-A któż to?- zapytał podleśniczy wyglądając przez okno kancelarii. Akurat spożywali z leśniczym Najświętszą Kawę Kancelaryjną i przeszkadzanie w rytuale spożywania jej, było przestępstwem równym, a może i gorszym od mordowania bezbronnych dzieciątek przez herodzkie żołdactwo.
Leśniczy Zdzisio wyjrzał również:
-O ku…rwa! – złapał się za głowę- Toż to “tefałen”! Dźwiery zakrywaj! Nuże!
Podleśniczy rzucił się przed siebie i przekręcił zamek w drzwiach.
-Co teraz? – wyszeptał zbielałymi ze strachu ustami.
-Nie ma nas! – skrył się za biurkiem leśniczy- Chowaj się idioto!
-Dobrze wam tak !- zahuczała zza ściany małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka- Teraz was pokażą w “Uwadze!”. Doigraliście się psie syny! – i wybuchnęła typowo chrześcijańskim, zjadliwym, pełnym szyderstwa i pozbawionym jakiegokolwiek współczucia śmiechem.
-Zamknij mordę głupia babo !- leśniczy zdobywał się na wyżyny małżeńskiego taktu.
Tymczasem do drzwi rozległo się głośne pukanie. Dziennikarz bez ceregieli i zbędnych wstępów zaczął wołać:
-Panie leśniczy, proszę otworzyć! Wiemy, że pan tam jest!
A potem już z typowym dla swego programu profesjonalizmem zaczął zadawać pytania mimo drzwi zamkniętych:
-Dlaczego pan niszczy życie pana Henryka Małanki?! Dlaczego nie chce pan sprzedawać drewna na opał?! Dlaczego zmusza pan osobę będącej na utrzymaniu swej matki, schorowanej staruszki, do kupowania go w sąsiednim nadleśnictwie?! Czy nie ma pan serca?! Niech pan otworzy!!!
Potem dziennikarz nakręcił się jeszcze bardziej i piał pod drzwiami dyszkantem a’la Ziobro o odpowiedzialności za ewentualne i zamarznięte zwłoki najwybitniejszego ekologa na wschód od Wisły. Jedyny Allah wie co by jeszcze tam nawygadywał, gdyby nie nagłe pojawienie się inżyniera nadzoru Mazgaja, który akurat znalazł dziurę w ogrodzeniu uprawy w oddziale 222b i spiesznie jechał do kancelarii leśnictwa, aby uzmysłowić leśniczemu jego nędzę umysłową, intelektualną i brak zdolności do pełnienia swych obowiązków, skoro pozwala na istnienie takich dziur.
Mazgaj stanął jak wryty.
Ekipa telewizyjna zobaczywszy jakiegoś osobnika w zabawnym, łaciatym stroju, od razu rozpoznała w nim przedstawiciela profesji najbardziej zohydzanego przez media mętnego nurtu:
-Dlaczego niszczycie życie lokalnego ekologa?!- wrzasnął dziennikarz.
Mazgaj wiedział, że właśnie waży się jego kariera w TZW gospodarce leśnej. Pokazanie go w jakimkolwiek kontekście we wrażej tv, mogło ją złamać jak suchy patyk. Ale nawet i nad nim czuwał jakiś Sauron, Morgoth czy inny Belzebub, bo oto zza zakrętu, na pełnej prędkości, z pianą na pysku, oszalałym spojrzeniem, ujadając jak bestia z najgłębszych czeluści piekielnych, wypadł Szarik. Straszliwy mieszaniec wyżła weimarskiego i afgańskiego charta, bydlę bez litości i nadmiarem nienawiści do rodzaju ludzkiego. Początkowo chciał dopaść i rozszarpać na sztuki Mazgaja (tak był wyszkolony), ale Mazgaj był za płotem, a ekipa tv jeszcze w jego obrębie…