reprezentuje sobą całe dobro, sprawiedliwość, rozum, szlachetność, czystość, pomiarkowanie w jedzeniu i piciu, jakie tylko na tym padole nienawiści i ohydztwa panuje? 

Wysyła Zło wszelakie monstra przeciwko dobremu i mądremu leśniczemu, nie daje mu spać po nocach, bo musi leśniczy wymyślać różne kary i zadania dyscyplinujące dla podleśniczego, tak żeby odechciewało mu się Złu służyć kornie. Czyli to nie Pan Bóg ani Zeus, ani Jowisz, ani Ra wielki i potężny, stworzyli podleśniczego, a Szatan! Lucyfer, on ci owego uczynił, wstrętnego i podstępnego!

Takie ci to ‘’światło’’ Lucyfer Lasom Państwowym dostarczył!

Jasno teraz widać jaka tego przyczyna, że jak ktoś się na pielgrzymce upije, awantury wszczyna z tyłu autokaru, choćby i z samej Częstochowy jechał, to tylko ów wyrodek zakaukaski, psubrat i wykolejeniec.  

Nie słyszano, żeby podczas narady zaczął jaki podleśniczy śpiewać pieśń nabożną. Przez gardło by mu nie przeszło. Udławiłby się dobrym słowem. Padłby z nienawiścią na wykrzywionej złością gębie. Jakże wierci się on, kiedy na sali narad krzyż wisi, jakże mu niewygodnie, pali żywym ogniem! Powieście wianek czosnku nad drzwiami, a wrychle ucieknie! 

Słyszano za to wiele razy, jak to podleśniczy doprowadził do rozstroju nerwowego leśniczego, tego chodzącego anioła, ducha dobrego w lesie. Samą tylko głupotą i tępym wyrazem podłej gęby podleśniczy to umie zrobić. Wystarczy, że leśniczy zobaczy rankiem podleśniczego, a już cierpi. Wnętrzności mu szarpie, łeb pęka i boli jakby mu go kijami okładano, cęgami paznokcie rwano. 

Tylko dlatego wytrzymuje leśniczy, że zna odpowiedzialność swoją. Nie o jego własne dobro chodzi, ale o ratowanie Lasów Państwowych przez zakusami Zła. 

I ile musi się napracować leśniczy, ile natrudzić, ile pacierzy odmówić, ile nabiczować się ukradkiem po godzinach pracy, ile narad we włosienicy odbyć, aby w końcu po wielu latach tej straszliwej męki, można było z podleśniczego zrobić leśniczego, człowieka.

Ile musi mu zadań w deszcze, śniegi, roztopy wyznaczyć, przed i po godzinach pracy, ile musi się naskarżyć do nadleśniczego, na lenistwo, gnuśność, mizerię umysłową i niewydarzenie podleśniczego, aby wreszcie po iluś latach wydobyć go z macek i sideł Lucypera.  

Tam, gdzie nie pomogłyby żadne egzorcyzmy i modły, tam pomoc niesie leśniczy. 

Aby nastąpiła przemiana ze Zła Absolutnego w Dobro. 

Czas powrotów

-Niedźwiedź!- wrzasnął stażysta Jonasz, kiedy drzwi kancelarii nagle się otwarły, a w progu stanęła okutana w futra, stare onuce i uszanki postać. Pomimo ropiejących ran na tyłku i karku, z zadziwiającą chyżością, zanurkował pod biurkiem. 

Leśniczy Zdzisio przetarł oczy ze zdumienia. 

-Romuś?! 

-Ygghyyy!- załkał olbrzym. 

-A co ty tu robisz?!- zerwał się na równe nogi leśniczy- Na Zeusa co się stało?! 

Romuś za pomocą straszliwych dźwięków, sapnięć i przewracania oczami, opowiedział jak to został przegnany precz z ministerstwa. Wprawdzie bronił się zaciekle i tłukł na oślep swoim zdechłym kotem, ale nic to nie dało, zabrali mu biurko, apanaże, kazali się wynosić i zarekwirowali dwie tony mielonki turystycznej, jaką dostawał w licznych prezentach od nadleśnictw. Został mu tylko kordelas i sanacyjny mundur, ale i to przepadło w pociągu, gdy doszło do szarpaniny z konduktorem po nieuprawnionym zatrzymaniu składu hamulcem awaryjnym.  

-Czemuś ty pociąg zatrzymywał? – dopytywał leśniczy. 

Romuś wyjaśnił, że bardzo chciało mu się siusiu. 

-Toż kibel w każdym pociągu! – zdziwił się podleśniczy. 

Romuś pokręcił kudłatym łbem i oznajmił, że chyba nie we wszystkich, a już na pewno nie w tym zasranym piędolino. 

Dalej wyjaśniło się, że Romuś po latach peregrynacji po derekcjach i ministerstwach wraca do leśnictwa Krużganki, gdzie będzie piastował odpowiedzialną funkcję robotnika pomocniczego, że takich wygnańców jak on będzie wielu, ale wszyscy zmówili się, że za cztery lata to będzie prawdziwa rzeź, gotowanie w oleju i przywiązywanie do drzew drutem kolczastym, miażdżenie jąder, łupanie czaszek, wydłubywanie z oczodołów, wlewanie ołowiu w różne otwory i zrywanie paznokci. 

-Czemu z nadleśnictwa nie dzwonili? – dziwił się leśniczy. 

Romuś odpowiedział, że w nadleśnictwie był traktowany jako ten trędowaty, że papiery wręczano mu na kiju od miotły, ale że przyjdzie dzień pomsty, podusi ich tam wszystkich jak małe pisklaki, że oczy im wyjdą na wierzch, że już trochę zaczął, ale niepotrzebnie może, bo huknął Główną Księgową w kark, aż upadła i nie wstała, dopóki on nie wyszedł z nadleśnictwa. 

-A my mamy stażystę! – zreflektował się leśniczy Zdzisio i zwrócił się do Jonasza- Wyłaź spod biurka durniu! Przedstaw się! 

Wiersz leśnika Patrioty

Teraz gdy w lesie ryża banda, 

Teraz gdy w lesie po niemiecku, 

Poznasz co znaczą gwałt i granda. 

I pozna każde, polskie dziecko. 

Umilknie dzięcioł patriota, 

Zdechną słowiańskie kozodoje, 

Będzie zgnilizna i martwota, 

Piekło otworzy swe podwoje. 

Za cztery lata nic nie będzie! 

Za cztery lata w krąg pustynia! 

Zniszczone wszelkiej puszczy piędzie, 

Las będzie Marsa przypominał! 

Na próżno jednak ślozy lejesz, 

Już jest za późno na lamenty 

I chociaż dusza wciąż boleje, 

Trzeba odrzucić sentymenty! 

Ktoś przecież musi wyciąć zręby! 

Ktoś zastosować rębnię piątą, 

Zaciśnij zatem mocno zęby, 

Zwłaszcza że pójdzie ‘’hajs’’na konto. 

Nowa ale stara Ekscelencja

-Ha! Ha! Ha! – huczała zza ścianą małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka. 

-Z czego się tak śmiejesz ciemna i durna babo?!- zapytał najuprzejmiej jak potrafił leśniczy Zdzisio. 

-Śmieję się z waszej nowej Ekscelencji! – huczała dalej małżonka- I z tego, że wasz szwabski premier, ledwo dukający po polsku rudy Niemiec, nie potrafi skutecznie odwołać naszej starej Ekscelencji. 

Leśnicy milczeli ponuro. 

-Czemu nie można odwołać derektora od razu, zgodnie z leśnym obyczajem wywalić bezlitośnie na zbitą mordę, czyli gdzieś na posadę inżyniera nadzoru? – zapytał stażysta Jonasz, wycierając brudnym gałgankiem ropiejący czyrak na karku. 

-Jest on jakimś radnym gdzieś w jakimś powiecie- odpowiedział leśniczy Zdzisio- Nie można go ot tak wypierpampolić, choć my wszyscy, przeciwnicy sanacyjnych mundurów i lakierowanych oficerek oczekiwaliśmy pokazowego i widowiskowego spektaklu, przynajmniej takiego jak z TVP. 

-Czyż życie nie pokazało, że można leśnika, który jest radnym wywalić na pysk zbity?!- zapytał podleśniczy- Niech się włóczy potem po sądach i użera z prawnikami! A z drugiej strony, do czego tu się spieszyć? Nowa Ekscelencja okazuje się starą Ekscelencją, nic się nie zmieni, mniejszości seksualne i religijne nadal będą miały mały udział w zarządzaniu majątkiem Skarbu Państwa. 

-Nawet nie wiesz ilu wyznawców Szatana piastuje odpowiedzialne stanowiska w derekcjach- pouczył go leśniczy Zdzisio- Sądząc po pismach z derekcji większość to masoni i iluminaci. Kto wie, może nowy derektor każe święte gaje papieskie wycinać?! 

-Raczej każe jeszcze więcej ich sadzić- podleśniczy ponuro popił Najświętszą Kawę Kancelaryjną. 

-A mnie tam wsio rawno, kto tam zainicjuje prywatyzację lasów- machnął brudnym od ropy gałgankiem stażysta Jonasz- Byle bym staż zdążył skończyć i na pakiet akcji zdołał załapać się! 

-Młodzież- splunął pogardliwie leśniczy Zdzisio- Marsz wyznaczać TWP w 122b! Durniu ty jeden! Bałwanie! Cały staż zmarnowałeś na takie myślenie?! To wyniosłeś słuchając tylu pożytecznych dyskusji w kancelarii leśnictwa?! Czego to bydlę tak wyje?! 

-Nic już nie mówię! – obraził się stażysta. 

-Nie o tobie gadam durniu!- machnął ręką leśniczy Zdzisio- Czego Szarik tak po kotłowni szaleje?! 

Istotnie, Szarik, straszliwa bestia rodem z piekła, przerażający mieszaniec wyżła z chartem afgańskim, maltańczykiem, a jak twierdził podleśniczy, niejako świadek prokreacji, było to monstrum posiadające również domieszkę krwi kilkunastu okolicznych jamników i terierów, gryzł zębami mury leśniczówki, pragnąc się wydostać z kotłowni, pognać gdzieś przed siebie i pozbawić życia pewną część ekologów i leśników na kierowniczych stanowiskach, do czego był szkolony, całe swoje trudne życie. 

-Pokazałam mu zdjęcie waszej nowej, ewentualnej Ekscelencji- zagrzmiała zza ściany małżonka leśniczego.  

-Zareagował typowo po katolicku- podsumował wielce pożyteczną dyskusję leśniczy Zdzisio, który dodał na koniec, że nie warto chodzić na wybory, skoro po nich wszystko ma być tak samo