Pewna kretynka, wczoraj, usiłowała doprowadzić do rozbicia autobusu relacji Warszawa- Lublin, celem poniesienia śmierci samobójczej.
I śmieszno i straszno.
Gdyby napakować tej kobiecie do łba jakiś bzdur o walce z niewiernymi, owinąć ją trotylem czy tam innym dynamitem (a jak zamach miałby być na bogato to jakimś lepszym C4), jak nic wysadziłaby ten autobus w powietrze.
Tacy ludzie są jednak wśród nas. Na szczęście brakuje nam jeszcze kaznodziejów nienawiści, ale poczekajmy i na to. Albo nasi się zradykalizują jeszcze bardziej, (choć trudno wyobrazić sobie dobrodusznego proboszcza, żeby namawiał kogoś do wysadzenia się w środku kliniki in-vitro) albo znajdzie jakiś z importu szaleniec, który naobiecuje komuś takie mnóstwo dziewic w raju, że ów wysadzi się na przystanku PKS, pośród staruszek i dzieci.
Niespełnione ambicje nie mogą wpływać na życie innych.
Co by to było na świecie, gdyby każdy kto zda sobie sprawę, że będzie „wiecznym podleśniczy”, podpalał nadleśnictwo z ludźmi w środku, wcześniej upewniając się, że nikt nie zdoła się wydostać? Tylko człowiek bez serca odpowiedziałby, że „wolne etaty w Służbie Leśnej”.
Lecę dziś samolotem. A potem autobusem (jadę nie lecę). Należy mieć nadzieję, że nikt wśród prowadzących, czy współpasażerów nie będzie zainspirowany ostatnimi wypadkami lotniczymi czy tym nieszczęsnym przypadkiem z autobusu. Potencjalnych samobójców namawiam jednak do wzniesienia się ponad swój indywidualny i rozbuchany egoizm i odbierania sobie życia w sposób, który nie wpływa na życie osób postronnych (dużo rozsądniej jest się utopić, albo zagłodzić), a najlepiej udać się po pomoc psychiczną.
Przestworza niebieskie (tę podróż udało się dokończyć – oby tak zawsze)