Leśniczy Zdzisio z karabinem wyglądał niezwykle poważnie.
-Henio Małanka zesra się ze strachu! – powiedział podleśniczy- Zastanawiam się tylko, dlaczego właśnie ze Służby Leśnej, zechciał Ekscelencja zrobić mięso armatnie!
-A do czego wy się tam nadajecie?!- zahuczała zza ściany małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka- Z waszymi kompetencjami to i tak za dużo! Wy powinniście kosy na sztorc posiadać jako uzbrojenie!
-Widać, że zbieracze chrustu będą jednakowoż bardziej namolni, niż mogłoby się wydawać pierwotnie- ciągnął podleśniczy.
-Chodźmy wypróbować! – zdecydował leśniczy Zdzisio.
-A patronów dali?- zapytał podleśniczy.
-Ja tam mam swoich dość!- powiedział stanowczo leśniczy i poszli za stodołę.
Strzelnica była gotowa tam z dawien dawna, albowiem w częstych chwilach wolnych od obowiązków służbowych, strzelali sobie z wiatrówki do wizerunków kierownictwa nadleśnictwa, gdzie najwięcej punktowane było trafienie w fotografię aktualnego inżyniera nadzoru.
Leśniczy Zdzisio majstrował coś przy zamku.
-Nie idzie coś, kuźwa jego betlejemska!- denerwował się- Rękojeść przeładowania coś zacina się!
-Daj ja spróbuję!
-Ty durniu, jeszcze nas pozabijasz!
Leśniczy Zdzisio mocował się jeszcze jakiś czas, aż w końcu zdecydował się pomóc sobie kamieniem.
Jak powiadają raz w roku to i pogrzebacz strzela, nic więc dziwnego, że i karabinek ni z tego, ni z owego wypalił.
Leśnicy stali przez chwilę oszołomieni.
-Gdzie to poszło?!- wystraszył się leśniczy Zdzisio.
-Chyba w moją stopę- odezwał się słabym głosem podleśniczy.
-Mocno, kuźwa twoja damasceńska?!- zaniepokoił się leśniczy- Trzebież w 121 jeszcze przecież niewyznaczona!