Na wieść o brzemienności panny Marysi, zarówno w całej derekcji jak i diecezji, wybuchła ogromna panika.
Wielu leśniczych, podleśniczych, zastępców, wikarych i prałatów, chodziło błędnie, rozpamiętując pielgrzymki, na których tracili głowę dla panny, postanawiali rzucać rodziny, sprzeniewierzać powierzone ich pieczy dobro Skarbu Państwa i plwać na karierę biskupią. Wiadomo: pielgrzymka trwa krótko, a jej wstrętne konsekwencje mogą ciągnąć się latami!
Jakże cieszyli się obecnie pracownicy derekcji okręgowej, że panna Marysia odrzucała ich awanse, gardząc bukietami różanymi przynoszonemi przez ślniących się urzędników, twierdząc, że prędzej kogut stworzy stadło ze śledziem, niż ona zada się w sposób intymny z jakąś łachudrą ( a kto inny może siedzieć w derekcji?).
Niektórzy, przepoceni ze strachu, planowali poważne rozmowy z małżonkami. Niektórzy pisali listy samobójcze. Niektórzy rozważali, nakradłszy drewna i stroiszu, ucieczkę do Kanady.
Tymczasem panna Marysia ni z tego, ni z owego przyjechała w odwiedziny do leśniczego Zdzisia.
-Ależ pochlałam wczoraj!- przywitała się od progu wesoło- Łeb pęka!
-Bójże się Zeusa Marysio!- złapał się za głowę leśniczy – Toż ty w stanie odmienności brzemiennej! Tobie nijak wódki pić nie wolno!
-A kto tobie Zdzisławie powiedział, że ja wódkę piła? Wina rozmaite i likwory przednie dawałam! Co tam tylko ginekolog miał w szafie!
-Matko Boska!- zahuczała zza ściany kancelarii małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka, wielka nabożnisia i miłośniczka derektora jeneralnego, który w nowym wzorze munduru leśnika, wyglądał jak pewien gajowy Żuk, w którym podkochiwała się jako młodociana i niespełna rozumu.
-No i pan ginekolog, po całym tym badaniu i ochlaju, oznajmił uczciwie, że w żadnej ja ciąży nie przebywam! Rzyganie brało się ze zwykłego zatrucia dopalaczami, a nawet wyraził się bardzo kulturalnie, że ja prawie wianek jeszcze posiadam!
– Jak to: “prawie”? – dopytywał stażysta Jonasz, wycierając brudnym gałgankiem wrzód na karku.
– Czort jego znajet! Nie wiem co on tam miał na myśli, bo do gabinetu wtedy wtargnęła małżonka jego i pożyteczna nasza rozmowa uległa brawurowemu przerwaniu! – westchnęła panna Marysia – Nie wiem czy ja sprawy nie będę miała ja, bo jak jej dałam przez łeb taką blaszanną kuwetą, to aż przeleciała przez całą izbę lekarską i okno wybiła, bladź jedna.