Nowy stażysta w leśnictwie Krużganki wyglądał jak typowy stażysta: powłóczył nogą, gębę miał czerwoną, wargi grube i mięsiste, jedno oko zerkało w stronę Maroka, drugie w stronę gór Kaukazu, nazbyt obfita tusza utrudniała mu ruchy, czuć było, że profilaktycznie stosuje czosnek na śniadania. Istny obraz nędzy, rozpaczy i upadku.
Zastępca nadleśniczego przywiózł go pod leśniczówkę, wypchnął z auta i kazał udać się do kancelarii.
Długo patrzył leśniczy Zdzisio, na swój nowy, personalny dar z nadleśnictwa.
-Jak ty nazywasz się? – zapytał w końcu.
-Że niby ja? – zapytał stażysta i przetarł zaropiałe oko- Ja na chrzcie dostałem Jonasz!
-Jonasz! – wykrzyknął zdumiony leśniczy- O, bladź!
-Bladź!- potwierdził podleśniczy, blednąc i nieco omdlewając z powodu woni Jonasza.
Małżonka leśniczego Zdzisia, rosła i postawna Kaszubka, która znała całą Biblię na pamięć, przeżegnała się zza ścianą kancelarii niezwykle głośno i intensywnie.
-Masz tu Jonaszu mapę leśnictwa- powiedział leśniczy Zdzisio- I idź zaznajom się z terenem. Nie spiesz się, zobacz jak drogi u nas wyglądają. No idźże, nie ociągaj się, bo roboty tu u nas huk! Pa pa! A jutro przyjdź tu do nas znowu!
Kiedy Jonasz poszedł do lasu, utykając na chromiejącą nogę i odkrztuszając co i rusz flegmę zalegającą w niektórych drogach oddechowych, w kancelarii leśnictwa Krużganki zapadła martwa cisza.
-Ja wiedziałem, że nasz okręt wcześniej czy później pójdzie na dno- wykrztusił blady leśniczy- Już po nas!
-Zaraz jadę ja do proboszcza! – zdenerwowała się małżonka leśniczego- Toż przez niego łajba TZW gospodarki leśnej pójdzie na dno, jeszcze przed odnowieniami!
-Ciemna babo! – warknął leśniczy- Proboszczowi powiesz, że w marynarskie przesądy wierzysz?!
-Już po nas! – biadolił podleśniczy- Najświętsza Kawa Kancelaryjna nie smakuje już tak samo!
-Bo wlałem siwuchy zamiast koniaku- podrapał się po łbie leśniczy Zdzisio i nagle jakby sobie coś przypomniał- Czy Szarik spuszczony po podwórku lata?
– O Jezu!- wystraszyła się małżonka leśniczego- Rozszarpie go na kawałki! Będzie na nas!
I rzucili się do okien, a widok, który ujrzeli, zmroził ich nawykłe do grozy i horrorów w gospodarce leśnej serca:
Oto na skraju lasu stał stażysta Jonasz, a Szarik, bestia rodem z piekieł, straszliwy mieszaniec wyżła i charta afgańskiego, stał przy nim, radośnie machał ogonem i lizał mu liszaje na gębie.
-Zamawiaj egzorcystę! – słabo wystękał do małżonki leśniczy Zdzisio- To musi być dzieło Szatana!