Leśna iniekcja

-A ja nie zaszczepię się! – zadeklarował leśniczy Zdzisio, popijając Najświętszą Kawę Kancelaryjną- Niech szukają innych durniów! 

-Jak przyjdzie odpowiednie pismo z derekcji, to sam sobie zastrzyk wykonasz i to w oba pośladki naraz! – siorbnął z kubka podleśniczy- W kancelarii każdy odważny! Idę o zakład, że leśników wezmą jako przykładową i najbardziej zdyscyplinowaną na półkuli północnej grupę zakładową, która zaszczepi się bez mrugnięcia okiem, bez względu na skutki uboczne!  

-A cóż wam szczepionka może zaszkodzić?! – zahuczała zza ściany kancelarii małżonka leśniczego, rosła i postawna Kaszubka, przewodnicząca Róż Różańcowych miejscowego dekanatu- Jesteście tak zdegenerowani i zepsuci ze szczętem!  Wam to nawet jad kiełbasiany nie zaszkodzi!

-Głupia, ciemna babo- odparł, siląc się na uprzejmość leśniczy- Ciebie przyjdzie zaszczepić weterynarz, który ma doświadczenie w kłuciu rozmaitych bestii! Nie lękam się o zdrowie, zszargane latami ciężkich doświadczeń intelektualnych na naradach gospodarczych! Ja obawiam się tego czipa, którego chcą wszczepić pod pozorem walki z kowidem! 

-Czipa?!- złapał się za głowę podleśniczy- Tobie Dzidek już trzeba urlopu… 

-Śmiej się, śmiej! – załamał ręce leśniczy Zdzisio- Kancelarię można zamknąć, telefon może nie mieć zasięgu, ale dzięki czipowi nadleśnictwo zawsze cię odnajdzie! Nacisną guzik, satelita cię namierzy i już będą wiedzieć, że zamiast w 222b, gdzie nie dochodzi najchytrzejszy nawet sygnał telefonii komórkowej, urągasz durnym zarządzeniom pod sklepem wielobranżowym! Zobaczysz! Oto nadchodzi ostateczny kres legendarnej swobody i wolności polskiego leśnika! 

Najświętsze paragony

Główna Księgowa wpadła jak burza do gabinetu nadleśniczego: 

-Albo ona, albo ja!- wrzasnęła na cały głos. 

Nadleśniczy spanikował. 

-Daj spokój Helena, ten, tego…- bełkotał- Co się stało?! 

-Albo ta wykolejona ze szczętem Marysia zostanie zwolniona- groźnie podniosła brwi Główna Księgowa- Albo szukaj sobie inne głównej księgowej, ze wszystkimi tego ponurymi konsekwencjami!!! 

-Co też znowu?!- nadleśniczy złapał się za głowę. 

-Nie dość, że nie rozlicza paragonów zgodnie z moim rozporządzeniem, które na terenie nadleśnictwa mają moc ustawy, to jeszcze przed chwilą, w tym oto budynku wyzwała mnie od najgorszych!  

Nadleśniczy wytrzeszczył oczy: 

-Że co?! 

-Nazwała mnie starą *****! Jeszcze dziś ma być zwolniona! I nic mnie nie obchodzą jej koneksje i familia! 

-Sprawę trzeba wyjaśnić! – stęknął nadleśniczy i zawezwał pannę Marysię, która dumnie piastowała stanowisko leśniczego leśnictwa Mazgaje. 

-Czy to prawda- nadleśniczy oskarżycielsko podniósł palec patrząc bez pobłażania na pannę Marysię- Żeś nazwała panią Główną Księgową starą *****? 

-No młoda to ona nie jest- wzruszyła ramionami panna Marysia. 

-Można się dowiedzieć z jakiego powodu dopuściła się pani tak obrzydliwej bezczelności? – dopytywał nadleśniczy. 

-Można- czknęła panna Marysia- Wkurwi*am się nieprzeciętnie, bo nie dość, że człowiek musi przyjść do nadleśnictwa po ostrym łikędzie, na takim kacu, że klękajcie pasterze, a tu się ta stara czapla, za przeproszeniem, czepia, że jej paragonów nie przyniosłam. A jak mam jej przynieść, jak się papier w kasie fiskalnej zaciął w zeszłym miesiącu i drukowanie paragonów jest niemożliwe? Jak się papier wymieni, to jej tyle paragonów i faktur naniosę, że jej na rozliczenie trzech pielgrzymek jej starczy!  

-Co za problem wymienić papier w kasie fiskalnej?!- wrzasnęła Główna Księgowa. 

-Czego mordę piłujesz?! – podniosła głos panna Marysia- Jakbym ją mogła znaleźć, to bym papier wymieniła! Jak się kasę znajdzie, papier się wymieni, to ci naniosę tyle paragonów, że se tę twoją kanciapę wytapetujesz, stara … 

Po czym padło tyle określeń i epitetów, że słowa “wiedźmo”, “bukłaku na stary ocet”, czy “podupadła kokoto”, można uznać za naprawdę wyszukane. 

Jadą, jadą inspektory!

Jadą, jadą inspektory! 

Jeden swołocz, drugi chory. 

Jadą, jadą, miny srogie, 

Jest inspektor prawie bogiem! 

Będą srożyć się okrutnie! 

Komu trzeba łeb się utnie, 

Komu trzeba bok osmali, 

Potem się pojedzie dalej! 

Wpadli w nadleśnictwa progi! 

Jęk! Zgrzyt! Płacze! Zeusie drogi! 

Jedna z księgowości baba 

Padła! Nazbyt była słaba! 

Cucą! Rozwierają zęby, 

Wódkę chcą jej lać do gęby, 

Ale miała słabe zdrowie- 

Wzięło precz ją pogotowie! 

Inspektory patrzą krzywo, 

Że wywieźli babę żywą. 

Toteż w sekretarza dziale, 

Urządzili rzecz wspanialej: 

“Cóż w papierach za porządki?! 

Kolor i krój zły pieczątki!”- 

Trząsł się pan inspektor cały. 

Aż trzy baby posiwiały! 

Cóż tam jednak baby siwe! 

Wprawdzie ledwo, ale żywe. 

Wie to przecie ludzi kupa: 

Do awansu trzeba trupa! 

Poszli do zastępcy zatem; 

Zrazu udał, że jest chwatem, 

Ale że był w głębi płaczka, 

Przeto go dopadła sraczka! 

Przetrzymali go przez chwilę, 

Ale pachniał nie najmilej –  

Gorzej niż szalet publiczny,  

Więc ruszyli w dział techniczny! 

A tam cicho! Ani ducha! 

Nadstawiają chciwie ucha. 

Chcą wychodzić! Baba stoi! 

I o dziwo się nie boi! 

Doskoczyli! “Gdzie papiery?!” 

“Dawać! Prędzej! Do cholery!” 

Ale baba stoi twardo 

Rzecze jeszcze z miną hardą: 

“Co za siuchty i ambaras? 

Jazda mi stąd! I to zaraz! 

Won, a chyżo moje złote, 

Bo po łbach zajadę mopem!”. 

Poszli, podobni do chartów;

Ze sprzątaczką nie ma żartów! 

Nie wie głupia, do tej pory, 

Że są groźne inspektory!