“W związku z notatką służbową inżyniera nadzoru, wyjaśniam co następuje:
– rzekoma dziupla odkryta podczas kontroli surowca pozyskanego w dniu 1.04.2023 nie była faktycznie dziuplą, a jedynie otworem wykutym przez niezidentyfikowany gatunek ptactwa;
-otwór mógł pomieścić jedynie niewielką ilość ptaków, przez co sugestia jakoby był pomieszczeniem służącym do rozrodu, nie jest zgodna z rzeczywistością;
-nieprawdą jest, że drzewo to zostało przeznaczone do wycinki podczas wyznaczania trzebieży; nie ma obecnie żadnego śladu i dowodu na takie twierdzenie; wszystkie ewentualne dowody okazują się błędami popełnionymi podczas sporządzania notatki służbowej przez inżyniera nadzoru, czy to na skutek braku odpowiednich kompetencji, czy może wrodzonej, widocznej w całym zachowaniu tępoty;
-to operator harvestera nie dochował należytej staranności podczas wycinki i podjął decyzję o wycince wyżej wzmiankowanego drzewa z dziuplą;
-operatorzy harvesterów pracują na akord, co wpływa na ich rzetelność przy ocenie ewentualnych skutków ich działań na środowisko;
-podczas wyznaczania wyżej wzmiankowanej trzebieży wiedziałem już, że wkrótce zrezygnujemy z certyfikatu, a drzewo jako potencjalnie niebezpieczne (16% korony było przechylone w kierunku północno wschodnim powodując zagrożenie upadkiem na podleśniczego) podleśniczy bez mojej wiedzy i pozwolenia wyznaczył jako drzewo do wycięcia;
Wyjaśniam, że tego dnia przebywałem na zwolnieniu lekarskim, a także byłem w trakcie kuracji antybiotykowej, która wpływała na prawidłową ocenę sytuacji. Zawsze dochowuję należytej staranności przy pracach z drzewami dziuplastym. Pragnę podkreślić, że wielokrotnie krytykowałem wprowadzenie pozyskania maszynowego, tłumacząc, że wyjdzie ono nam bokiem, co się sprawdziło: muszę pisać jakieś idiotyczne pisma, w odpowiedzi na jeszcze bardziej kretyńskie notatki tego tumana i idioty inżyniera, który powinien zajmować się szydełkowaniem w kole gospodyń miejskich, a nie zawracać dupę uczciwym ludziom. Niech sam by pozwyznaczał, derektorski synalek, który puszki farby w łapach nie miał…
-Chyba tego nie oddasz? – zaniepokoił się podleśniczy, po wysłuchaniu treści, jaką przeczytał leśniczy Zdzisio.
-Trochę podrasuję – potarł nos leśniczy – Są tam punkty wymagające poprawienia, żeby choć trochę nawiązać do rzeczywistości. No i końcówka…
-Końcówka całkiem do dupy! – zahuczała zza ściany kancelarii małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka – Ja bym nie pisała “derektorski synalek”, bo wszyscy w kurii wiedzą, czyj ten synalek tak naprawdę jest!