Czy leśniczy Zdzisio pójdzie na bal sylwestrowy?

Małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka, usiłowała przymierzyć suknię balową. Wszystkie jej wysiłki spełzały jednak na niczym, ponieważ suknia, uszyta wprawdzie według najmodniejszych wzorów i fasonów, okazała się w kilku miejscach niedostosowana do sylwetki małżonki, która z pewnej odległości przypominała ciężki krążownik, szykujący się do oddania salwy z wszystkich dział. Przeklinała krawca i materiał, jej zdaniem za mało elastyczny.

Leśniczy Zdzisio, który obserwował jej wysiłki z niejakim rozbawieniem, pokasłując dyskretnie ze śmiechu w rękaw wysłużonego swetra służbowego, zapytał w końcu:

– A gdzie ty się tak stroisz? Masz zlot Kółka Różańcowego? Ha! Ha!

Małżonka, spojrzała na leśniczego z tą przedziwną wyższością i pogardą z jaką zawsze patrzą cywile na pracownika Służby Leśnej i odparła:

– Zapomniałeś stary durniu, że nadleśnictwo zorganizowało zabawę sylwestrową, na której, aby zachować swe stanowisko i pozycję w firmie należy bezwzględnie być?!

Mina leśniczego Zdzisia wyrażała przez moment bezgraniczne zdumienie, niedowierzanie i szok. Jakby ktoś wypalił mu na siedzeniu logo Lasów Państwowych rozgrzanym do białości metalem.

– Co?! Gdzie? Jak?!- bełkotał – I gdzie podział się twój wąsik?

– Wydepilowałam!- oświadczyła małżonka- Ponieważ zamierzam się dobrze bawić!

– Wąsy nie przeszkadzają w dobrej zabawie!- zaprotestował leśniczy- I po co się tak upiększyłaś tymi wałkami na łbie?! Poza tym oświadczam, że nigdzie nie pójdę! Na żaden bal! Nigdy! Wybij to sobie z głowy!

– Dlaczego?- zapytała barytonem małżonka, a leśniczy zauważył, że dłonie, wielkie jak bochenki chleba, niebezpiecznie złożyły się w gotowe do walki pięści.

– Ponieważ jestem wykończony akcją „Choinka”!- zawołał leśniczy Zdzisio- Cały tydzień pilnowałem lasu, aby nikt nie ukradł żadnego drzewka! Poświęcając swój czas wolny, nie bacząc na trudy i niewygody, tkwiłem bohatersko na posterunku. A teraz ty żmijo, chcesz abym wykończył się na balu organizowanym przez moich największych wrogów! Od razu daj mi cykuty czy arszeniku ty Ksantypo wredna!

– Tak pilnowałeś, że buchnęli ci połowę uprawy świerkowej! Też mi posterunek! Przed telewizorem! Jeszcze technika tak daleko nie zaszła, żeby w telewizji pokazywali twój las w bezpośredniej transmisji!- odparła bezprecedensowy atak małżonka –Lepiej już zacznij myśleć, co napiszesz w wyjaśnieniu!

W tym momencie delikatna materia sukni, na którą napierała pokaźnych rozmiarów noga małżonki, nie wytrzymała i rozdarła się pośród hałasu i głośnego przekleństwa, które wyrwało się z ust małżonki.

– I zobacz co narobiłeś, stary durniu!!!- wrzasnęła małżonka – W czym ja teraz pójdę?!

– Mam całkiem sporą płachtę brezentową na stanie leśnictwa – powiedział poważnie leśniczy Zdzisio – Może nie jest tak szykowna i gustowna, ale łatwiej ją ubrać! A swoją drogą, jako członkini Kółka Różańcowego, po rozdarciu sukienki powinno wyrwać ci się coś w rodzaju „Jezus Maria”, a nie taki wulgaryzm jak „k..wa mać”!

Potem doszło do rękoczynów, a nawet zęboczynów, gdyż wypuszczony przez małżonkę i rozjuszony tygodniowym pobytem w kotłowni Szarik, nie przebierał w środkach.

Jak Mazgaj został inżynierem nadzoru

O swoim awansie na stanowisko inżyniera nadzoru, leśniczy Mazgaj dowiedział się w porze czyszczenia cholewek jego słynnych oficerskich butów (jedynie ciut bardziej słynna była jego szpicruta). Podleśniczy, który właśnie polerował oficerki leśniczego, aby w lesie błyszczały niczym szczegóły anatomiczne pewnych udomowionych zwierząt, szczekających czy pilnujących rozmaitych stad owiec, nieomalże podskoczył z radości, kiedy Mazgaj, tonem pełnym wyższość oznajmił:

– Idę w inżyniery!

Podleśniczy, który od dłuższego czasu dawał na mszę w tej intencji, a jednak czekał nadaremnie (przez co zaczął nawet wątpić w istnienie Stwórcy), zdołał wybełkotać jedynie jakieś pokrętne gratulacje i popędził do lasu z radosną nowiną (nawet Anioł Pański ogłaszający narodziny Syna Bożego, byłby mniej wylewnie przyjęty przez robotników leśnych).

Awans leśniczy Mazgaj zawdzięczał oczywiście nie swoim ponadprzeciętnym zdolnościom, wiedzy leśnej i doświadczeniu, a wujowi biskupowi, który zadzwonił do nadleśniczego i zapytał wprost czy zdaje sobie sprawę, komu zawdzięcza ocalenie swego nędznego (z punktu widzenia teologii rzecz jasna) stołka.

Nadleśniczy zdawał sobie sprawę doskonale i w trymiga wywalił poprzedniego inżyniera nadzoru (posiadał on znajomości jedynie na poziomie starszych specjalistów w Derekcji), powołując na odpowiedzialne stanowisko biskupiego pociotka, dając mu rozmaite auta służbowe czy najprzeróżniejsze prerogatywy, dzięki którym Mazgaj nareszcie poczuł wiatr w żaglach.

Wprawdzie kilka uwag Mazgaja, które wymienił z nadleśniczym podczas luźnej rozmowy, zaskoczyło tego ostatniego, zwłaszcza ta o potrzebie niezwłocznego zamontowania klimatyzatora w pokoju inżyniera i osobnego wc dla niego, ale nadleśniczy cały czas zdawał sobie sprawę komu zawdzięcza ocalenia swego nędznego stołka (nędznego oczywiście nie z punktu widzenia trwałej, wielofunkcyjnej i zrównoważonej gospodarki leśnej, a teologii i ogólnie szeroko pojętego Kosmosu) i zapowiedział, że wprawdzie pieniądze na inwestycje tego rodzaju zostały już wyczerpane, ale w przyszłym na pewno uda się je zrealizować – tu należy wyjaśnić, że nadleśniczy liczył, że po tak spektakularnym zwycięstwie wiadomej partii, za rok, Mazgaj będzie pracował co najmniej w Derekcji.

Pierwsze co zrobił inżynier Mazgaj po zajęciu swego miejsca za okazałym biurkiem w swym inżynierskim pokoju, było sporządzenie listy wrogów, których jako inżynier nadzoru zamierzał zadręczyć. Na pierwszym miejscu znalazł się leśniczy Zdzisio, a zaraz po nim stażystka Marysia ( dzięki innej protekcji zdobyła stanowisko leśniczego w leśnictwie Mazgaje), która wyśmiewała publicznie jego oficerki, twierdząc, że nie ma takiego obuwia w żadnym rozporządzeniu, osoba która je nosi, zapewne cierpi na jakieś zaburzenia psychotyczne. Po nich na liście znalazły się nazwiska prawie wszystkich pracowników nadleśnictwa, toteż inżynier Mazgaj pomyślał, że czeka go ciężka praca, aby dobrać się im do skóry, zadręczyć ich i sprawić, że będą żałować, że ich noga postała w lesie.

– Ale co ja mam właściwie innego do roboty?!- zapytał sam siebie Mazgaj i natychmiast zaczął knuć.

Ząb mądrości leśniczego Zdzisia

Leśniczego Zdzisia rozbolał ząb. Wprawdzie leśniczy cierpiał na wiele schorzeń i dolegliwości, które zamieniały jego życie w pasmo cierpienia, zwłaszcza prostata i hemoroidy dokuczały mu ponad ludzką miarę, ale zęby bolały go tak rzadko, że nawet nie pamiętał, kiedy sprawiały mu ból ostatnio.

Gdybyż bolał! Nazwijmy rzecz po imieniu – ćmił, rwał i jątrzył, jak tylko może ćmić, rwać i jątrzyć ząb trzonowy.

– Nawet ty mi tak nigdy nie dokuczyłaś- skarżył się małżonce, rosłej i postawnej Kaszubce.

– Dociągnij do emerytury, to pogadamy – odparła małżonka i to było praktycznie całe współczucie jakie okazała leśniczemu.

Propozycję, aby udał się do dentysty, leśniczy uznał za zupełny absurd i skrytykował ją nader ostro, ponieważ wydawało mu się zupełną niedorzecznością, że obca osoba miałaby grzebać mu w jamie ustnej, stalowymi narzędziami.

– Wolę zdechnąć!- zadeklarował leśniczy.

– Byle w milczeniu!- zawołała małżonka- Nie możemy już znieść twoich jęków! Zwłaszcza biedny Szarik!

Istotnie, Szarik, bestia rodem z piekła i Czeluści zarazem, mieszaniec charta afgańskiego z wyżłem, zaniepokojony odgłosami dochodzącymi z leśniczówki (był święcie przekonany, że dokonuje się tam jakaś zbrodnia na leśniczym, w której on nie może brać udziału), rwał już zębami podwalinę altany ogrodowej.

– Nawet na naradach gospodarczych nie jest tak kiepsko!- mamrotał leśniczy trąc z bólu policzki i rwąc włosy z sumiastych wąsów – Nawet rozmowa z Mazgajem nie sprawia tyle bólu!

– W to nie uwierzę!- zaoponowała małżonka- Miałam okazję rozmawiać z nim na Kółku Różańcowym i muszę powiedzieć, że dawno nic nie sprawiło mi takiego cierpienia intelektualnego, jak rozmowa z nim.

Leśniczy Zdzisio otworzył szeroko oczy i zapomniał o bólu:

– Gdzieżeś z nim rozmawiała nieszczęsna?! Na Kółku Różańcowym? A cóż on tam robił?

– Tak się dba o karierę stary durniu – westchnęła małżonka- Oprócz wuja biskupa, należy mieć poparcie w najbliższej parafii! Gdybyś ty chodził na Kółko Różańcowe, już dawno byłbyś kimś! Przecież taki wuj biskup może, Boże uchowaj, zejść z tego łez padołu, a parafie są przecież wieczne.

– Głupia babo, śmierć takiego promotora, powoduje błyskawiczny upadek protegowanych. Jest on tym większy im wyższe stanowiska mieli i z większą dozą zaciekłości zwala się ich ze stołków! Najlepsza parafia by go nie wybroniła! Zaraz, zaraz! A o czym ty gadałaś z naszym nowo mianowanym inżynierem Mazgajem?

– A o praktycznym zastosowaniu rębni gniazdowej! – machnęła ręką małżonka leśniczego – Z rozmowy owej wnoszę, że ogólnie ma blade pojęcie o rzeczywistości leśnej. Zwłaszcza wykute na blachę fragmenty Zasad Hodowli Lasu, dają wrażenie, że błądzi po omacku wśród materii leśnej.

– Zatem spełnia wszelkie warunki jakie musi mieć inżynier nadzoru – podsumował dyskusję leśniczy- Zdaje się, że tylko wódka pomoże mi na ów nieszczęsny ząb!

– Zadziwiające, że stosujesz ją na wszystkie choroby, jakimi obdarza cię Pan, a jakoś nie widać efektów wyleczenia.

– Być może stosuję za małe dawki – zgodził się leśniczy – Może należy przestać bawić się w homeopatię!

Wniebowzięcie stażystki Marysi

Leśniczy Zdzisio zapadł w sen, znużony porannym odczytywaniem maili, które najprzeróżniejsi ludzie wysyłali na jego służbową pocztę (zasnął w trakcie czytania czwartego nekrologu). Śniło mu się, że w śnieżnobiałym (sic!) mundurze leśnika, wstępuje w bramy Niebios.

– Na Jowisza!- zawołał zaskoczony- Toż mam dystynkcje Derektora Generalnego!

– Witamy ciebie zbawco!- usłyszał głosy anielskie – Witaj o orędowniku najrozumniejszej z gospodarek leśnych!

Zewsząd zlatywały się Cheruby i Serafinowie, śpiewając radosne hymny, w których najczęściej powtarzały się słowa: „trwała”, „wielofunkcyjna”, „zrównoważona” oraz nie wiedzieć czemu „hosanna” i „okleina dębowa”.

Nareszcie pojawił się i Święty Piotr z pękiem kluczy i uradowany uścisnął dłoń zaskoczonemu leśniczemu:

– Nareszcie! Nareszcie! Tyleśmy lat czekali! W końcu sprawy naszego lasu pójdą w dobrą stronę!

Leśniczy Zdzisio podrapał się po głowie i zapytał wprost:

– O co się właściwie rozchodzi?

Święty Piotr westchnął głęboko i odpowiedział:

– Ano Dyrektorze Zdzisławie, latami prowadziliśmy rabunkową gospodarkę leśną, która wprawdzie dawała niezły profit, ale zniszczyła nasze rajskie lasy ze szczętem. Oczywiście stało się to za namową Szatana, który omotał poprzednich Dyrektorów i kazał im ciąć i sprzedawać jak leci! Obecnie nasze lasy to obraz nędzy i rozpaczy, a najgorsze, że w kasie niebieskiej pustki! Toteż serca nasze radują się niezmiernie, że oto w Twojej osobie, las nasz i budżet znajdą bezwzględny ratunek!

– Zawsze tak jest – kwaśno powiedział Zdzisio- Najpierw się narobi bagna w lesie i drzewostanów wyłączonych z produkcji, a potem Zdzisio ratuj!

– Mamy same młodniki i uprawy, które generują jedynie koszta!- biadolił Święty Piotr.

– Dostaniesz najbardziej oddaną Niebieską Służbę Leśną, będziesz mógł wprowadzać zakazy wstępu gdzie tylko zapragniesz, anioły będą przygrywać na harfach, kiedy będziesz pracował nad ratunkiem naszych lasów! – wyliczał Klucznik – Ratujże, o przedstawicielu najwybitniejszej z leśnych gospodarek!

– A bo ja wiem – wahał się leśniczy – Mam prostatę, rwę kulszową, hemoroidy, łeb boli mnie w zasadzie od rana do wieczora. Nie wspomnę o nadciśnieniu i nie wyleczonej boreliozie. Gdzie mi tam d prowadzenia gospodarki niebieskiej! Co innego na łez padole i w Polsce… Potrzebny wam ktoś młody i rzutki! Na szczęście znam kogoś takiego!

– Kogóż to?- zapytał z nadzieją w głosie Święty Piotr.

– Otóż i ona! – zawołał leśniczy Zdzisio – Pan pozwoli, że przedstawię – moja stażystka – Marysia!

Stażystka Marysia akurat wjeżdżała na leśną polanę na białym jednorożcu, pod pachą ściskając jakiś olbrzymi operat urządzeniowy, paląc jednocześnie ordynarne i niezwykle śmierdzące cygaro. Trzeba było zobaczyć zaskoczoną minę Świętego Piotra! Wszystkie cherubiny i serafinowie (a zebrało się ich niemało wokół leśniczego Zdzisia), stały z otwartymi gębami i łopotały zaskoczone skrzydełkami.

 – Do usług!- zawołała wesoło trzymając w zębach cygaro- Marysia jestem!

Leśniczego obudziło ni to szczekanie, ni to borsuczy jazgot.

To stażystka Marysia śmiała się szeroko i oznajmiła z radością w głosie:

– Ot jak wujaszek Naczelnik urządził się w nowej rzeczywistości politycznej! Zaraz po stażu będę pełniła obowiązki leśniczego! Otrzymałam właśnie telefon z biura, że w związku z wzięciem leśniczego Mazgaja na inżyniera nadzoru, ja obejmę po nim funkcję! Będziemy sąsiadami!

Zdzisio wytrzeszczył zaspane oczy i wymamrotał:

– Na Jowisza i wszystkich świętych powiatu hajnowskiego (obojga wyznań), jestem prorokiem!