Leśniczy Zdzisio zawezwał szefa Zakładu Usług Leśnych i oznajmił mu, że w związku z dużymi zapasami surowca drzewnego, jaki chytrze pozyskano w roku ubiegłym i zupełnie mało sprytnie nie zdążono upłynnić, otrzymał polecenie z nadleśnictwa, aby wstrzymać prace związane z pozyskaniem na terenie leśnictwa.
– Musicie zawiesić na jakiś czas piły na kołki- zakończył przemowę.
Reakcja Barei zaskoczyła go zupełnie. Zamiast zwyczajowego „A kto kurwa za mnie ZUS zapłaci?!”, Bareja uśmiechnął się jak Bazyliszek i głosikiem pełnym zdradzieckiej słodyczy powiedział:
– Wszystko pięknie szefuńciu, nie ma sprawy, ale ja to muszę mieć na piśmie!
Leśniczy Zdzisio zbyt wiele lat przepracował wśród rozmaitych żmij i intryg związanych z trwałą, wielofunkcyjną i zrównoważoną gospodarką leśną, żeby dawać komukolwiek podpisane przez siebie pisma, toteż uśmiechając się pobłażliwie odpowiedział:
– Szanowny kolego! Polecenie otrzymałem prosto od zastępcy nadleśnego, toteż jeśli chcesz jakichś pism, drałuj prosto do Garłaczów, a ani chybi wydadzą ci odpowiednią bumagę!
– A pewnie, że pojadę!- oświadczył szef ZUL- Niezwłocznie!
I rzeczywiście pojechał.
O dziwo, zastępca nadleśniczego przyjął go nieomalże natychmiast.
– Szefuńciu kochany!- zaczął Bareja- Leśniczy mi tu oświadczył, że wstrzymano pozyskanie. Wstrzymano, to wstrzymano, ja do tego nie mieszam się, ale szefuńcio, niech mi machnie zaraz owo polecenie na piśmie!
Zastępca zrobił głupawą minę:
– A po cóż panu takie pismo? Nie wystarczy panu polecenie ustne?
Bareja uśmiechnął się jadowicie, niczym żmija zygzakowata czy inny grzechotnik i powiedział głosem przepełnionym zdradziecką słodyczą:
– Chciałbym mieć takie oto pisemko, na wypadek gdybyście pod koniec roku zapragnęli mnie ciągać i karać finansowo za niewykonanie planu pozyskania.
Zastępca zdębiał.
Takiej bezczelności ze strony wykonawcy usług leśnych nie doświadczył nigdy przedtem, ani się jej nie spodziewał.
Patrząc na chytrą twarz Barei, myślał intensywnie:
„Nie mogę mu dać takiego pisma, bo przecie mogę się podłożyć, kuźwa jego księgowa!”
– Coś leśniczy musiał pochrzanić- chrząknął zakłopotany usiłując wybrnąć w spontaniczny sposób- Część leśnictw może pracować w normalny sposób i jak się zdaje Krużganki są na tej liście!
– Tak właśnie myślałem- powiedział Bareja z uśmiechem godnym Lukrecji Bordżii- Ach ci leśniczowie, zawsze coś popierdolą! Chwała Bogu, że w nadleśnictwie czuwa zawsze ktoś z głową na karku!
– Proszę wracać do pracy- czerwienił się zastępca.
Bareja wyszedł z gabinetu zastępcy zadowolony.
Mniej zadowolony był leśniczy Zdzisio, któremu w krótkiej, acz zdecydowanej rozmowie telefonicznej, dostało się od zastępcy, że nie potrafi przekazywać poleceń służbowych ZUL-om, że nasyła ich na szefostwo nadleśnictwa, kiedy to owo kierownictwo nie ma czasu na takie idiotyzmy, że na jego miejsce jest stu innych, którzy na pewno nie będą popełniać takich błędów.
Gniew zastępcy był uzasadniony, albowiem należy pamiętać, że w Lasach, każde, nawet najgłupsze i byle komu wręczone pismo, może stać się gwoździem do trumny pięknej, leśnej kariery.