Moralna dolina

– Słuchajcie no, baby!- nadleśniczy wrzasnął przez otwarte drzwi gabinetu do bab biurowych, które zajęte były księgowaniem i innymi żywotnymi dla nadleśnictwa sprawami- Żeby mi tam na naradach żadnych bananów nie było więcej! Tu ukaz dostałem ja, od samej Ekscelencji, żeby ten szatański owoc, źródło grzechu i porubstwa, nie pojawiał się w żadnym aspekcie TZW gospodarki leśnej!

– Toż my bananów nigdy na stół nie dawały!- odparły baby chórem.

– I prawidłowo, bo okazało się, że jak się żre banany, to zamiast myśleć o odnowieniach, szacunkach brakarskich i normach jakościowych, myśli się o jednym!

– A niby o czym?!- zapytały chórem baby biurowe.

– Wiadomo o czym!- wrzasnął nadleśniczy- Już wy baby najlepiej wiecie! Żebym ja was tu w ryzach nie trzymał, to byście tylko banany żarły, wodząc na pokuszenie terenową Służbę Leśną!

– Akurat terenową Służbę Leśną – powiedział najodważniejsza z bab- Niespecjalnie ciężko zwieść na pokuszenie! Przy takiej dozie świeżego powietrza, na jakie jest narażona, wystarczy zjeść przy nich zwykłego ogórka gruntowego i nieszczęście gotowe!

– Ogórka?!- zapytał nadleśniczy.

– Toż tak- wzruszyła ramionami- Ogórek, szklanka wódki i nie trzeba żadnych bananów, żeby doprowadzić do moralnej katastrofy na poziomie nadleśnictwa!

Jak ty komu…

– Skur..wysyny, ja pier…dolę! – wrzasnął leśniczy Zdzisio, jednocześnie waląc z całych sił w najświętszy, służbowy monitor, służący do odbierania najświętszej poczty elektronicznej z nadleśnictwa, derekcji i innych władczych podmiotów.

– Co stało się?!- podleśniczy oblał się kawą- Ryczał rozjazdowy nam obcięli?!

– Gorzej!- wzniósł ręce ku niebu leśniczy- Każde leśnictwo ma dobrowolnie i własnym kosztem wyasygnować kubik tarcicy dębowej na rzecz spalonej katedry Notre Dame!

– Kto to napisał?- wystraszył się podleśniczy, który akurat znał ceny tartaczki dębowej, gdyż ostatnio poszukiwał taniego surowca na trumnę dla pewnej matki jego małżonki.

– Jak to kto, kuźwa ich grecka mać!- zdenerwował się leśniczy Zdzisio- Derektor!

– No, ale dobrowolnie- zahuczała zza ściany małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka.

– Durna, ze szczętem skretyniała babo!- wrzasnął leśniczy- Czy ty wiesz, co oznacza słowo „dobrowolnie” w TZW gospodarce leśnej?! Dodatkowo mamy opłacić przetarcie drewna, cło, transport do Paryża i impregnację przeciwogniową.

– A ja się nie składam!- zdenerwował się podleśniczy- Ja nawet po kolędzie księdza nie przyjmuję!

– A jakby się on przedarł, z ministrantami, przez te wszystkie butelki w sieni?!- zadudniła zdenerwowanym basem małżonka leśniczego- Tyle możecie chyba zrobić dla swoich chrześcijańskich korzeni!

– Na Bachusa i Mitrę!- leśniczy zbladł – Tu na koniec napisano…O Zeusie…Moje żylaki…Moje hemoroidy…Tu jest napisane, że wszyscy pojedziemy na pielgrzymkę do Paryżą…Że też nie mogło spalić się coś bliżej…

– Nikt nie pojedzie- machnął ręką podleśniczy- Tyle wódki, autokar na pokład nie weźmie, a po drodze, wiadomo, drożyzna…

Gorszy niż ekolog

Henio Małanka, najwybitniejszy ekolog na wschód od Wisły i południe od Niemna, stał pod zlewnią mleka i postponował Lasy w taki sposób, że aż miejscowym, nawykłym do jego ekscentrycznych i radykalnych poglądów, robiło się nieswojo.

– Złodziejska i mafijna struktura!- wrzeszczał pokazując na leśniczówkę- Uwłaszczyli się na ojczystej przyrodzie, eksploatując ją barbarzyńsko! Rżną las bez opamiętania! Rżną nasze srebra rodowe! Niszczą przyrodę, która należy do nas wszystkich! Lecz przyjdzie na was kara! Na was i na waszych diabelskich mocodawców z piekła rodem! Oddacie wszystko co do grosza! Za każdą deskę! Za każdą trocinę! Gady! Pijawki! Jemioły! Tasiemce! Glisty! Najwstrętniejsze z pasożytów! Oby wasze ciała zamieniły się w gnijące błoto! Oby wasze córki stały się ladacznicami, a synowie oślepli! Niech was piekło pochłonie! Bądźcie przeklęci! Do dziesiątego pokolenia!

– Ja to godzinami mogę słuchać- siorbnął kawę leśniczy Zdzisio, zwracając się do podleśniczego- Tego naszego ekologa. Wszystkie te Wajraki i Bohdany to pętaki przy nim.

– Ale coś dzisiaj głośniej niż zwykle daje- potwierdził podleśniczy.

– Matka jego mówiła, że nie chce już leków przyjmować, bo od tych medykamentów, stopień świadomości przyrodniczo-leśnej mu spada- wyjaśnił leśniczy Zdzisio.

– A wyobraźcie sobie!- dało się słychać ekologa- Że to oni, do spółki z inna zgraja, godną jedynie aby ją wybiczować i precz przepędzić, czyli myśliwymi, mówią na wilcze rodziny – wataha! Rozumiecie?! Wataha! Na podstawową komórkę wilczego społeczeństwa! Używać tak odrażającego, obrzydliwego, ohydnego słowa, może jedynie istota tak prymitywna, tak wsteczna, tak wstrętna i oślizła, jaką może być jedynie leśnik i myśliwy…

– Coś dzisiaj mocno daje- zdziwił się podleśniczy- Zaraz nas zacznie od chu…jów wyzywać.

Istotnie, ekolog skończył z wszelką kurtuazją i bez ogródek zaczął mówić, co sądzi o ludziach z branży leśnej, używając takich wulgaryzmów, że małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka, zahuczała barytonem zza ściany kancelarii:

– Idź tam Dzidek zrób porządek, bo się po wsi rozniesie, że ty ekologię tolerujesz! A stąd w nadleśnictwie zaraz ogłoszą, że Kodziarstwo promujesz i na Platformę będziesz głosował!

– Szarika lepiej wypuszczę- ziewnął leśniczy Zdzisio- Bo ja to nie mam dzisiaj zdolności polemicznych.

Szarik, wściekła bestia rodem z najgłębszych czeluści Hadesu, obdarzona genami zarówno wyżła jak i charta afgańskiego, usłyszawszy komendę: „Bierz skurwego syna!” bez chwili wahania rzucił się w kierunku ekologa. Audytorium Małanki pierzchło już wcześniej, widząc, że otwierają się drzwi kancelarii, lecz on sam stał dalej, oczekując bezlitosnego ataku, pragnąc zostać męczennikiem za słuszne, ekologiczne przekonania.

Nikt jednak nie przewidział dalszych wypadków, albowiem zaprawdę nikt nie mógł wiedzieć, że oto niespodziewanie jak fokus z pudełka, jak  pociąg z tunelu, że oto pojawi się na drodze Szarika, inżynier nadzoru Mazgaj, którego diabli akurat przywiedli do leśnictwa Krużganki, celem dręczenia terenowej Służby Leśnej.

Rozwścieczone bydlę, zauważywszy inżyniera, do którego nienawiść leśniczy Zdzisio podsycał od dawna, błyskawicznie zmieniło kierunek i z ujadaniem, które odbierało serca nawet najodważniejszym łobuzom wioskowym, rzucił się na Mazgaja.

Tylko brawurowa ucieczka do auta ocaliła mu życie, choć stracił but, a spodnie na wiadomej, tylnej części były w strzępach, przez które przeświecała naruszona skóra.

Małanka widząc owe pożałowania godne sceny uciekł, albowiem resztki rozsądku, jakie tliły mu się w najgłębszych zakamarkach łba, podpowiedziały mu, że w razie śmierci od kłów Szarika, reżimowe media i tak zrobią z niego miejscowego pijaka, rozszarpanego przez agresywnego kundla, a nie wybitnego działacza ekologicznego.

Inżynier zbiegł również z miejsca zawstydzających go wypadków.

Leśniczy Zdzisio zaś, wiążąc Szarika stalową liną do betonowego bloku, orzekł:

– Tak oto nawet zwierzęta wiedzą, że najgorszym z wrogów, jest wróg wewnętrzny!

Las plus

Nadleśniczy na zakończenie narady gospodarczej chrząknął znacząco.

Nawet panna Marysia, pełniąca zaszczytną funkcję leśniczego leśnictwa Mazgaje, zajęta porcjowaniem sobie znanych specyfików, a nawet leśniczy Zdzisio, rysujący w kalendarzu leśnika, swoje drzewo genealogiczne, wywodząc ród od samego papieża Grzegorza V, zamarli w oczekiwaniu.

– Doszły mnie słuchy- powiedział oschle nadleśniczy- Że niektórzy nie są zadowoleni ze swoich ryczałtów rozjazdowych. Że niby za mało dostają. Wzorem responsu jaki rząd udzielił tej nauczycielskie hołocie, która pragnie strajkować, powiadam: brać sprawy w swoje ręce i płodząc rozmaite dzieci, liczyć na 500 plus! Już czwórka dzieci, zapewni wam takie rozjazdy…

– Jakie ty masz i bez żadnych bachorów na karku!- wtrąciła panna Marysia bezceremonialnie-  Jako panienka, muszę zauważyć, że taka rada jest zupełni do dupy. Nie wspominając tu o leśniczym Zdzisiu, który ma dziewiątkę dzieci, z których część wprawdzie jeszcze się załapuje na owe świadczenie, ale który wie, że wcale nie ma przez to, na rozbijanie się po lesie, więcej gotowizny.

– Nawet mniej- powiedział leśniczy- Bo mi te starsze podkradają paliwo do swojego skutera! Poza tym, moja małżonka, wprawdzie rosła i postawna, ale Kaszubka, oznajmiła, że dosyć już porodziła dziatwy w swoim życiu. Toteż panie nadleśniczy, potrząśnij kiesą i sypnij groszem, zamiast rad, dla wtórnych analfabetów! Poza tym nie stwarzajmy precedensów, bo jak latem oznajmicie, że brakuje pieniędzy na drugie koszenie chwastów na uprawy, to ja wam w mig powiem, skąd na to macie znaleźć fundusze! Bab z biura wam zabraknie!

Wtedy zaś nadleśniczy wnerwił się ponadprzeciętnie, albowiem, wystąpienie obojga uznał za antyrządowe i sprzeczne z TZW.