Leśne Zakłady Mięsne

Nadleśniczy otworzył naradę, wygłaszając płomienną tyradę o zidioceniu swoich pracowników, ich głębokiej niekompetencji, przypadkach jawnego kretynizmu, a wszystko to z powodu zadania jakie otrzymał z Derekcji.

– Derekcja wskazała nasze nadleśnictwo, jako jednostkę, która ma otworzyć sklep mięsny z rozmaitą dziczyzną- zakomunikował srogim głosem nadleśniczy, dodając jeszcze kilka zdań na temat wrodzonej tępoty kilku leśniczych i że na ich miejsce za bramą czeka setka chętnych i tylko dlatego, że ci czekający są jeszcze bardziej tępi od tych na sali, nie zdecydował się ich powymieniać.

– Do czasu jednakowoż- pogroził palcem załodze nadleśniczy- W związku z naszym zadaniem, wyznaczam jako ekspedientkę pannę Marysię, obecnie piastującą zaszczytną funkcję p.o. leśniczego leśnictwa Mazgaje. Towar mamy dostarczać sami, a więc w ramach kontyngentu, każde leśnictwo ma oddawać sto kilo mięsa tygodniowo.

– Ja się nie nadaję na sklepowe!- zdenerwowała się panna Marysia, słynna eksstażystka leśniczego Zdzisia- Ja nigdy nie robiłam w branży mięsnej!

– Z drewnem daje pani radę, to i mięso pani komuś wciśnie!- zdenerwował się nadleśniczy- Ja tu się nie pytam o kompetencje, tylko zadania rozdzielam!

– A skąd my tyle dziczyzny weźmiemy?!- leśniczy Zdzisio, jako najbardziej życiowo doświadczony, dokonywał pośpiesznej kalkulacji.

– Gówno mnie to obchodzi!- rozeźlił się nadleśniczy na dobre- Ma być kuźwa sklep, ma być ekspedientka, ma być towar na półkach!!!

– No a niby gdzie ma być ten sklep?- zapytała panna Marysia, żując jakąś substancję psychoaktywną.

– Małą ma pani kancelarię do jasnej cholery?!- nadleśniczy- Wstawi się lodówki, zamrażarki, jakąś glazurę się rzuci na jedną ścianę i haki. I niech będzie ten cholerny sklep! I niech ja więcej nie słyszę głupich pytań! Niech ja mam spokój i warunki do prowadzenia TZW gospodarki leśnej!!!

– Czy kontyngent ma składać się wyłącznie z dziczyzny, czy można w ramach przymusowych dostaw, oddawać inne rodzaje mięsa. Na ten przykład wieprzowinę domową?- pytał zapobiegliwie leśniczy Zdzisio.

– Mnie to gówno obchodzi co tam będzie w sklepie!!!- huknął ręką w stół nadleśniczy- Byle reklamacji nie było!

I rozjazgotał się na dobre na temat niżu intelektualnego na sali.

Ucieszna rozmowa w kancelarii leśnictwa Krużganki

– Teraz wiem co sprawia, że uprawa w 222b przypomina obraz nędzy i rozpaczy- orzekł leśniczy Zdzisio, siorbiąc głośno Najświętszą Kancelaryjną Kawę, bez której nie może rozpocząć się żaden dzień ciężkiej pracy w Lasach Państwowych.

– Co?- zapytał podleśniczy.

– Wiadomo- wzruszył ramionami leśniczy- Szatan, Belzebub i Lucyfer. Nikt inny za tym nie stoi.

– Sądzisz, że szeliniaki, sarny, jelenie i łosie  zostały do tego namówione przez Księcia Piekieł?- zapytał poważnie podleśniczy,

– To proste jak drut. Jakież może być inne wytłumaczenie?- podniósł do góry palec leśniczy.

– Spróbuj to napisać w wyjaśnieniu- machnął ręką podleśniczy- „…w nawiązaniu do notatki służbowej inżyniera nadzoru w sprawie zgryzionej uprawy w oddziale 222b, wyjaśniam, że jest to sprawa sił nieczystych, a najpewniej samego Szatana, na co Służba Leśna nie ma wpływu, ze względu na braki teologiczne. Zwracam się z prośba o egzorcyzmowanie w/w uprawy. Podpisano leśniczy Zdzisław.”

– Ni kpijcie z Pana Derektora!- zagrzmiała za ścianą małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka- Bóg go zesłał! Tylko on jeden może przynieść ratunek udręczonym przez siły nieczyste lasom! Ileż u was zgnilizny moralnej widać po przykładzie waszej zdegenerowanej trójki.

Tu stażysta Romuś zaprotestował za pomocą potępieńczych jęków, które miały uświadomić wszelkiemu słuchaczowi, że on też uważa, że wszystkie procesy naturalne w lesie, zarówno w kraju, jak i za granicą to sprawka Diabła. A Adam Wajrak ma podpisany cyrograf.

– I pamiętajcie jak rzadko zdarza się w dziejach Lasów Państwowych taka komfortowa sytuacja!- zahuczał małżonka- Dzięki której Pan Derektor może wcielać w życie swe mądre i światłe idee! I objaśniać ciemnocie leśnej rządzące lasem prawidła!

– Jaka sytuacja?- zdziwił się leśniczy Zdzisio.

– Że na skutek sytuacji  i powiązań towarzysko- rodzinnych, nawet Minister Ochrony Środowiska, może Pana Derektora w dupę pocałować- huknęła małżonka leśniczego, aż na ziemię spadło godło państwowe, przytwierdzone do ściany, nazbyt lichym gwoździkiem.

Opoka i fundament gospodarki leśnej

Jego Ekscelencja Derektor wrzasnął zza swego biurka:

– Do mnie durnie!

Przez próg gabinetu przelała się fala naczelników, specjalistów, giermków i zwykłych podnóżków, która uderzona widokiem Najwyższego, legła zielonym pokotem przed jego zasępionym obliczem.

– Jesteśmy o Wielki!- zawołali wezwani, nie ośmielając się podnieść wzroku na Ekscelencję- Rozkazuj bądź wydawaj zarządzenia!

– Mam kilka pytań do was osły, bo jak się mi zdaje, nie rozumiecie podstawowych kwestyj tyczących się naszej wyjątkowej gospodarki leśnej!- zawołał Ekscelencja- Kto mi powie barany liparyjskie, co jest podstawą Trwałej, Zrównoważonej i Wielofunkcyjnej gospodarki leśnej?

– Ustawa o Lasach!- zawołał pośpiesznie jeden z młodszych podnóżków.

– Dureń!- machnął lekceważąco ręką Derektor- Wynoś się stąd!

Podnóżek, o mało nie omdlawszy z konfuzji, wyczołgiwał się z gabinetu rakiem, pośród złośliwego chichotu reszty.

– No gamonie?!- Ekscelencja podniósł głos o ćwierć tonu- Kto wie?

– Zasady Hodowli Lasu?- niepewnie zapytał ktoś z tyłu.

– Precz mi z oczu!- wrzasnął dotknięty do żywego Ekscelencja- Cóż za idiota! Któż go tu zatrudnił?!

– O Najwyższy!- najstarszy z naczelników, wciskał nos w perski dywan- Jest to mój siostrzeniec, który ma jeszcze mleko pod nosem, bo zaledwie dziesięć lat minęło jak ukończył studia…

– Wybaczam!- wyniośle rzekł Ekscelencja- Ale niech nie zbliża się do mnie więcej, albowiem poraża mnie tak bliska obecność ludzi tępych i ograniczonych. Nuże! Czekam odpowiedzi!

Zapadła cisza. Gdyby Ekscelencja miał w swoim gabinecie donicę z chrobotkiem reniferowym, zapewne byłoby słychać jak rośnie.

Leżący zgodnym pokotem podwładni, zachodzili w głowę, która to regulacja prawna, zarządzenie lub inny akt był dla TZW gospodarki leśnej prawdziwym fundamentem.

Ktoś wyszeptał, niestety nazbyt głośno coś o nieszczęsnej Konstytucji, co rozjuszyło Derektora do granic, przez co przez moment przypominał gwałtownego i nieobliczalnego cesarza Karakallę, zaraz po słynnym bratobójstwie. Brakowało mu tylko miecza w ręce i krwi na brodzie.

– Bałwany!- wrzasnął- Czyście bez reszty postradali resztki jasności umysłów?! Nie ma nawet jednego średnio rozgarniętego, który wie co jest opoką naszego działania?! Nic dziwnego, że napotykamy tysięczne trudności, skoro nawet wy, idioci, a zarazem pożałowania godne namiastki prawdziwych współpracowników nie znacie podstaw! Szlag by was wszystkich! Pierwszy lepszy ministrant i wikary jest bardziej kompetentny niż cała wasza zgraja! Byle proboszcz zagoniłby was w kozi róg! Ostatni raz powtarzam, że jedynym filarem gospodarki leśnej jest religia chrześcijańska, a cała reszta wszelkich regulacyj to jedynie nic nie znaczące didaskalia! No chyba, że są to pisma mojego autorstwa, pisane pod natchnieniem wiadomego Ducha! A teraz won mi stąd do diabła!

Sprzedaż drewna w leśnictwie Krużganki

Pierwszy czwartek miesiąca był według niepisanego zwyczaju leśniczego Zdzisia dniem, kiedy sprzedawał okolicznemu i wiejskiemu społeczeństwu, drewno na opał.

Jak zwykle leśniczy stał na schodkach prowadzących do kancelarii, po prawicy mając podleśniczego, po lewicy stażystę Romusia, a w niedalekim odwodzie małżonkę, rosłą i postawną Kaszubkę, która trzymała na łańcuchu rozwścieczonego do granic Szarika, bestię z piekła rodem, mieszańca charta z wyżłem.

Przed leśniczym stał tłumek mieszkańców wsi, pragnący zakupić drewno do ogrzania swych chałup.

– Zanim rozpoczniemy sprzedaż- zawołał leśniczy- Według rozporządzenia Ekscelencji Derektora, macie mi odpowiedzieć na kilka pytań! Od waszych odpowiedzi zależy czy kupicie drewno czy też nie!

Tłumek zaczął pokasływać nerwowo.

– Po pierwsze!- zagrzmiał leśniczy- Czy popieracie Trwałą, Zrównoważoną i Wielofunkcyjną gospodarkę leśną?

– Popieramy!- zawołał tłumek jednym głosem- Popieramy,  a juści!

– Bez fałszywego entuzjazmu tylko!- pogroził palcem leśniczy- Odpowiadać prosto i zwięźle!

– Czy palilibyście w piecach drewnem pochodzącym z Puszczy Białowieskiej?- zagrzmiał znów leśniczy.

– Palilibym!- ochoczo zawołali wieśniacy.

– Czy jadacie mięso?!

– Jadamy!- wrzasnął tłumek.

– A w piątek?!- zapytał chytrze leśniczy.

Pośród chłopstwa zapanowała konsternacja.

– Zależy…Czasem się jada i w piątek- wymamrotał któryś z okolicznych przedstawicieli ludności wiejskiej.

– No to nie będzie sprzedaży!- zdecydował leśniczy Zdzisio- Tu w rozporządzeniu stoi napisane, że podstawą gospodarki leśnej jest religia chrześcijańska, a według jej prawideł nie można spożywać mięsa w piątek pod grzechem ciężkim. Konsekwencją grzechu ciężkiego dla grzesznika, jest całkowity zakaz kupowania drewna na terenie wszystkich nadleśnictw kraju!

– Poskarżym się w nadleśnictwie!- zahuczało w tłumie.

– Nie radzę!- podniósł palec leśniczy- Za tydzień znowu sprzedaż, a jeśli będziecie rozsądni i dobrze odpowiecie na pytania, kupicie swój upragniony opał. A jak naskarżycie, to muszę wam powiedzieć, że Ekscelencja sporo pytań ułożył i znając waszą grzeszną społeczność, polegniecie na wielu, wielu z nich!

– No chyba, że się jakoś dogadamy- westchnął ktoś w tłumie.

– Z mądrym to całkiem inna rozmowa- powiedział leśniczy Zdzisio, a na jego twarz spłynął uśmiech zadowolenia i satysfakcji.

Jak Henio Małanka Puszczę jechał wyzwalać

Henio Małanka, w swoim mniemaniu największy ekolog na wschód od Wisły, żegnał się z wszystkimi znajomymi pod zlewnią mleka.

– Oto wyruszam bronić tętna pierwotnej Puszczy!- zaczął swą pożegnalną mowę- Zdaje się, że dotychczasowi jej obrońcy, wszystkie te Pracownie, Green PiS i Wajraki nie dadzą rady zdziczałej, żądnej desek i obrzydliwie nienasyconej korporacyjnej machinie Lasów Państwowych! Jadę zatem ja, przykuwać się do harvesterów, lżyć Służbę Leśną i uciekać przed policją!

Znajomi, wszyscy solidnie zmęczeni po „wczorajszym”, dawali mu błogosławieństwo i życzyli aby rower wytrzymał choćby połowę drogi.

– Mam ja nowy łańcuch!- dumnie prezentował swój dwuślad Małanka- Żeb tylko przejechać przez Michałowo bez jakiej przygody z miejscowymi żulikami i do Bachur następnie bez mordobicia dotrzeć, a potem to już z górki! Jadę walczyć aby cała Puszcza została parkiem narodowym i póki celu nie osiągnę, przysięgam nie wracać! I to wam mówię, że nie spocznę póki nie sczezną Lasy Państwowe, najobrzydliwsza organizacja o charakterze mafijnym, de facto zorganizowana grupa przestępcza, dowodzona przez nienawidzącego przyrody capo di tutti capi! A kiedy już zrobimy całą Puszczę Białowieską parkiem narodowym, przyjdzie czas na naszą, umęczoną bezustannym pozyskaniem Puszczę! Wtedy zrobimy park narodowy u nas!

– Nie myśl sobie durniu, że my ciebie w świat wyprawiamy, żebyś tu potem wracał gangrenę parków narodowych wprowadzać!- zawołano w tłumie żegnających- Za bardzo łakniem opału, desek, jagód, malin, grzybów, kory kruszyny, kwiatów i liści miodownika melisowatego i innych darów leśnych! Jedź do Białowieży, przykuj się do maszyny wielooperacyjnej i siedź tam do usranej śmierci! Nam tu parków nie potrzeba! Nasprowadza nam dureń rozmaitych Bohdanów czy innych tumanów, a potem będziem do Dojlid zasuwali po drewno! Nie ma mowy! Siadaj zatem na rower i poszedł!

Potem doszło do szarpaniny i Zeus jedyny wie, jakby się to wszystko skończyło, gdyby nie matka Henia Małanki, która przybiegła pod zlewnię, zaalarmowana, że jej niewydarzony jedynak zabiera jej własny rower na jakąś podejrzaną eskapadę.

– Oddaj rower draniu!- wrzeszczała matka gnając go przez wioskę do chałupy, przyczyniając się walnie do tego, że Puszcza za tej kadencji nie zostanie uratowana.