Droga krzyżowa polskiej myśli ekologicznej

Henio Małanka , najwybitniejszy ekolog na wschód od linii Bugo-Narwi i Wisły, mimo późnej pory dnia spał jeszcze i przez sen postponował polską TZW gospodarkę leśną. 

Śniło mu się następnie, że przykuł się do największego w kraju harvestera i w zamian za to, otrzymał z rąk samego prezydenta legitymację ZBOWiD, dwa medale, jeden order i nominację na dyrektora jeneralnego lasów. Już miał podpisywać dekret o zwolnieniu wszystkich leśników z zajmowanych posad i nakaz zwrotu wszystkich wyłudzonych leśniczówek, gajówek, stodółek na polanach i innych rzeczy należących kiedyś do Skarbu Państwa, kiedy został brutalnie obudzony przez matkę: 

-Henryk! Wstawaj!  

-Co też matka wyprawiają?!- bełkotał nieobudzony zupełnie- Jestem derektorem jednej trzeciej kraju i ja żądam… 

-Słuchaj durniu! Ogarnij ten barłóg, bo zdaje się komorniki idą! 

Henryk obudził się całkowicie i do końca. Miał niejakie problemy natury alimentacyjnej i choć nigdy nie uznał swego ojcostwa, wiele kobiet w okolicy oskarżało go o wykorzystanie swej pozycji w szeroko pojętym świecie ekologicznym, do spowodowania ich brzemienności. 

-Gdzie oni?- zerwał się z barłogu, gdzie jak przystało na poważnego działacza, nie brak było mchów, paproci, skolopendr i innej żywiny, która choć przykra we współspaniu, nie mogła być z pościeli usunięta z przyczyn wizerunkowych. Najgorsza była wydra, która nie dość, że hałasowała, to jeszcze za nic nie chciała korzystać z kuwety. 

-Ot i wchodzą!- jęknęła matka i padła na kolana, pragnąc prosić przybyłych, żeby nie zabierali telewizora, a jedynie zabrali tego pasożyta, syna jej jedynego, durnia nad durniami, niech ona nie męczy się więcej, za co też ją Zeus pokarał na stare lata. 

-Pan Małanka?- zapytali przybyli, a dwóch ich było. 

-Toż ja- drapał się po kudłach Małanka, nieco zawstydzony, że oto urzędnicy zastali go w samych onucach. 

-My wywiad do gazety chcieli przeprowadzić! – powiedział jeden z urzędników- Do gazety lokalnej. 

-Nareszcie! – wrzasnął najwybitniejszy ekolog na wschód od kilku polskich rzek wiedząc, że owa umowna linia, może dzięki wywiadowi, znacząco się przesunąć. Kto wie, może i do Renu, albo i samej Sekwany? 

-Dajcie ogarnąć się nieco! – poprosił, na co urzędnicy z gazety lokalnej przystali chętnie, prosząc o możliwość przeprowadzenia wywiadu na podwórku, gdzie nie będzie tak czuć toaletą wydry. 

Henryk Małanka uczesał włosy, nałożył sweter z wełny, portki, buty gumowe i z miną pretendenta do tronu po przyszłej nieboszczce Elżbiecie II, wylazł na podwórko. 

-No to pytajcie! – rzekł nieco dumnie- Świat ochrony przyrody tajemnic nie ma! 

Jeden z urzędników gazety chrząknął: 

-No to znakomicie. Czy to prawda, że szesnastego maja, jadąc rowerem marki Pelikan i będąc w stanie upojenia alkoholowego, poprzez nieostrożną jazdę i wymuszenie pierwszeństwa na drodze, doprowadził pan do czołowego zderzenia z innym rowerzystą, powodując u niego liczne obrażenia i rozstrój ciała oraz średni uszczerbek na zdrowiu? Nie jest panu wstyd, że po przyjeździe policji, powoływał się pan na rzekome wpływy w naszej gazecie, grożąc policjantom zwolnieniem dyscyplinarnym? Dlaczego nie płaci pan za izbę wytrzeźwień? 

Henio Małanka, otwierając i zamykając gębę ze zdumienia, zaczął rozumieć, ile faktycznie kosztuje sława najwybitniejszego ekologa na wschód od rzeki, do której tak ochoczo wskoczyła księżniczka Wandzia, bo jej się kawaler z Zachodu nie spodobał. 

Jak nowe Główne Księgowe zatrudniano

Baby z nadleśnictwa zwołano do świetlicy, gdzie nadleśniczy ogłosił: 

-Miało być ciągnienie,aby wylosować która z was, baby zatracone, zostanie Główną Księgową, ale z uwagi na różne zabobony w przepisach, sporządzonych przez intelektualnych cherlaków i uczone niedojdy, musimy przeprowadzić prawdziwy kasting. Będzie komisja, a w tej komisji będzie reprezentant kurii biskupiej, znany prałat, będę ja, i z derekcji też będzie jakaś persona, może nawet jakiś starszy specjalista! 

Babom uczyniło się markotno i poczęły jazgotać między sobą. 

-Cicho, durne! – wrzasnął nadleśniczy-Nie mój to pomysł!  Zaraz przedstawiciele zajadą, a tu harmider jak w kurniku! Gęby na kłódkę, a jak się kasting zacznie, to włazić macie do gabinetu według listy i pojedynczo na wyraźne wezwanie! 

Istotnie, pod nadleśnictwo wkrótce zajechały znakomite pojazdy, z których wysiedli prałat i zastępca asystenta młodszego referenta do spraw rowów przy drogach leśnych. Kłaniano im się w pas i uśmiechano uniżenie. Persony pozwoliły zaprowadzić się do gabinetu, tam poczęstowano je po staropolsku, nalewkami, harakami, cydrami, absyntami, wódkami wymyślnemi, miodami i co tam tylko nadleśniczy w swej łapowniczej skrytce posiadał, aż w końcu rozpoczęto kasting. 

Nadleśniczy wytoczył się z gabinetu i machnął ręką na pierwszą z brzegu babę: 

-Włazić! 

Baba wlazła nieco stremowana, a kiedy ujrzała prałata i zastępcę asystenta, chciała wleźć pod stół, ale nadleśniczy wyciągnął ją za giezło na środek: 

-Zadamy wam babo, kilka pytań- powiedział nadleśniczy- Żeby sprawdzić, czy wy się nadajecie na Główną Księgową. 

-Po pierwsze- ciągnął nadleśniczy- Ile to jest dwa razy dwa, hę?! 

Baba wytrzeszczyła oczy: 

-Toż łatwe! Cztery przecież! 

-Ot jak mądra! Idźcie wy już babo kury szczupać! – nadleśniczy pokręcił głową- Tyle, to i ta stara Główna Księgowa wiedziała, a przecież jakby księgowość była taka prosta, to każdy dureń by mógł tu urzędować! Paszła won! Będzie mi tu uczoną odstawiała, torba jerozolimska!

I wezwał drugą babę. 

-Dwa razy dwa?!- zapytał bezceremonialnie. 

-Zależy! – wzruszyła ramionami baba- Jak rozliczamy pielgrzymkę w obrębie naszej diecezji to sześć, a jak poza, to nawet dwanaście! 

-Zuch! – wyrwało się nadleśniczemu- A co byś babo zrobiła, gdyby leśniczy zapomniał raportów fiskalnych dostarczyć? 

-Uch! – złapała się za łeb bab- Ja bym mu już pokazała! Już on by dziesięć razy poprawiać papiery z wypłaty przyjeżdżał! Spokoju bym mu nie dała! Jak harpia! Jak Gorgona! Jak Kinga Rusin! Po wodzie chodziłby i pić wołał! A pisaniu przez niego wyjaśnień, nie byłoby końca! 

– A jak byś babo rozliczyła ogórki i wódkę na delegacji? 

-Załatwiłabym fakturę ze cztery noclegi ekstra! – odparła bez zastanowienia baba. 

-Przepięknie! – ucieszył się nadleśniczy- A teraz idźcie już babo, bo my tu musim się naradzić z szanowną komisją! 

Kiedy baba wyszła z gabinetu, prałat czknął głośno, a zastępca asystenta młodszego referenta pokiwał głową: 

-Cymes! – czkał prałat- Chyba po studiach, takie chytre te baby!  

Zastępca asystenta też chciał wygłosić jakąś okrągłą sentencję, ale nagle zrobiło mu się niedobrze i poprzestał na pomachaniu łapami. 

-A z drugiej strony myślę- kontynuował prałat- Że po co my się mamy tu męczyć z tym durnym kastingiem, kiedy jak sam raz, ja posiadam siostrzenicę. Ledwo szkołę skończyła! Ambitna! Mądra!  

-A jaką szkołę? – zapytał nietaktownie nadleśniczy. 

-Podstawową! – podniósł głos prałat- Ale ma wuja prałata! A to o czymś świadczy, no nie?! 

-Racja- opuścił głowę nadleśniczy, wiedząc, że wszelka opozycja wobec kandydatury siostrzenicy prałata nie ma najmniejszego sensu- To niech i ona będzie… 

– Wprawdzie ma dysleksję, dysortografię i dyskalkulię, ale najważniejsze, że własnego brata w łyżce wody utopiłaby! – reklamował dalej krewniaczkę prałat- Nie ma ani krzty sumienia, a nawet empatii nie stosuje! To czegoż jej brak, żeby Główną Księgową zostać, hę?! 

-No toż niczego- zgodził się markotnie nadleśniczy i pociągnął solidny haust haraku z absyntem i fernetem- Wymogów tylko formalnych nie spełnia… 

-Czego?!- huknął prałat- Nie zmuszaj mnie, żebym ja musiał biskupowi dupę taka błahostką zawracać!!! Żanetka ma posadę otrzymać pod groźbą ekskomuniki i zwolnienia! 

-Amen! – zaśmiał się szyderczo zastępca asystenta i na tym kasting zakończono. 

Główna Księgowa jako ten ruski karabl.

Odwołanie Głównej Księgowej w nadleśnictwie Garłacze odbyło się tradycyjnie i jak to zwykle bywa na wschodniej flance TZW gospodarki leśnej- hucznie. 

Zapłakana Głowna Księgowa siedziała pośród segregatorów, skoroszytów i teczek, lejąc ślozy na paragony i bloczki KP. Niektóre baby z księgowości płakały razem z nią, rozpaczając i rwąc włosy z łbów. 

-Jakaż to sprawiedliwość?! Raptem piętnaście lat do emerytury zostało! – jęczała Główna Księgowa- Kordelasa dostałam za wybitne zasługi przy rozliczaniu pielgrzymek i delegacji! Gospodarce leśnej wiernie służyłam! A teraz co?! Gdzie ja księgować pójdę, co?! 

Ale nie było litości dla niej. Kontroler derekcyjny, biegły rewident i w kruczkach z cyferkami należycie obznajomiony, orzekł, że tego co nawywijała Główna Księgowa w rachunkach nie da się odkręcić ani zamieść pod dywan, że rykoszetem dostać może nie tylko nadleśniczy, ale i sam derektor. Ów, kiedy tylko się dowiedział, że przez ciemnotę i arogancję jakiejś baby z podrzędnego nadleśnictwa, mogą przy nim zacząć się kręcić jakieś męty z tefałenów i gazet, mało nie dostał apopleksji. Nadleśnictwo chciał rozwiązywać i palić archiwum, ale nadleśniczy obiecał, że sprawę załatwi od ręki. 

-Babo głupia i ciemna! – rzekł Głównej Księgowej nadleśniczy- Lepiej miałaś tu jak u Boga za piecem. Służbę księgową miałaś na skinienie każde, terenowa Służba Leśna karki gięła przed tobą pokorn,ie ale okazałaś się gnuśna i zadufana w sobie. Ekscelencja derektor każe cię precz przegnać i to jeszcze powiadam, że tylko dlatego do prokuratora na ciebie nie zameldujemy, żeby z tego jakiej prawdziwej chryi nie było! Paszła won! Pamiętaj jednak, że jakbyś chciała się gdzieś skarżyć i Sądowi Pracy gitarę swoim jojczeniem i durnymi pozwami zawracać, to liczna twoja rodzina, syny i wszelkie córki z zięciami, mają rozmaite etaty tu i ówdzie. A jak powiada stare przysłowie: etat w leśnictwie jako ten latawiec pośród huraganowego wiatru. Utrzymać ciężko. 

I widziała Główna Księgowa, że nie ma odwołania.  

Baby księgowe szybko uspokoiły się, bo nadleśniczy obiecał im, że nie tylko nic im nie zrobi, bo wykonywały tylko polecenia tej idiotki, którą omyłkowo ktoś, kiedyś wsadził na księgowy stolec, ale jeszcze to zapowiedział, że nowa Główna Księgowa zostanie wyłoniona pośród rozlicznych bab biurowych na podstawie losowania. 

-Wszystkie jesteście takie kompetentne- powiedział im uroczyście- Że to jeden ch…j, która z was obejmie stanowisko.  

Baby rozochociły się, rozbiegły po kątach, żeby wymyślać jakieś sztuczki, które zwiększyłyby ich szanse przy losowaniu: a to smarowano gęby burakami, a to modlono się do świętego Jodoka, a to umizgiwano do sekretarza, który miał organizować loteryjkę. 

A potem było uroczyste wyprowadzenie Głównej Księgowej z budynku nadleśnictwa. Łapy jej związano, żeby nie wyniosła przypadkiem jakiego segregatora z poufnymi danymi, na łeb nałożono wiadro stalowe, w które stukano miotłami, śpiewając obelżywe pieśni. Czyniono to chętnie i z ochotą, albowiem Główna Księgowa, jak każda zresztą na terenie całego kraju, w nadleśnictwie miała jeno nieprzyjacioły. To szczęście dla niej, że nie działo się to w dzień narady gospodarczej, bo ani chybi, wyjechałaby z nadleśnictwa na taczce wypełnionej produktami przemiany materii, albowiem w terenie nienawidzono jej wielce. 

-I żebyś tu więcej nie wracała, stara k…rowo!- zahuczał kamandzir posterunku Straży Leśnej i na postrach wypalił jej przy łbie z pistoletu. Ona ze swej strony przysięgła, że jej noga więcej w nadleśnictwie niepostanie, do trybu zwolnienia zastrzeżeń nie wnosi, obiecuje zachowanie tajemnicy służbowej i żadnej urazy nie chowa. Wówczas pozwolono jej odkuśtykać w stronę domu.