CHCIWOŚĆ ZUL

O chciwości przedsiębiorców spod znaku siekiery i pilarki wiadomo od dawna. Tam, gdzie normalny człowiek posiada serce, oni mają kawał bazaltu czy lastryko. Głusi są na wszelką biedę, niedolę, nieszczęście, jeśli tylko wiąże się to z uszczupleniem ich pokaźnych majątków, tych niewyobrażalnych fortun, które powstały dzięki pasożytnictwu na TZW gospodarce leśnej. 

Ciągle im mało. Wciąż krzyczą: “pieniędzy, pieniędzy!”, wiedząc doskonale, że leśna korporacja sama się finansuje i choć wygląda na to, że las jest studnią bez dna, jest to tylko pozór. Wszyscy wiedzą, że pieniędzy w lesie na fanaberie i głupstwa w postaci zaspokajania żądzy złota pań i panów z ZUL po prostu nie ma. 

Najgorszym jest fakt, że wciąż szantażują leśników przed każdym przetargiem na usługi leśne, żądając wciąż coraz to większych sum, za swoje nędznie wykonywane prace leśne, które trzeba bezustannie poprawiać i nie zdarza się nigdy, żeby ZUL cokolwiek w lesie wykonał prawidłowo i w terminie. A jeżeli już wykona, to jest to przypadek, ale i wtedy dobrze zmotywowany inżynier nadzoru coś wynajdzie!

ZUL jednak myśli inaczej. “Po nas choćby i potop!” – zdają się mówić ich chciwe usta. Myślą tylko o dniu dzisiejszym, o budowaniu swoich oszałamiających rezydencji, zmienianiu kolejnych luksusowych aut, obnoszeniu się rozmaitym złotem i paradują z kosztownymi psami pokazując, że stać ich na wszystko. Nie myślą o przyszłości, że trzeba oszczędnie wydatkować pieniądze zdobyte dzięki wycince, że wiele pokoleń czeka na efekty pracy dzisiejszej. O nie! Najchętniej przehulaliby od razu wszystko! Wycięli w pień nie tylko Puszczę Białowieską, ale lasy na obszarze całego kraju.  

ZUL nie potrafi w żaden sposób motywować swoich pracowników do wytężonej pracy. Dlatego muszą kupować drogie maszyny, które zastąpią tych zdemotywowanych drwali i zrywkarzy, którzy splunęli na takie porządki i wolą zająć się złodziejstwem i pijaństwem, z większą dla siebie korzyścią finansową. Oczywiście ze zwykłą dla siebie chytrością i hipokryzją, ZULe twierdzą, że wszystko jest to wina leśników, którzy ułożyli bałwański, nieadekwatny, niesprawiedliwy, nieprzystający do rzeczywistości katalog norm na wykonanie prac leśnych, którzy wyceniają wykonanie usług, jakby robili to dla Gambijczyków czy Kongijczyków, co zmusza ZUL do pracy za nędzne grosze. 

ZUL od lat rozpija środowisko wiejskie. Tam, gdzie kiedyś brakowało pieniędzy na wódkę, zjawił się ZUL, zatrudniający nieświadome ofiary i wypłacając pieniądze za wykonane prace. Pieniądze te są wykorzystywane do kupna alkoholu, a ten z kolei jest przyczyną rui, porubstwa, rozbicia rodzin, niszczenia wiat przystankowych, kradzieży, stręczycielstwa i innych (z czego ZUL również usiłuje czerpać korzyści). Kiedy nie było pieniędzy za wycinkę lasu, życie na wsi było bardziej poświęcone rozwojowi intelektualnemu, duchowemu, rozwijała się tam edukacja i szkolnictwo. Najchętniej ZUL wypłacałby wynagrodzenie w postaci taniego bimbru, na szczęście wielu z pracowników musi płacić alimenty i raty “chwilówek”, więc ten obrzydliwy moralnie plan, jeszcze nie może być zrealizowany. No ale kto wie- może w końcu ZUL przekona opornych, że zarobiony bimber można sprzedać i w ten sposób zaspokoić roszczenia komorników i wierzycieli.

Ciąg dalszy nastąpi, albowiem chciwość ZUL jest tematem nieograniczonym!

Bajka o strażniku leśnym Kocurze

Dawno, dawno temu, była sobie na głębokim Podlasiu (koło Trześcianki zdaje się) wioska. Zapomniana była ona od Boga, zarówno katolickiego, prawosławnego, ewangelicko-augsburgskiego czy nawet bisurmańskiego. Sami tam mieszkali złodzieje i rzezimieszki. Kradł tam każdy. Nieomalże od urodzenia, ponieważ złodziejstwo wysysano tam z mlekiem matki, nawiasem mówiąc, również kradzionym. Kradziono wszystko i wszystkim, i to na taką skalę, że po jakimś czasie pojęcie własności prywatnej straciło rację bytu. Nikt tam zatem nie przywiązywał się do dóbr materialnych wiedząc, że gdy tylko się odwróci, dobra owe zmienią właściciela co najmniej trzy razy. Jednym słowem, dzięki niepospolitemu złodziejstwu, udało się mieszkańcom wsi stworzyć to o czym mógł tylko pomarzyć Lenin, Stalin i nieboszczko Czegiewara: zaprowadzili u siebie prawdziwy komunizm. 

Największą namiętnością mieszkańców była jednak kradzież w rządowym lesie. Kto żyw wyruszał rankiem z wioski, żeby choćby chrustu uszczknąć o poranku, choćby wałeczek najmniejszy papierówki, a jak nie udało się czegokolwiek zwędzić, to trzeba było aż felczera z Rohozów wzywać, tak chorowali. 

Wkrótce lasy rządowe wyglądały tam, jak okolice Rijadu: drzew mało, ludzi dużo. Zorientowali się w nadleśnictwie, że ktoś im drzewostany ogołaca i wysłali tam strażnika leśnego nazwiskiem Kocur. 

Był to mąż ogromnej postury, brodaty, szpetny, za pasem srebrny czekanik nosił, czaszki złodziejskie czekanikiem trepanował. Wkrótce zaczął on porządek w lesie robić. Zawzięty był on i bezlitosny, jak kogo ze wsi złapał, truchło jego na najbliższym drzewie wieszał. Natłukł wioskowych tylu, aże zaprzestali złodziejstwa leśnego, bo w wielkim strachu byli. 

-Coż nam czynić?! Zdechniem bez reszty, kiedy w rządowym lesie kraść nam wstrętny Kocur nie pozwala! Jakby powietrze nam zabrał, przeklętnik!- biadolili pod rozkradzioną wiatą przystanku PKS. 

Mało wiele radzili i uradzili: trzeba strażnika leśnego pochwycić, łeb mu urżnąć, pakułami wypatroszony kadłub wypchać i postawić ścierwo na rozstajach, niech się inne leśniki boją! 

Jedna rzecz jest jednak radzić, inna uchwalić, a jeszcze inna uchwalone wykonać. 

Cóż z tego, że z trzy setki ich zebrały się? Cóż, że w widły byli zbrojni, w cepy okrutne, grabie straszliwe, kosy na sztorc postawione? Cóż, że buńczucznie poszli o północy do lasu, wrzeszcząc i dmąc w trąby blaszane i przysięgając, że przybiją ostremi gwoździe Kocurowe interesa do najbliższej osiki? 

Bo kiedy tylko usłyszeli, że oto Kocur zbliża się, pół setki pierzchło w stronę Narewki. Kiedy tylko w świetle miesięcznym ujrzeli jego okropną sylwetę, drugie pół setki uciekło w kierunku na Białymstok. Kiedy tylko zaryczał strażnik leśny, kolejne setka dała nogę na bagna, gdzie ze strachu, trwogi i zlęknienia, tak się pogubili, że pośród torfów, błota, żaden nie ocalał. 

Na resztę natarł Kocur wymachując kordelasem pozłacanym, co go otrzymał od Wielkiej Ekscelencji, za zasługi w wybijaniu szkodników i ekologów. Pół minuty nie minęło, kiedy reszta wioskowych leżała pokotem, skrwawiona i bez ducha, a Kocur latał pomiędzy i czekanikiem sprawdzał, kto żyw jeszcze. 

Chcieli wynagrodzić Kocura w derekcji, za zwalczenie złodziejstwa, ale miał on już wszystkie możliwe medali, ordery, kordelasy, dyploma i wódek wszelakich szaf pięć, toteż wymyślili, że najlepiej będzie, jak Kocur od nowa karierę będzie robił: dali mu wypowiedzenia miesiące trzy, z chałupy służbowej wywalili na mordę zbitą, ogłosili, że stosował metody średniowieczne, że prymityw i sadysta, że niech sobie gdzie indziej pracy szuka, bo u nich teraz jest porządek, bo wioska złodziejska co do nogi wybita. Morał z tej bajki jest taki, że kto w lesie wojuje, ten poza lasem ginie. 

Naczelny Rabinat Leśny

Jego Ekscelencja Derektor akurat przygotowywał się do mszy porannej, kiedy niespodziewanie zapukano do drzwi. 

-Wasza Wysokość! – w szparze drzwi ukazał się łeb jednego z szambelanów- Przylazł jakiś rabin czy ktoś! 

Ekscelencja otworzył szeroko oczy: 

-Kto?! 

-Mówi, że Goldbaum, że rabin, że umówiony jest z Ekscelencją! – odpowiedział pokornie szambelan- Wywalić go na zbitą mordę? Bo już na portierni gotowi wymłócić go po karku! 

-Dawajcie go tutaj durnie! Jeszcze nam to potrzebne, żeby gadali, że w lasach biją Izraelitów!- fuknął Jego Ekscelencja- Jakby mało nam było zarzutów, że rabunkowa, plądrownicza i złodziejska u nas gospodarka! 

Rabin do gabinetu wszedł cokolwiek niepewnie, ale kiedy ujrzał Ekscelencję, ubranego w przepięknie haftowaną w złote jodełki i sosenki komżę, jego brodate oblicze pojaśniało: 

-Reb Derektor! Reb Derektor pamięta? Mojsiej Salomonowicz Goldbaum! Onegdaj spotkaliśmy się u księdza biskupa! On miał wspaniały pomysł, ten nasz ksiądz biskup! On nam podpowiedział, żeby stworzyć Naczelny Rabinat Leśny, że to nam wszystkim opłaci się! Że teraz drewno drogie, żywica droga, gałęzie na wagę złota, że nie będzie lepszy czas, żeby zadbać o wszystkich synów Izraela, którzy pracują w lesie!  

Ekscelencja wybałuszył oczy. U biskupa zawsze stał na baczność, odpowiadał “tak jest!”, “Bóg zapłać!”, “stworzymy etat!”, kręciło mu się tam w głowie od tych wszystkich alumnów, ministrantów i rozkazów. Nie pamiętał żadnego rabina. Decyzje po spotkaniu i tak zawsze otrzymywał w formie protokołu i instrukcji do wykonania. 

-Co?!- wystękał niepewnie. Jak każdy prawdziwy leśnik, nie potrafił zachować równowagi psychicznej w obecności przedstawiciela związku wyznaniowego. 

-Nic się reb Derektor nie martw! – zawołał wesoło Goldbaum- My dużo nie potrzebujemy: ot jakiś kantorek w derekcji, ot jakaś mała bożnica w lesie, dystynkcje złote i srebrne! Czy te kilka nędznych etatów i rabinatów polowych nie jest warte tego, żeby jak najlepiej i wszechstronnie pod względem religijnym chwalić Pana?  

Ekscelencja nie mógł podjąć takiej decyzji sam, a odpowiednich instrukcji nie posiadał. Była to bądź co bądź sprawa ekumeniczna, a nie masz nic bardziej śliskiego niż błoto ekumenizmu, na którym powinęła się niejedna ambitna noga, niwecząc marzenia o wspaniałej karierze. Otwierał i zamykał usta, jako ten karp, wydobyty z odmętów stawu hodowlanego. 

Na szczęście znowu rozległo się pukanie i do gabinetu ponownie zajrzał szambelan: 

-Przyszli Adwentyści Dnia Siódmego, kilku buddyjskich mnichów, dwóch mułłów i jeden telewizyjny prorok. Była jeszcze jedna szamanka, ale całkiem goła i stara, tośmy ją przegnali! 

Flirty inżyniera Cyprianka

Inżynier nadzoru Cyprianek został zawezwany do nadleśniczego. 

-Ty nieposkromiony w swej chuci rozpustniku!- zaczął przyjemną pogawędkę nadleśniczy- Wszystko ja już w życiu widziałem, ale takiego rozerotyzowanego wykolejeńca to jeszcze nigdy!  

Cyprianek zbladł śmiertelnie. 

-Cóż ci do głowy strzeliło, pytam się ja ciebie, ty Kasanowo dla bab wiejskich!?- nadleśniczy podnosił głos- Wstydu nie masz?! Co ludzie o nas powiedzą, jak się dowiedzą, że ty staruszki po wsiach na moralne manowce sprowadzasz! Tego tylko braknie, żeby tu jakaś “Uwaga” z tefałenu przyjechała, żeby pokazać nienasyconą seksualnie leśną bestię, która buszuje wśród bezbronnych emerytek, zaspokajając swoją obrzydliwą ze szczętem skłonność! Wykorzystujesz fakt, że oto biedne babcie łakną uczucia i miłości! 

-Bardziej one opału teraz łakną niż miłości- odparł słabym głosem Cyprianek. 

-A co ty opał sprzedajesz draniu?!- warknął nadleśniczy- Od zaspokajania potrzeb miejscowej ludności jest leśniczy, a nie ty! To tylko twoim szczęściem, że żadna z nich nie będzie mi tu przyłaziła po alimenty! 

I poszedł ze zwieszoną głową inżynier nadzoru Cyprianek precz. Cieszył się tylko, że nie poruszono tematu “chwilówek”, które babcie, jako zdolne kredytowo, brały na zaspokojenie jego hazardowych potrzeb. 

Bajka o inżynierze Cyprianku

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, pracował w jednym nadleśnictwie inżynier nadzoru Cyprianek. Niezłomnego był on charakteru, każde przeniewierstwo leśne wykrył, każdą nieścisłość wyniuchał, był jako ten ogar, jako ten jamnik szorstkowłosy, choć z urody, jako ten pawian, toteż kolegowie w pracy, zostawiali mu czasem banany na biurku. 

Najbardziej lubił Cyprianek pisać. Temuż takie przezwisko nosił “Cyprianek”, że niby jak Norwid. Bo chodził chmurny, w oczach miał mrok i zgorzel w gębie, a jak już napisał jaką notatkę, to jakby nekrolog. 

Razu pewnego zawezwał go do siebie nadleśniczy. 

-Wezwałem cię tutaj, pokrako drezdeńska- przywitał go nadleśniczy- Żeby ci powiedzieć, że dłużej tych twoich wypocin czytać nie dam rady! Gamoniu kapsztadzki! Grafomanie! To mają być notatki służbowe?! Ani ładu, ani składu! Poprzedni inżynier jak napisał notatkę, to ja od razu do prokuratury mógł wysyłać takie pismo! A na twoje każdy jeden dureń napisze takie wyjaśnienie, że i ty i ja, który przecież cały majestat TZW reprezentuję, na durniów wychodzimy! Dosyć mam tego! Na jutro masz sporządzić taką notatkę służbową, żeby pasowała do każdego stanowiska służbowego: od sprzątaczki po leśniczego! Żeby żadna męgwa, żadna makolągwa nie dała rady mi się wywinąć! Jeśli do jutra nie napiszesz, pakuj manatki bałwanie, bo na twoje nędzne miejsce czeka już dziesięciu, jeszcze mądrzejszych niż ty orangutanów!  

Cyprianek zbladł. Tak po prawdzie nie miał żadnego talentu do pisania, bo wszystkie notatki przepisywał ze starych pism z archiwum. Zmieniał tylko daty, leśnictwa, oddziały, a czasem i tego nie musiał robić, nieco koloryzował, dramatyzował i tragizował, no i słał to do sekretariatu. Nic dziwnego, że wszyscy nauczyli się pisać wyjaśnienia, bo tylko zmieniali daty, leśnictwa, oddziały, a czasem i tego nie musieli robić. 

Pojechał Cyprianek do domu i całą noc ślęczał przed komputerem, żeby wysmażyć Paszkwil Uniwersalny. Taki, żeby nie kłamał i prawdy nie mówił. Taki, żeby nie dało się na niego odpowiedzieć słowem mądrym i logicznym. Taki, żeby odbierał ofierze rozum i jasność myśli na przeciąg tygodnia. Żeby pogrążał ją w grzęzawisko głupich wykrętów i nędzy tłumaczeń winnego.  

Rankiem, niczym zbity leniwiec, powlókł się do nadleśnictwa. Sekretarka koso spojrzała na niego, kiedy zapytał czy może wejść do nadleśniczego i zrozumiał Cyprianek, że w wielkiej niełasce on. 

Pod sam fajrant pozwolono mu wejść. 

Nadleśniczy wziął w ręce Paszkwil Uniwersalny i zaczął czytać: 

“Podczas kontroli w leśnictwie X, stwierdziłem możliwość prawdopodobnego wystąpienia potencjalnych nieprawidłowości związanych z możliwą niedostateczną dbałością o przestrzeganie odpowiednich regulacji, których z uwagi na obawę o ewentualne przekroczenie kompetencji w zakresie tajemnicy służbowej, nie mogę ująć w niniejszym piśmie. W związku z zaistniałą możliwością zaistnienia istotnych zaniedbań, które mogą negatywnie wpłynąć na ocenę pracy całego nadleśnictwa, oraz potencjalnie prawdopodobną możliwość mataczenia, zwracam się z wnioskiem o zawieszenie w obowiązkach służbowych leśniczego, lub ewentualne zwolnienie go ze stanowiska do czasu wyjaśnienia sprawy.” 

-Pięknie napisałeś- uśmiechnął się nadleśniczy- Widzisz Cyprianku, jak chcesz to potrafisz, a nie tylko te swoje treny! A teraz jedź do leśnictwa Krzywe Siodło na kontrolę, żeby było do czego podpiąć tak wspaniałą notatkę służbową!