Tego ponurego dnia, do kancelarii leśnictwa Krużganki wtarabaniły się dwie przedstawicielki rodzaju żeńskiego, przy czy starsza bez żadnych zwyczajowych i zabobonnych wstępów, takich jak „dzień dobry” czy „witam”, wskazała oskarżycielsko palcem na stażystę Romusia i mocnym głosem oznajmiła:
– To on!!!
Stażysta Romuś, beztrosko żujący w kącie stary kabel od prodiża (łaskawie podarowany mu przez małżonkę leśniczego, rosłą i postawną Kaszubkę), zaprzestał swej mało pożytecznej czynności i zrobił minę, która mogła oznaczać tylko jedno: nic nie rozumiał.
– A ty babo, za przeproszeniem do obory wlazłaś?!- zapytał grzecznie leśniczy Zdzisio- I co to za pokazywanie palcami na stażystów?! Może to nie jest jeszcze człowiek, ale godność swoją ma!
Starsza nie dała się wytrącić z równowagi:
– Toż ten gałgan moją córkę w stan brzemienności odmiennej wprawił!
Podobna cisza jaka zapadła w kancelarii panuje jedynie w najdalszych i najciemniejszych kątach próżni kosmicznej.
– Niby jak?!- zapytał się po chwili leśniczy Zdzisio.
– Już wy leśnicy macie na to swoje chytre sposoby!- załkała matka Dorotki- Chuligani! Łobuzy! Niby to po lesie chodzą, a tylko o jednym! Już ja w „Gazecie Wyborczej” naczytała się jak wy całą Puszczę rżniecie! I ciągle wam mało!
– Rżniemy, ale odnawiamy!- zawołał leśniczy w gniewie.
– O to właśnie chodzi!- złapała się za głowę matka Dorotki- Właśnie o to odnowienie nieszczęsne, za które zapłacicie!
– Popatrz durna babo na stażystę Romusia- powiedział spokojnie leśniczy Zdzisio- I zastanów się, czy ten tu oto Romuś, żujący właśnie gumową okładzinę starego kabla, byłby zdolny do zadania się cieleśnie z twoją córką, która notabene nie jest w jego typie, albowiem oprócz zeza rozbieżnego, kartoflanego nosa i otyłości typu centralnego, posiada ręce sięgające do kolan, a na taki typ urody znajdują się amatorzy jedynie w miastach wojewódzkich!
– Romuś!- zwrócił się do stażysty- Znasz te oto tu baby, a przynajmniej tę ciężarną?
Romuś za pomocą gulgotania, dał do zrozumienia, że według niego obydwie są ciężarne. Samych zaś bab nie zna, nie widział, nigdy w lesie takich nie gonił, bo odkąd gonił pewne stare grzybiarki wie, że taka zabawa nie ma sensu: szybko się przewracają i wrzeszczą, zamiast chyżo uciekać.
– Sama widzisz ciemna babo- sapnął leśniczy Zdzisio- Że durnia możesz szukać w innej firmie, a nie w Lasach Państwowych. U nas idiotów się nie zatrudnia.
– Dorotka, powiedz jak było!- zawołała stara.
Dorotka chrząknęła i powiedział:
– Wyszedł z lasu i ten tego… i pozamiatane. Ja w ciąży – Dorotka wzruszyła ramionami.
– Pokaż który!- zażądała matka.
– Żaden- machnęła ręką Dorotka- Tamten miał śpicrutę w ręku!
– Mazgaj!- zawołał leśniczy Zdzisio- Ha! Ha! Ha! Niech szanowne panie jadą do nadleśnictwa w Garłaczach i rozpytają się o inżyniera nadzoru. To ani chybi on!
I kiedy baby już wyszły, leśniczy Zdzisio orzekł w zadumie:
– I patrzcie, zawsze góra naodpierdala, a my szaraki ze Służby Leśnej, jako ci na pierwszej linii frontu, zbieramy za nich cięgi. Jakbym nie był taki wygadany, to byśmy musieli stażystę za tego koczkodana wydać.