Wszystkiemu winni cykliści i leśnicy!

Tego dnia stażysta Romuś, zazwyczaj wpadający do kancelarii leśnictwa Krużganki z energią kinetyczną godną pędzącej i przeładowanej papierówką brzozową ciężarówki, wpadł do niej jeszcze gwałtowniej i z większym hałasem niż zazwyczaj.

Leśniczy Zdzisio z podleśniczym, którzy akurat dopełniali ceremoniału wypijania porannej, najświętszej kancelaryjnej kawy, zaczęli przeklinać i złorzeczyć stażyście, albowiem cała kawa wylała się na ważne papiery (wszyscy wiemy, że na biurkach leśniczych są tylko w najwyższym stopniu ważne).

– Kuźwa twoja mać Romuś!- pieklił się leśniczy- Nie możesz wpadać do kancelarii z takim  rumorem!

Romuś jednak darł się jak opętany, robił przysiady, machał rękami niczym kastylijski wiatrak i wybałuszał oczy.

Podleśniczy który potrafił odczytywać mowę Romusia zawołał:

– Ktoś morduje jakąś babę w lesie!

– W moim lesie?!- zdenerwował się leśniczy Zdzisio- Kuźwa, zamordują jakąś babę, a ja będę odpowiadał!

– A dlaczego ty?!- zahuczała zza ściany małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka, przepędzająca czas na pobożnym podsłuchiwaniu rozmów w kancelarii.

– A nie wiesz durna babo, że w trwałym, zrównoważonym i wielofunkcyjnym leśnictwie za wszystko wini się leśniczego albo ZUL?!- wrzasnął leśniczy- Idziemy ją zakopać!

– Może da się ją jeszcze uratować?- podrapał się po głowie podleśniczy.

– Ale szpadle weźmiemy- zdecydował leśniczy Zdzisio- Prowadź Romuś!

To co stażysta Romuś wziął za usiłowanie morderstwa, okazało się nielegalnym wjazdem do lasu autem osobowym celem dania upustu chuciom i żądzom

Na to leśniczy również nie mógł pozwolić.

– Rozgonić!- leśniczy wydał polecenie służbowe Romusiowi obserwując rozwój wypadków zza świerka.

– Ale po co?- zaoponował podleśniczy- Chodźmy stąd lepiej!

– Pamiętaj co powiedziałem o odpowiedzialności związanej z TZW gospodarka leśną!- zawołał leśniczy- A potem ja będę może alimenty płacił?!

Radykalna ekologia na wsi

Henio Małanka, który uważał się za najwybitniejszego ekologa na wschód od Wisły, stał akurat pod nieczynną zlewnia mleka wsi Krużganki  i postponował ministra Szyszkę. Koledzy Małanki, którzy akurat zaczęli przybywać z rozmaitych zakamarków wsi, z podbitymi oczami „po wczorajszym’, dzierżąc w rękach butelki z resztkami rozmaitych „kaberne sowinią” czy wręcz „bożole nuwo”, z aprobatą kiwali głowami, słuchając tyrady ekologa.

– Zastał Puszczę pierwotną!- grzmiał Henio Małanka- A zostawi zwykły las gospodarczy, gdzie nie znajdziesz kornika, dzięcioła, ani olsu, ani grądu! Wystrzela żubry i rysie! Barbarzyńca! Wizygot! Rzekłbym nawet, że Hun!

– Brawo!- zaklaskało audytorium słysząc nareszcie jakieś znane sobie słowo.

– Wymrą jagodniki! Zniknie granicznik płucnik! Wszędzie będą panoszyć się dokarmiane jelenie i sarny, do których minister będzie strzelał niesiony w lektyce, niczym jaki maharadża!

Tu rozległy się gwizdy i buczenie, albowiem koledzy Henia Małanki nie znosili wszelkiej arystokracji, a maharadżów szczególnie, jako pochodzących z Indii (a tam przecie zabijają tygrysy, a słoni używają jako forwarderów, podlecy).

– A co robi w tym czasie Adam Wajrak?!- darł się Henio Małanka (tu pozwolił sobie na odrobinę prywaty, albowiem uważał Wajraka za konkurenta, który dzięki massmediom odbierał Małance tytuł najwybitniejszego ekologa kraju)- Czy jest jak ów Rejtan rzucający się pod harvestery i pilarki? Nie! Jeździ gdzieś po Arktykach! Zażywa wywczasu, podczas gdy Puszcza ginie! Foki ogląda!

– Nie jest głupi!- zawołali słuchacze- Toż jak ty Henio poszedł zrąb na Tamulku blokować, dostałeś tylko po mordzie od drwali, las i tak wycięto, a jeszcze leśniczy powiedział, że nie sprzeda całej waszej familii opału, dopóki on tu leśniczym. Rozumem trzeba Heniu! Rozumem!

Małanka zdenerwował się.

– Durnie! Jakim rozumem, kiedy Puszczę niszczą?! Tu trzeba ofensywnie! Nie czas na półśrodki, kiedy Puszczę atakuje żywicożercza bestia spod znaku wiadomej rozgłośni radiowej, której chodzi tylko o deski i pieniądze za nie! Cała ta instytucja, mówię tu o Lasach Państwowych, których przedstawiciel siedzi sobie tam, w tej wygodnej leśniczówce (tu wskazał leśniczówkę leśniczego Zdzisia), przeżera nasze srebra rodowe, wycinając najcenniejsze skrawki lasu!

Audytorium zaczęło się pospiesznie rozchodzić. Co innego nazwać ministra Hunem, a co innego zadzierać z miejscowym leśniczym, który może ci drewno na zimę sprzedać, albo powiedzieć, że nie ma takowego na stanie.

Dopalacze, a TZW gospodarka leśna

– W związku z pismem z Regionalnej Derekcji zakładamy w nadleśnictwie zespół mandolinowy- oznajmił na naradzie nadleśniczy.

Leśniczy Zdzisio momentalnie się spocił. Miał na pieńku z zastępcą nadleśniczego, inżynierem nadzoru, połową bab z biura i służbowym kotem nadleśnictwa, przez co w jednej chwili zrozumiał, że zostanie wytypowany do składu zespołu.

– Po cóż nam taki zespół?- zapytała się odważnie eksstażystka Marysia, obecnie piastująca odpowiedzialne stanowisko p.o. leśniczego leśnictwa Mazgaje.

– Nasze działania na niwie edukacji przyrodniczo-leśnej w skali nadleśnictwa okazały się niewystarczające, a jej długofalowe efekty więcej niż mizerne. Więcej ludzkości, zwłaszcza tej po miastach, bardziej jest podatna na propagandę Wajraka aniżeli na naszą. Toteż tym mandolinowym zespołem Derekcja chce przejść do kontrofensywy –wyjaśnił nadleśniczy – Grać będą wszyscy, bez wyjątku. Teren, baby z biura, a nawet kadra kierownicza.

– To jaki my repertuar będziemy grali?- dopytywała Marysia- Żeby ludzkość pojęła sens wycinki zrębów?

– Ludowe pieśni, sławiące Trwałą, Wielofunkcyjną i Zrównoważoną gospodarkę leśną. Na etacie w Derekcji został zatrudniony specjalista, który będzie zajmował się szkoleniami i układaniem tekstów. Docelowo w nadleśnictwach ma się tym zajmować Dział Techniczny.

– A skąd ja mędolinę wezmę?- odezwał się w końcu leśniczy Zdzisio.

– Nie gadajcie, że przy waszych poborach nie możecie kupić sobie zasranej mandoliny!- zdenerwował się nadleśniczy- W każdym sklepie z mandolinami można ją sobie kupić! Wszystko wam dać, kuźwa! Funkcyjne! Ryczałt rozjazdowy! Urlop wypoczynkowy! A ten nie może sobie mandoliny kupić! Za tydzień pierwsza próba. O osiemnastej. Wszyscy stawią się z mandolinami!!!

– Ale to po godzinach pracy…- ziewnęła Marysia- Nie będę ja z siebie idiotki robiła za darmo.

– Przypominam, że jest pani w Służbie Leśnej!- nadleśniczy wypowiedział to tonem bazyliszkowym- A Służba oznacza służbę!

– Ja mam wizytę u psychoterapeuty i nie przyjdę- odparła zdecydowanie Marysia- Rzucam właśnie dopalacze. Przynajmniej te mocniejsze.

Nadleśniczy otworzył usta.

– Rzucam, bo trzebieże późne wyznaczone pod ich wpływem, wyglądają cokolwiek „niepodręcznikowo”- wyjaśniła Marysia- Mazgaj już cztery notatki na mnie napisał. Po zwykłej wódce nigdy się nie przypier… ten tego, a po tym „szajsie” cały czas się czepia, że się zwarcie luźnym uczyniło!

– A co będzie jak zespół mandolinowy nie pokona propagandy Wajraka?- zastanowił się głośno leśniczy Zdzisio.

– Może tak być- dodała Marysia- On strasznie chytry. Rzępolenie na bałałajkach może nam nie pomóc.

– Derekcja ma plan „B”- powiedział złowieszczo nadleśniczy- Nazywa się to roboczo: „Leśny striptis”…

Lustereczko Pana Derektora

– Lustereczko powiedz przecie, kto jest największym mędrcem i erudytą w całym wielofunkcyjnym, zrównoważonym i trwałym leśnictwie Rzeczypospolitej?- zapytał chytrze Jego Ekscelencja patrząc się swym badawczym i przenikającym niczem promienie rentgenowskie wzrokiem, na lustro umieszczone na biurku.

Lustro milczało.

Derektor powtórzył pytanie jeszcze dwa razy, za każdym razem nieco groźniej, aż w końcu zagroził mu konsekwencjami służbowymi.

Lustro nie wypowiedziało ani słowa.

– Który z was, sukinsyny, bawił się moim lusterkiem?!- wrzasnął Ekscelencja do naczelników i innych giermków, którzy w oczekiwaniu na rozkazy i polecenia służbowe, oczekiwali pokotem przed drzwiami gabinetu.

– O Najmędrszy!- zawołał najstarszy z naczelników i zastępców- Żaden z nas tego nie robił, albowiem strach, główne źródło wszechdziałania w ramach TZW gospodarki leśnej nam nie pozwala na to!

– To czemuż nie udziela mi żadnych odpowiedzi?!- pieklił się Ekscelencja- Co ja może ustawowe dwa tygodnie będę czekał, aż mi łaskawie powie, że to ja jestem najmądrzejszy?!

– Po cóż co lustro o Najmędrszy?!- zdziwił się najstarszy z naczelników i giermków- Czyż nie masz nas, abyśmy ci to co dnia powtarzali?!

– Wy konusy- machnął pogardliwie ręką Ekscelencja- Powiecie wszystko co ja chcę usłyszeć, przez co tracę kontakt ze światem realnym! Lustro natomiast jest obiektywne i bez lęku!

– Może bateryjki skończyły się?- zapytał jeden z giermków gorszego sortu, który przed Ekscelencją nawet nie podnosił głowy, a odzywał się wgapiając w sploty dywanu.

– Jakie bateryjki?- podejrzliwie zapytał Ekscelencja- Skąd w lustrze bateryjki?

– Nie w lusterku, a w przenośnym odtwarzaczu- wytłumaczył giermek gorszego sortu, natychmiast kopnięty przez najstarszego naczelnika prosto w durny i pusty łeb.

– Wybacz durniowi o Ekscelencjo! Onegdaj był w lesie i jod mu zaszkodził! Plecie jak po terpentynie i kalafonii!- zmieszany najstarszy naczelnik majstrując coś przy lusterku – Racz jeszcze raz spróbować, może lustro już przemówi!

– No dobra!- Ekscelencja patrzył się na pokot naczelników badawczo i podejrzliwie- Lustereczko powiedz przecie, kto jest największym gigantem polskiej myśli leśnej?

– Adam Wajrak!- wyskrzeczało lusterko przeraźliwie.

– Zdrada!!!- wrzasnął Ekscelencja- Łobuzy, psiekrwie! Zepsuliście lusterko! Zwolnię was wszystkich! Na zbite pyski powywalam! Jakim prawem to ekologiczne nazwisko pojawiło się w tym gabinecie?! Uh! Sukinsyny! Wszyscy skończycie na posadach nadleśniczego gdzieś w Puszczy Boreckiej!

Wszyscy naczelnicy i giermkowie, wydobyci właśnie z rozmaitych posad po przeróżnych dziurach Polski, zadrżeli ze strachu.

– O Najmędrszy! To miała być odpowiedź na to, kto jest największym sabotażystą TZW gospodarki leśnej w dziejach!- tłumaczył najstarszy naczelnik, kładąc się przed Ekscelencją na podłodze, sumitując się w najwyższym stopniu- Widocznie lusterko źle zrozumiało pytanie!

– No właśnie z tym mam największy problem!- zdenerwował się Ekscelencja do reszty- Nikt mnie dobrze nie jest w stanie zrozumieć!!!

– Bo czyż pospólstwo jest w stanie zrozumieć geniusz?!- chytrze podpytał najstarszy z naczelników i zastępców.

– Racja- uspokoił się Ekscelencja- Ale ciężko pracować w warunkach, kiedy nawet własne lusterko okazuje się idiotą!

A premia dla Zakładu Usług Leśnych się nie należy?!

– Na jutro potrzebuję kurs tartaczki świerkowej- oznajmił leśniczy Zdzisio panu Barei, szefowi niezbyt cenionego w okolicy Zakładu Usług Leśnych.

Bareja chytrze potarł policzek:

– A co ja z tego będę miał?- zapytał w starozakonnym stylu.

– Zdaje się, że masz pan określone stawki za wyrobienie metra sześciennego drewna? – zdziwił się leśniczy- Żąda pan dodatkowych gratyfikacji za swoja robotę? Jakim prawem?

– Pan też masz ustaloną grupę zaszeregowania i ustaloną wysokość uposażenia, a cały czas otrzymuje z nadleśnictwa jakieś premie- odparł Bareja- Cóż zatem dziwić się mnie, biednemu szefowi ZUL, dręczonemu przez zasrany ZUS i US, że oczekuję sprawiedliwości społecznej? Skoro pan masz prawo do różnorakich premii, dlaczegóż ja nie mam mieć prawa?

– Dobra. W ramach premii, nie napiszę do nadleśnictwa, że wszelki pana sprzęt mechaniczny wydziela na runo leśne takie ilości oleju, że musi go pan lać więcej niż leje diesla do baków.

– Biodegradowalny! –zdenerwował się Bareja- Mam na to papiery!

– Istotnie, degraduje życie biologiczne ze skutkiem natychmiastowym- powiedział leśniczy Zdzisio- No i pojedźmy zaraz do lasu zobaczyć jak tam z odzieżą ochronną u pańskich pracowników.

– Najwyższej jakości!- zaprotestował szef ZUL.

– Może i najwyższej, ale nieużywana.  A to tak samo jakoby jej nie było.

– Jak ją zaczynają nosić wydajność pracy znacząco spada- westchnął Bareja- Za ciężko, powiadają, im w tych wszystkich kaskach, butach i rękawicach.

– No i policzymy dokładnie drzewa jakie tam odarł z kory dzisiaj pański zrywkarz. Przy okazji zbadamy jego trzeźwość – kontynuował leśniczy Zdzisio.

Tu odezwał się Romuś, który akurat przybył z lasu (zziajany, bo przez dwa oddziały gonił sarnę, jak to Romuś, zupełnie bez potrzeby, dla samej przyjemności gonienia żywiny). Oznajmił swoim huczeniem i gulgotaniem, że zrywkarz leży pod traktorem i chyba robi tam za matę pochłaniającą olej, albowiem nie rusza się, choć coś bełkocze. Reszta brygady leży pod drzewem, ale Romuś nie wie w jakim celu, albowiem zdaje się, że drzewa nie mają wycieków oleju.

– No to nie zrobię na jutro nie tylko kursu tartaczki, ale i nawet furmanki chrustu na opał- rzeczowo stwierdził pan Bareja i zwrócił się do leśniczego- Chcesz pan jedź i pisz, że wszyscy leżą w sztok pijani!

– Przecież nadleśnictwo umowę z panem zerwie!- zdziwił się leśniczy.

Tu pan Bareja, nauczony wieloletnim doświadczeniem i z Lasami obcowaniem,  roześmiał się aż nazbyt głośno i śmiał się tak chyba z pięć minut, aż mu łzy z tej wesołości poleciały z chytrych oczu.

– Po co mieliby rozwiązywać, skoro zaraz nawiązywaliby nową?! Najświętszym kryterium przetargu jest cena, a moich cen nikt nigdy nie pobije!

– Trzeba się było do NASA za podwykonawcę zatrudnić- cierpko powiedział podleśniczy- Dzięki pańskim niskim kosztom, ludzkość latałaby co tydzień na Księżyc, a co drugi na Marsa.

– Jak ogłoszą przetarg i wadium będzie niewysokie, to się jeszcze zobaczy- chytrze odparł pan Bareja, a jego chciwe myśli skierowały się ku gratyfikacjom wypłacanym w dolarach.