Czy istnieje życie po odwołaniu?

Kiedy leśniczy Zdzisio wszedł do biura nadleśnictwa, uderzyła go niezwykła atmosfera, jaka panowała w środku.

Nikt nie galopował poprzez korytarze, celem natychmiastowego wykonania poleceń nadleśniczego, w powietrzu nie unosił się aromat kawy, rozmaitych ciast, ani nawet wędzonego boczku i cebuli, które ubóstwiała Główna Księgowa.

Kiedy leśniczy wlazł do księgowości, stanął jak wryty.

Baby siedziały w jednym kącie i płakały. Gdybyż to płakały! Zawodziły na całe gardło, rozmazany makijaż spływał im po mokrych policzkach.

– Co się tu kurna dzieje?- zapytał zaskoczony leśniczy.

– Oooo…odwoooo…odwołali!- wystękała jedna z bab, zanosząc się spazmatycznie.

– Kogo?! Co?!- otwierał oczy szeroko leśniczy.

– Nadleśniczego!- rozszlochały się baby na dobre.

– Też mi powód do płaczu!- machnął ręką leśniczy Zdzisio- Nie on pierwszy i nie on ostatni. Jak uczy nas doświadczenie zawodowe, być nadleśniczym przypomina egzystencję meteoru. Błysk na niebie i do widzenia! Nie ma czego ryczeć głupie baby!

– Toż my nie po tym durniu ryczymy!- chlipały baby- Tu o jego następcę rozchodzi się! Z tego powodu płaczem tu i szaty drzem niczem izraelskie płaczki pogrzebowe.

– A co ma być z następcą?- wzruszył ramionami leśniczy Zdzisio- Jak zwykle w przypadku nadleśnictwa Garłacze, przywiozą go w teczce z derekcji, a potem wezmą. No, baby! Uspokójcie się!

– Niby, że Mazgaja awansują!- załkały baby.

– Co?!- leśniczy aż przysiadł- Pewne to?

I złapał się za słabe serce, od lat dręczone trwałą, wielofunkcyjną i zrównoważoną gospodarka leśną.

– Niby pewne. Jego wuj biskup interweniował na najwyższym szczeblu!- jęczały baby.

I wtedy leśniczy, który nie płakał nawet po katastrofie smoleńskiej, a nawet wtedy kiedy zimny chirurg wyrywał mu bez znieczulenia, wrośnięty paznokieć dużego palca u stopy, załkał jak dziecko.

– Toż to koniec gospodarki leśnej jaką znamy!- wystękał pośród oceanu łez.

A kto na Króla Lasów?

Ekscelencja Derektor był wielce niezadowolony.

– Uprzedzili nas! Zawsze wszyscy nas uprzedzają!- wołał zza biurka do leżących pokotem naczelników.

– Ale o co się rozchodzi Ekscelencjo?- zapytał najodważniejszy, nie odlepiając jednakowoż twarzy od podłogi.

– O ostatnią Intronizację!- tupnął nogą Derektor- Przecież miałem już przygotowane pismo, gdzie powierzałem stanowisko Najwyższego Specjalisty ds. Gospodarki Leśnej wiadomej osobie! A gdzie mu teraz dawać taką posadę skoro on Królem Polski? Mógłbym mu wprawdzie oddać swój etat, ale obawiam się, że z takim rozmiarem zadań, z takim ich stopniem skomplikowania, nie każdy sobie poradzi… Co innego władać całym krajem, czy wszechświatem, a co innego zarządzać taką bandą bałwanów!

– Wszyscy wiemy Ekscelencjo, że obecnie mamy odpowiedniego człowieka na odpowiednim miejscu!- zauważył naczelnik, usiłując zerknąć z poziomu podłogi na Derektora.

Ten jednak był już zajęty czymś innym. Właśnie wymyślił wstęp do Nowych Ramowych Warunków Sprzedaży Darów Lasu, więc szybko zapisywał co lotniejsze myśli, każąc wynosić się wszystkim naczelnikom do stu diabłów.

Leśnictwo a kiła

Raz pewien leśniczy, a Zdzisław mu było,

Zaraził się w lesie obrzydliwą kiłą.

Że powód choroby był niezawiniony,

Długo się tłumaczył przed obliczem żony.

Dowodził małżonce, że natury łono,

Nie jest takie zdrowe, jak ongiś sądzono.

Wprawdzie połowica rodem była z Kaszub,

Ale w głowie miała jakiejś wiedzy zasób.

Rzekła zatem gromko, głosem jak dźwięk tuby:

„Prawisz mi małżonku osmolone duby!

Ciężko mi jest pojąć, że te sarny śliczne

Niosą zagrożenie WENEROLOGICZNE!”

Jesienne poszukiwania robactwa

– Niceśmy nie znaleźli!- zameldował w progu kancelarii podleśniczy- Całe to jesienne poszukiwanie robactwa zdatne jest psu na budę. Zawracanie głowy i ogólnopolska histeria. Wymyślił to jakiś dureń, a reszta innych durniów wciela w życie!

– Słabo szukaliście!- zdenerwował się leśniczy- Jeszcze nam tu Mazgaj na jakie kontrole potrzebny!

– Zasadniczo było kilka robaków – podrapał się w głowę podleśniczy- Ale ten tu oto stażysta Romuś, zeżarł je zanim zdążyłem wsadzić je do pudełka. No i poszukiwania szkodników sosny prowadziły baby z Krużganków, które koniecznie chciały Romusia wyswatać, co zupełnie odciągało je od meritum poszukiwań. Okropnie namolne są te baby!

Romuś groźnie zahuczał, dając do zrozumienia, że nie da się wyswatać nikomu i nigdy przed ślubem kościelnym. A zwłaszcza w ciemnym i zimnym lesie.

– Chwała Jowiszowi Kapitolińskiemu, dzięki któremu nasza trwała, wielofunkcyjna i zrównoważona gospodarka leśna, odbiera rozum naszym wrogom, przygotowany jestem na to, że wysłanie was do lasu, celem zebrania szkodniczego robactwa mija się z celem- zatryumfował leśniczy Zdzisio otwierając szufladę- Ha!

I zaprezentował wspaniałe poczwarki, najrozmaitszych owadów, poukładane w pudełkach z odpowiednimi numerami powierzchni kontrolnych.

Podleśniczy przecierał oczy ze zdumienia. Stażysta Romuś, oblizywał się ze smakiem.

– Skąd to?!- zapytał podleśniczy.

– Nabyłem za grosze na chińskim allegro!- z emfazą w głosie, oświadczył leśniczy- Najwyższej jakości światowe robactwo!

– A jak ktoś to naprawdę zbada?- zaniepokoił się podleśniczy- I wyjdzie na jaw, że na terenie leśnictwa znaleziono egzotyczne tałatajstwo?!

– Bez obaw. Baby w nadleśnictwie się nie zorientują, a gdzieś tam hen, w odległym Zakładzie Ochrony Lasu, dopóki nie przekroczymy liczb alarmowych czy krytycznych, nikt sobie tym dupy zawracał nie będzie. A ja do pudełek wkładam nie więcej jak dwie, trzy poczwarki. Oczywiście możemy mieć pecha, ale kto nam udowodni, że to myśmy wsadzali te kuzaki do pudełek, hę?! W warunkach ogólnopolskiego bardaku, można je było zamienić na każdym etapie tej dalekiej podróży!

– Ty Zdzisio to już dawno powinieneś być Derektorem- z podziwem powiedział podleśniczy.

– Dawno to on powinien dostać wypowiedzenie! Oszust i kanciarz! I strach pomyśleć co się dzieje w wyżej wymienionym temacie w skali kraju!- zabuczała zza ściany małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka- I jeszcze całe to robactwo w lodówce trzyma! Podobnie zresztą jak próbki odchodów wilka, które kiedyś nakazano mu zbierać po lesie!

– A skąd ty odchody wilka wziąłeś?!- zdziwił się podleśniczy i zaniemówił, kiedy leśniczy na migi pokazał mu skąd.

Krajowa Narada Wszechleśników

Leśniczy Zdzisio siedział w kancelarii i śmiał się w kułak, patrząc na zdjęcie z ogólnopolskiego zjazdu leśników.

– A gdzie Kim Dzong Un?- dopytywał szyderczo wpatrując się w fotografię przedstawiającą dzielnych pracowników leśnych, którzy dumnie wyprężali piersi (musi po ordery i medale).

– Toż za stołem prezydialnym na pewno siedzi!- zawołał podleśniczy- Na owym zdjęciu widzisz  jeno leśnych pariasów, bo cały „krem de la krem” zawsze siedzi frontem do gawiedzi! Czyż inaczej jest na naszych naradach w nadleśnictwie?

– Ładna mi gawiedź- podłubał w nosie leśniczy- Samych masz tu nadleśniczych jako publikę. Sól siedlisk borowych i lasowych!

– To dlaczego nazwali to Krajową Naradą Leśników? Skoro nie wszyscy leśnicy dostali na nią zaproszenie?- wątpiąco pokiwał głową podleśniczy- Powinno się to nazywać Krajową Naradą Wyższych Sfer Leśnych.

– Zazdrość cię zżera- odparł leśniczy Zdzisio- Trzeba się było uczyć w szkole porządniej, to byś nie musiał zapierdalać po zrębach i drogach wywozowych, jeno byś pozował i odbierał kordelasy. Przecież nie można urządzić narady dla wszystkich leśników w Polsce, bo trzeba by chyba wynająć Stadion Narodowy, a wątpię czy system nagłośnienia jest na tyle doskonały, by oddać wszelkie niuanse przemów Ekscelencji Derektora w taki sposób, aby każdy, nawet najgłupszy zrozumiał.

– Po tych zdjęciach wynika, że i tak nikt niczego nie pojął z uczonej przemowy- zauważył podleśniczy- Według mnie musowo jeszcze raz wyższą kadrę leśną przeorać i wymienić na taką, która zrozumie odpowiednio każde przemówienie Ekscelencji w należyty sposób. A nie tylko udawać. I dziwię się jednemu wielkiemu niedociągnięciu!

– A jakież ty niedociągnięcie widzisz na tak wspaniałej i wiekopomnej uroczystości, z której co prawda nic nie wynika i która jedynie wygenerowała koszta, ale okazała się organizacyjnym i moralnym zwycięstwem?!- zapytał podejrzliwie leśniczy Zdzisio.

– Wszystkim tym nadleśniczym, brakuje notesików, jakie widuje się na zdjęciach otoczenia Kim Dzong Una. To byłby dopiero dowód, że słów Jego Ekscelencji, reszta nie ma w dupie.