Za późno na bicie! Teraz trzeba Zeusa prosić o miłosierdzie (albo kogoś podobnego).

Najwybitniejszy ekolog na wschód od Wisły, odkrywca wielu nieznanych nauce, handlowi prywatnemu, czy nawet Sanepidowi zależności ekosystemowych, Henio Małanka, stał pod zlewnią mleka i wobec nader licznego audytorium wieszał psy na TZW gospodarce leśnej.

-Nie zapominajmy nigdy kto prowadzi tę Tak ZWaną gospodarkę! – szydził- Są to osobniki na poziomie inteligencji oceanicznego krylu! Euglena i pantofelek, a nawet Baccilus tuberculosis, to osobniki wysoko rozwinięte w porównaniu z całą tą, nie wahajmy się użyć tego sformułowania: grzybnią obsiadłą na naszej prastarej, odwiecznej własności przyrodniczej! Ciemna i wsteczna masa wyznacza drzewa do wycięcia! Bezrozumna i tępa siła, spycha w nicość najcenniejsze zagajniki!
-Ja mu zaraz pójdę i je…bnę!- denerwował się podleśniczy, który wraz z leśniczym Zdzisiem, któremu akurat tego dnia hemoroidy odbierały całkowicie wolę życia, słuchali tyrady ekologa.
-Idź! Je…bnij!- puknął się w głowę leśniczy- Toż durniu nie widzisz, że on jeno czeka abyśmy udowodnili jednym takowym postępkiem wszystkie wygłaszane przez tego durnia tezy?! A jeszcze wsadzilibyśmy go na ołtarze jako męczennika!
-To co teraz nam robić?! Nie zdzierżę tych kalumnii!
-Teraz jest już za późno! – stęknął leśniczy, którego przy lada poruszeniu żylaki wiadomego miejsca, bolały nieludzko- Daliśmy się zapędzić w kozi róg i módlmy się jeno o cud drastycznego obniżenia wieku emerytalnego, bo inaczej cienko to widzę, oj cienko…

Nie masz jak feudalizm, panie…

-Do mnie durnie! – wrzasnął Ekscelencja na cały głos. Dziki tabun naczelników, paziów, giermków i zwykłej czeladzi wpadł do gabinetu, rzucając się bez zbędnej zwłoki na ziemię.

-Rozkazuj panie! – wydukał najstarszy z naczelników.
-Za wcześnieście mnie pochowali! – drwił Ekscelencja- Za szybko chcieliście złotogłowiem obszyte poduszki wyrywać spod mej głowy! A ja jeszcze jestem derektorem i rozkazuję wam bałwany, żebyście mi wyprawę do lasu zorganizowali!
-Gdzie, o wielki? – zapytał najstarszy z naczelników.
-Już wy wiecie, gdzie najlepiej! – ryknął Ekscelencja- Do takiego nadleśnictwa, żeby mi wygoda była, durnie! Niech was szlag wszystkich! I żeby mi Najświętszy Ceremoniarz zachować, bałwany, kpy, wyskrobki!
I zaczął tak wrzeszczeć, że wszelka służba zniknęła mu z oczu w okamgnieniu, albowiem wszyscy wiedzieli, że rozsierdzony Ekscelencja zdobywał się na rzeczy zgoła straszliwe, zwłaszcza względem maluczkich, nieistotnych dla TZW gospodarki.
Naczelnik czem prędzej wyprawił jegra do najbliższego nadleśnictwa. Kiedy ów wpadł na podwórzec na spienionym koniu, nadleśniczy wiedział o co chodzi:
-Nie można było zadzwonić? – dopytywał rozżalony- Toż w dobie Elona Muska…
-Zamilcz głupcze! -zawołał jegier tłukąc konia po zadzie- Zali nie rozumiesz, że powracamy do feudalnych korzeni!? Każ babom wdziewać stroje odświętne! Stoły jadłem zastawiaj! Ikony na ścianach wieszaj! Nuże, bo Ekscelencja już w drodze!
Wtedy wpadł drugi jegier, na równie spienionym koniu, wrzeszcząc wniebogłosy:
-Jego Ekscelencja Derektor wnet przybędzie!
Nadleśniczy spanikował:
-Chór niegotowy! Katering niezamówiony! Wieniec powitalny… Mój Boże…
Wówczas na podwórzec wpadł jegier trzeci, na koniu tak zziajanym, że ten padł pod nim, jakby przez tydzień ciągał wozy nad Morskie Oko:
-Oto ta łuna, którą wszyscy zapewne widzicie- wskazał ręką ponad lasem- Ogłasza, że Ekscelencja Derektor za trzy pacierze udzieli wam łaski nawiedzin!
Istotnie, zza zakrętu wyłoniła się lektyka, niesiona przez rosłych strażników, otoczona tłumem naczelników, paziów, giermków, czeladzi wszelkiej maści, bratanków i chrześniaków. Cały kondukt posuwał się zaskakująco chyżo, albowiem zza zasłonek, słychać było głos rozsierdzonego Ekscelencji:
-Szybciej durnie!
Kiedy procesja stanęła przed drzwiami nadleśnictwa, zagrzmiały straszliwe trąby i gdyby nie to, że budynek zbudowany został zgodnie z rozporządzeniem dotyczącym budowy siedzib leśnych urzędów, podzieliłby los murów Jerycha.
-Jego Ekscelencja Derektor Jeneralny!- wrzasnął anonsując najstarszy z naczelników, uchylając zasłony.
Wtedy trąby zagrzmiały jeszcze potężniej.
-Ale mnie wytrzęsło! – mamrotał Ekscelencja wysiadając- Chyba jednak zamówimy poszóstną karocę, boć przecie ja o świecie nie wiem, tak mi łeb wykolebotało!
Baby z nadleśnictwa machały gałązkami świerka, śpiewając radosne hymny.
-Czego one tak mordy piłują?!- zdenerwował się Ekscelencja.
Służba Ekscelencji przegnała baby precz kopniakami.
-Jeść siła dawajcie gospodarzu! – wrzasnął Ekscelencja do nadleśniczego, który zgięty wpół dukał słowa powitania- Głodniśmy!
-Już wiozą Ekscelencjo- stękał nadleśniczy- Późno dostaliśmy wieści o wizycie… Tymczasem proszę na kawę i ciasteczka…
-Co?!- oburzył się Derektor- Na co?! Po to mnie nieśli tutaj z samego pałacu, żebym ja teraz pieczystego nie zażył?! Co za dureń zawiaduje tym folwarkiem?! Służba!!! Do stu diabłów! Nieście mnie nazad! A ty durniu, przez przypadek mianowany nadleśniczym, szukaj innej posady i to poza naszą korporacyją!
I Ekscelencja złorzecząc i przeklinając wsiadł do lektyki, którą zziębnięta i głodna służba poniosła pośród tych wszystkich przekleństw, złorzeczeń i świstów szpicruty z powrotem.