– Akcję odnowieniową na terenie leśnictwa Krużganki, uważam za zakończoną!- zawołał gromkim głosem leśniczy Zdzisio. Sadzący las odłożyli szpadle i wszyscy pospołu udali się w stronę z lekka zaniedbanej infrastruktury turystycznej.
I tak się zaczęło Zakończenie.
Najpierw statecznie. Wódkę pito kulturalnie, można rzec, że dystyngowanie; baby jak to baby, piły po pół kieliszka (tylko baby z Załuk i Wiejek piją po całym od razu), uczciwie zagryzano rozmaitymi ogórkami i kiełbasą.
Potem wznoszono toasty – na początku wypito za odnowione zręby, następnie za gniazdówki, a na koniec za nieliczne poprawki.
Później pito po kolei zdrowie leśniczego, podleśniczego, stażysty Romusia, szefa ZUL pana Barei.
Wreszcie zaczęto pić za zdrowie każdego z sadzących, a jak się zda sprawę, że par sadzących las było jedenaście, daje nam przerażającą dla każdego abstynenta, liczbę dwudziestu dwu kolejek, które należało wypić bez żadnego oszukaństwa, żeby się nikt, broń Zeusie, nie obraził.
Już przy siódmej doszło do incydentu pani Ziny z Kaziem , którzy usiłowali wyjaśnić sobie kilka nieścisłości dotyczących stosowanych podczas sadzenia lasu więźb. Po krótkiej szarpaninie, walczących rozdzielono, a pana Kazia położono spać do dołu na sadzonki.
I kiedy zaczęło się robić naprawdę interesująco, niespodziewanie nadjechał inżynier nadzoru Mazgaj.
Tylko jeden Adolf Hitler, wpadający niespodziewanie do żydowskiego żłobka, byłby w stanie zrobić bardziej przygnębiające wrażenie.
Ucichł wszelki śmiech, ucichły krzyki, rwetes radosny, który zwiastował światu odnowienie dwunastu hektarów zrębów oraz czterech hektarów gniazdówek!
Inżynier nadzoru długo celebrował wyjście ze służbowego auta, delektując się wywołaną przygnębiającą atmosferą.
– Cóż to za biesiada?- zapytał, kiedy już wreszcie stanął przed uczestnikami Zakończenia.
– Zwyczajowa- odparł leśniczy Zdzisio, biorąc na siebie przykry obowiązek rozmowy z Mazgajem- Oblewamy uroczyście zakończenie akcji odnowieniowej, zgodnie ze odwieczną tradycją, dzięki której doczekaliśmy się przepięknych lasów, które opite, rosną na chwałę Skarbu Państwa.
– Picie alkoholu w żaden sposób nie poprawia wzrostu drzew- wycedził inżynier nadzoru, układając jednocześnie we łbie straszliwą w swej wymowie notatkę służbową, która ostatecznie miała pogrążyć leśniczego Zdzisia- Zwłaszcza w godzinach pracy.
– Tylko dureń, widząc wokół wszystkie te drzewostany, które rosną wspaniale dzięki hucznym Zakończeniom, będzie twierdził, że wódka nie wpływa na udatność upraw i późniejszy przyrost drzewostanów- filozoficznie powiedział podleśniczy. Oczywiście źródłem odwagi był szereg, uprzednio wypitych kieliszków.
– Poza tym jesteśmy po godzinach – sapnął leśniczy- Inaczej nie pozwolilibyśmy sobie na taką beztroską konsumpcję. W związku z zadaniowym czasem pracy, zrobiwszy na dziś swoje, postanowiliśmy w prywatnym gronie, dokonać podsumowania dwóch tygodni wytężonych wysiłków. Robi się tak na poziomie nadleśnictw, więc nie widzę powodów, żeby tu u nas, pośród szaractwa leśnego, miałoby być inaczej.
Wtedy z dołu na sadzonki wylazł pan Kazio.
Pomyliwszy inżyniera nadzoru z panią Ziną, zaczął go obłapiać i solennie zapewniać o dozgonnej miłości, a nawet usiłował skraść inżynierowi solidnego całusa. Potem chciał koniecznie odjechać z inżynierem w siną dal, Trzymał się kurczowo drzwi terenówki i obiecywał złote góry.
– Skąd ty Zina taką maszynę wytrzasnęła?- pytał szarpiąc za drzwi.
– Tego nawet Ceremoniał Leśny nie przewidział- powiedział leśniczy Zdzisio, kiedy ostatecznie udało się Mazgajowi opuścić teren Zakończenia, a pan Kazio legł w przydrożne błoto.