A jak ZUL poszedł do lasu…

A jak leśnik szedł do lasu, 

Rogi grzmiały dźwięcznym basem, 

Wymachiwał kordelasem, 

W ręce drogą miał kiełbasę. 

Gdy nawiedzał drzewostany, 

Był jak gość umiłowany: 

Wdzięczne darły się wiewiórki, 

Kuny, łosie i przepiórki. 

Pawie ujawniały krasę, 

By przywitać Pana Lasu. 

A jak leśnik szedł przez knieję,  

Pierzchli precz stamtąd złodzieje; 

Kordelasem rąbał ręce,  

By nie kradli drewna więcej. 

A jak ZUL jechał do lasu, 

Mnóstwo zrobił tam hałasu, 

Zniszczeń, szkód i bałaganu, 

W każdym kącie drzewostanu. 

Ryczał piłą przez dzień cały, 

Aż wiewiórki pozdychały. 

Mimo krasy zdechły pawie, 

No i wszystkie kuny, prawie. 

Zdechły łosie i cietrzewie, 

A co jeszcze zdechło – nie wiem. 

A jak ZUL poszedł do lasu, 

Pasztet żuł zamiast kiełbasy, 

Brudny topór miał za pasem, 

Miast ślicznego kordelasa. 

A jak wracał ZUL z powrotem, 

Wstrętnie był oblany potem 

Oklejony żywicami, 

Błotem, kleszczem, trocinami… 

I że był pod lekkim gazem, 

Istnej nędzy był obrazem! 

A jak leśnik szedł z powrotem, 

Pachniał piżmem, bergamotem, 

Ani tyci na nim błota, 

Wygląd miał jak sztabka złota! 

Jak ciężko zostać derektorem…

-Jakże łatwo zostać derektorem w obecnych czasach! – splunął fusami Najświętszej Kawy Kancelaryjnej podleśniczy. Przeglądał różne nowinki ze świata przyrody, gdzie mowa była, gdzie i kogo “kysznięto” w bieżącym miesiącu. 

-Gdzież łatwo! – obruszył się leśniczy Zdzisio i jęknął, bo mu prostata dokuczała bardziej niż zazwyczaj- Toż, gdyby łatwo było, to każdy dureń mógłby derektorem być. Albo pijak. Albo złodziej. Albo taki idiota, że klękajcie departamenty Królestwa Niebieskiego. Albo jakiś zdewociały fanatyk, fundujący złote chramy za pieniądze współpracowników. Albo jakaś baba niedouczona. Są zabezpieczenia i procedury, żeby byle kto derekorem nie został! I funkcjonują! Zobacz jak mało bab niedouczonych derektorami jest! 

I jęknął leśniczy Zdzisio, bo hemoroidy sprawiały mu więcej kłopotu niż zwykle. 

-Trzeba mieć odpowiednie wykształcenie i kompetencje- przełknął ślinę stażysta Mariusz Wymiodko. 

-Ciemnota i zabobon tak twierdzą. – splunął fusami leśniczy- Studia, podyplomówki, języki obce, fakultety. Wszystko to dobre, ale dla durniów. Derektorem się człowiek rodzi. Bo prawdziwy derektor zawsze wie, kiedy i komu przypie(r)dolić. I dzięki temu, dokładnie wie, kiedy i jaki szczebel drabiny chwycić. 

I zajęczał leśniczy Zdzisio, bo podagra męczyła go tego poranka niemożebnie. 

-A nasz derektor to święty człowiek! – zahuczała zza ściany kancelarii małżonka leśniczego Zdzisia, rosła i postawna Kaszubka, osoba nabożna, religijna, przewodnicząca kółka różańcowego, którego wpływy sięgały dalej niż macki pionu zastępcy derektora okręgowego do spraw gospodarki leśnej, niech mu ziemia lekką będzie. 

-Święty, święty! – potwierdził leśniczy Zdzisio- Kawałki munduru galowego mają rozsyłać po nadleśnictwach. Jako relikwie! Już tylko czekać na fiolki z najświętszą juchą pana derektora! 

-Bo ty byś chciał! – zagrzmiała zza ściany małżonka- Żeby derektor był takim samym pijakiem, poganinem, degeneratem i łobuzem jak wy, pogrążeni w degrengoladzie kancelaryjnej wykolejeńcy! Wtedy byłoby dla was normalnie! 

Ekskomunika na ZUL!!!

-Derektor z lasu, Eminencjo!- obwieścił arcybiskupowi szambelan-prałat. 

-Czego ten tu znowu?!- zdenerwował się arcybiskup- Codziennie będzie teraz przyłaził?! Zarządzeń nie zna?! Dawaj go tu zaraz! Już ja mu pokażę! 

Kiedy derektor wlazł do komnaty arcybiskupa, ukłonił się nisko i zbolałym głosem zawołał: 

-Ratuj, Ojcze! 

-Coście tam znowu w tym lesie nawywijali, hę?- podniósł głos ajatollah, tfu, to znaczy się arcybiskup. 

-Ot ZUL-e zbiesili się!- jęczał dyrektor- Robić nie chcą, stawek żądają większych! Ciągle im tylko pieniądze w głowie, tylko o nich gadają! 

-Przenieść ich na inną parafię! – huknął arcybiskup. 

-To nie tak działa- pokręcił głową derektor- Może by tak mógł Eminencja obrzucić tych pasożytów ekskomuniką?! Większość z nich i tak nie chodzi do kościoła, a wielu pracuje w dni świąt kościelnych!  

-Ekskomunika!- podniósł palec arcybiskup- A co ty myślisz, że ekskomuniki na drzewach rosną?! To nie byle co, taka ekskomunika! No i koszta… 

-Co tam koszta!- derektor aż podskoczył- Niech kuria tylko fakturę wystawi, byle tylko przekląć do dziesiątego pokolenia każdego ZUL-a! Żeby tylko społeczeństwo dowiedziało się, jaką to bezbożną, plugawą i chciwą hydrę uhodowaliśmy na własnej piersi! Niech każdy proboszcz z ambony obwieści, że póki się nie ukorzą, stawek nie obniżą, nie mają wstępu do Królestwa Niebieskiego! Niech arcybiskup w najpiękpniejszym ornacie powie publicznie, że stawki mają obniżyć, albo wszyscy, razem ze swoimi drwalami, pilarzami, harvesterani trafią do piekła!!! Bo nic innego już nie możemy zrobić! 

Panna Marysia, a dzietność w lesie

Narada gospodarcza w nadleśnictwie Krużganki trwała w najlepsze. Nadleśniczy właśnie prezentował slajdy, które wskazywały ilu i jakich idiotów zatrudnia na poszczególnych stanowiskach, ile puszek mielonki zżarli wszyscy pospołu w latach 2012-2022, ile kosztowała papierówka jesionowa w roku 2018 i wszystkie te inne ważne rzeczy, bez których poważna narada obyć się nie może. 

I kiedy tak prezentował, panna Marysia, piastująca zaszczytną funkcję leśniczego leśnictwa Mazgaje, czknęła głośno i dobitnie, wykazując najwyższy poziom zezwierzęcenia, odrażający brak kultury osobistej, ale przede wszystkim podważając fundamenta TZW gospodarki leśnej. 

-Przepr… – czknęła jeszcze głośniej- Wczoraj ja dała tyle antykoncepcji, że niemożliwość!  

Nadleśniczy zastygł, a na jego twarzy można było zauważyć emocję wyrażającą obrzydzenie i wstręt: 

-Wszyscy widzimy- powiedział w końcu jadowicie (a czyż może nadleśniczy powiedzieć coś inaczej niż jako ten skorpion czy żmija?) – Dawno mam ochotę zrobić z panią porządek! Ciekawe, ile by pani miała dzieci, gdyby nie dawała pani w szyję!? Pani skandaliczne prowadzenie się, nie dość, że obniża potencjał całego nadleśnictwa, to jeszcze wpływa ujemnie na przyrost naturalny całego kraju!!! 

-Żebyś ty durniu wiedział z kim ja w szyję wczoraj dawała i z kim ja w ciążę nie zaszła- ziewnęła panna Marysia- To byś ze strachu nawet na naradę nie przyszedł! 

Nowy duch wyjaśnień

” Do Czcigodnego Ojca Nadleśniczego,  

WYJAŚNIENIE, 

Szczęść Boże! 

W dniu dzisiejszym otrzymałem pismo Czcigodnego Ojca Nadleśniczego, w sprawie rzekomych nieprawidłowości, jakie miały mieć miejsce w leśnictwie Krużganki. Owe “nieprawidłowości” wykrył inżynier nadzoru, który jak mniemam, pisał swe pismo, będąc pod przemożnym wpływem Złego Ducha, samego Szatana, pragnącego podstępnie zniszczyć TZW gospodarkę leśną, jedyną ostoję patriotyzmu i pobożności. Inżynier nadzoru, będąc zatem niejako przedstawicielem sił piekielnych, knechtem Lucypera, jest osobą, która nie jest w stanie przedstawić żadnych faktów związanych w gospodarką leśną w sposób rzetelny, wiarygodny, merytoryczny. Jest wspólnikiem sił Zła, które widząc bogobojność i wierność leśników, pragną zniszczyć je za pomocą swojej pseudo wykształconej, piątej, bezbożnej kolumny wykolejeńców i pogan. 

Kilkakrotnie słyszałem, że ponoć inżynier nadzoru, będąc pod wpływem alkoholu, pozytywnie wypowiadał się o Unii Europejskiej, FSC i Donaldzie Tusku, co powinno wystarczyć, aby Ojciec Nadleśniczy przestał traktować rewelacje tego osobnika jako wiarygodne. Są to przeważnie kłamstwa, insynuacje i przekłamania, podparte żałosną pseudo statystyką (cytuję: “… około 95 % uprawy zostało wykoszone podczas prac pielęgnacyjnych…”), mającą oczernić ludzi, których jedynym celem jest zachowanie chrześcijańskiego charakteru naszego krajowego leśnictwa. 

Każdy chrześcijański leśnik wie, że nic co dzieje się w lesie, nie dzieje się bez rozkazu Najwyższego, że nie ma mowy, aby postępowanie maluczkich, zwykłych ludzi, mogło zmieniać wolę Pana. Wszystko co dzieje się w lesie, dzieje się z wyroków boskich i nie mnie prochowi marnemu, pyłowi nędznemu, kwestionować wolę Stwórcy! Ktokolwiek rozumie reali dzisiejszej gospodarki leśnej ten wie, że o mojej winie mowy być nie może! 

Czcigodny Ojcze Nadleśniczy! 

Nie ma wątpliwości, że oto Nasz Pan w swej niezmierzonej mądrości, zdecydował o napadzie szeliniaków na uprawę w 222b! To Ojciec Niebieski zesłał suszę, potem pożar, podtopienie, a na koniec ogromną ilość jeleni, które pożarły resztki wyżej wzmiankowanej uprawy! Wobec woli Najwyższego nic nie mogłem poradzić, a gdybym przez jakieś uparte działania, kwestionował jego decyzje, mógłbym się narazić na zarzut odstępstwa od wiary i podlegać prawu kanoniczemu, co mogłoby się zakończyć ekskomuniką i wydaleniem ze służby. 

Każdy kto twierdzi inaczej jest bezbożnikiem i bluźniercą, wrogiem największego związku wyznaniowego w kraju i nieprzyjacielem naszego biskupa diecezjalnego, który jest zaprzyjaźniony z moją małżonką, przewodniczącą Koła Róż Różańcowych w miejscowej parafii, gdzie często modlą się wspólnie w intencji odpowiednich ruchów kadrowych na terenie całej derekcji, ze znakomitym skądinąd skutkiem, o czym Czcigodny Ojciec Nadleśniczy mam nadzieję znakomicie pamięta. 

Amen 

Leśniczy Zdzisio”