Odkąd nastała era motoryzacji, zwłaszcza na polskiej wsi, zaczęła się wielka hekatomba zwierząt domowych i leśnych , które mimowolnie stały się uczestnikami ruchu drogowego. Ginęły i giną masowo pod kołami pojazdów, mając znikomą wiedzę o kodeksie ruchu drogowego (jak i o tym, że na księżycu Jowisza odkryto wodne gejzery).
Zdecydowałem się stworzyć ponurą listę zwierząt, które brały udział w rozmaitych kolizjach drogowych, których i ja byłem uczestnikiem, czy świadkiem:
– pierwszym stworzeniem, którego los przypieczętowało spotkanie z pojazdem mechanicznym była kaczka domowa; pojazdem tym był motorower Komar 3, kierowany przez mojego kuzyna, podczas gdy ja jako pasażer usiłowałem nie spaść. Kaczka była na tyle pozbawiona rozumu, że wpakowała się wprost pod nadjeżdżającego komarka (inne kaczki z dość licznego stada zdążyły roztropnie uciec). O dziwo przejechanie jej tylnym kołem nie wyrządziło jej większej krzywdy, natomiast za nami biegł pies Reks, który potrącenie uznał za formę polowania, kaczkę zaś za upolowaną zdobycz i zadusił ją bez zbędnego namysłu.
– drugą zwierzęcą ofiarą był również przedstawiciel drobiu: kogut. Kogut akurat usiłował zaspokoić swe nienasycone żądze i gonił kurę, która to bezmyślnie wtargnęła na jezdnię. Kogut równie bezmyślnie wtargnął za nią, ale z tą różnicą, że wprost pod nadjeżdżającego dużego fiata, którego byłem pasażerem. Nastąpił huk, a za pojazdem na asfalcie, w kupie pierza został zezwłok koguci. Nie zatrzymaliśmy się celem udzielenia pierwszej pomocy, wiedząc jak okoliczni mieszkańcy przywiązani są do swego drobiu i jak bardzo są kłótliwi.
– trzecie zwierzę, było już samodzielnie przeze mnie przejechanym zwierzęciem był gołąb i to pocztowy. Pojawił się znienacka, uderzył w szybę samochodu (Fiat 126p), robiąc przy tym tyle hałasu, jakby doszło do kolizji z transporterem opancerzonym, po czym, z całą pewnością martwy, spadł za samochodem. Jedynym usprawiedliwieniem dla czynu gołębia, było to, że stało się to w bezpośrednim sąsiedztwie kościoła parafialnego w Bisztynku. Cóż się dziwić ptactwu, że jest jak błędne po opuszczeniu świątyni, skoro większości ludzi te wizyty odbierają jasność widzenia. Pomocy nie udzieliłem, zdając się na Boską Opatrzność, która jako jedyna mogła wyrwać gołębia ze szponów Jastrzębia Śmierci.
– czwartym zwierzęciem był już przedstawiciel ssaków i to z okolic Ostrołęki, co dużo tłumaczy. Był to mianowicie dzik. Dzik, ignorując kompletnie zasady ruchu drogowego, dając tym samym dowód, że nie należy do ssaków naczelnych i jest nieodrodnym przedstawicielem świństwa na drodze, wtargnął pod nadjeżdżający pojazd i został przezeń potrącony. Zwierz nie postradawszy życia, uciekł na skraj drogi i tam pomstował za pomocą kwiczenia na kierowcę (a miał powód, bo numer rejestracyjny auta zaczynał się na literę „B” – wszyscy wiemy co potrafią na drodze kierowcy BI, BIA, BHA, BSK, BGR, BKL, BS, a zwłaszcza BSI). Dzik ostatecznie oddalił się z miejsca wypadku, jak to dzik, dokonać gdzieś żywota w samotności (było to jeszcze przed histerią z ASF).
– co do piątego zwierzęcia w tym ponurym zestawieniu, to byłem jedynie świadkiem rozjechania przez samochód strażacki, prowadzony zresztą brawurowo przez bezmyślnego pracownika nadleśnictwa, przepełzającej przez mostek, nad spokojną rzeczką Płoską, żmii zygzakowatej. Pierwszej pomocy nie udzieliłem, ponieważ owej miazdze na asfalcie mógłby pomóc jedynie Pan Bóg, gdyby istniał. Pracownik nadleśnictwa poinformowany przeze mnie, że unicestwił przedstawiciela gatunku prawem chronionego, wzruszył jedynie ramionami, dając po raz kolejny dowód, że empatia wśród sekretarzy nadleśnictw, to takie samo zjawisko jak dziewictwo w domu publicznym.
– rozjechanie szóstego zwierzęcia, jest jak do tej pory jedną z większych traum w moim życiu. Przejeżdżając przez oddział 168 b (wówczas), zauważyłem siedzącą na skraju drogi leśnej, skądinąd utwardzonej wiewiórkę, wpatrującą się w nadjeżdżający pojazd badawczo. Zwolniłem, ponieważ wydało mi się podejrzane, że wiewiórka nie oddala się na pobliskie drzewo, a tak jakby gotowała się do skoku na pojazd (nigdy nie wiadomo, kto i co zrobi w lesie). Okazało się, że jej intencją, było znalezienie się pod kołami samochodu, celem poniesienia śmierci gwałtownej i tragicznej, ponieważ kiedy ją mijałem, wiewiórka niespodzianie wskoczyła pod koło, ponosząc śmierć na miejscu. Reanimacji nie podjąłem z uwagi na liczne, śmiertelne obrażenia – w zasadzie tylko ogon został w miarę cały. Co było motywem tak tragicznego w skutkach postępku wiewiórki, już na zawsze pozostanie tajemnicą, który wzięła ze sobą do grobu, który znalazła w pobliskim obniżeniu terenowym. Zawód miłosny? Zwątpienie religijne? Choroba psychiczna?
– siódme zwierzę, było również wiewiórką, która zginęła w oddziale 153c (obecnie), choć jej działanie, jakkolwiek idiotyczne, łatwo było wytłumaczyć: brawura, brawura i jeszcze raz niedostosowanie prędkości jazdy do możliwości wskakiwania wiewiórek pod pędzące do czekającego przewoźnika auto leśniczego; jednym słowem: na wiewiórki w lesie nie ma rady, bez względu na zastosowaną prędkość.
– ósme zwierzę: jenot. Postąpił on jak typowy, polski pieszy. Poruszał się w nocy, nieoświetloną drogą, po nieprawidłowej stronie, nie posiadał elementów odblaskowych, a po zdarzeniu, czmychnął w gęstą knieję, pozostawiając kierowcę w kłopotliwej sytuacji, albowiem lekko uszkodzone auto, należało do teściowej.
– dziewiąte zwierzę: jarząbek. O ile drób domowy, w ciemno można traktować jako pozbawiony inteligencji, o tyle ptactwo leśne, winno wykazywać się większym rozumem, a to z racji bezustannego obcowania z naturą. Jarząbek pojawił się na drodze nagle i z taką samą nagłością postradał życie. Reanimacji nie rozważałem, ale rosół już i owszem. Został jednak na poboczu, stając się zapewne pożywieniem dla okolicznych lisów, lub Bogdana B., okolicznego mieszkańca, który lubi dziczyznę (za co miał nawet sprawę w sądzie).
Powyższe zestawienie nie obejmuje:
– niemożliwej od ustalenia liczby ofiar świata insektów, których setki tysięcy, bezimiennych ofiar zmywało się z auta;
– niemożliwej do ustalenia liczby żab, które trawione żądzą, ignorują zasady bezpieczeństwa i wtargnąwszy na jezdnię, tracą tam życie bezpowrotnie, zamiast przedłużać gatunek;
– bliżej nieokreślonego gryzonia, którego przebiegnięcie przez szosę zakończyło się raczej marnie ( to trafienie określam jako „niepewne”)
– pewnego kota, który wygrzewał się pod kołem ciągnika rolniczego Massey-Fergusson, na wsi w okolicach Karsina; ciągnik ruszył, co spowodowało uśmiercenie kota, ale w powyższym zestawieniu nie uwzględniłem wypadków rolniczych, a drogowe.