Kiedy leśniczy Zdzisio dowiedział się, że znowu wyznaczono go na prelegenta w miejscowym przedszkolu, gdzie miał dzieciom opowiadać o TZW gospodarce leśnej, powiedział, że woli umrzeć, że niech go lepiej trafi piorun kulisty i niechby spaliłby go żywcem, bo komu jak komu, ale dzieciom nie wolno opowiadać takich rzeczy, ponieważ traumy z wczesnego dzieciństwa zostawiają trwały ślad na psychice człowieka. Tym razem nadleśniczy wykorzystał starą sztuczkę z aluzjami o znacząco mniejszych premiach, o obniżonym ryczałcie rozjazdowym i dużo niższym dodatku funkcyjnym. Te głupie i średniowieczne argumenty zawsze działają na terenową Służbę Leśną, toteż wkrótce leśniczy Zdzisio zjawił się w przedszkolu, a na dodatek zabrał ze sobą stażystę Romusia, który miał dzieciom uświadomić co może stać się z człowiekiem, który zaniedba jakikolwiek rodzaj edukacji, zwłaszcza edukacji przyrodniczoleśnej.
– Kto jest najlepszym przyjacielem lasu?- zapytał na początek leśniczy Zdzisio wlepiającą w niego ze strachu dzieciarnią (leśniczy ubrał się tym razem w mundur terenowy, który robił przerażające wrażenie nawet na osobach dorosłych, co dopiero na czterolatkach).
– Świnka Peppa!- zawołała jakaś dziewczynka.
– Kto?!- wybałuszył oczy leśniczy.
– Nieprawda! – wrzasnął szczerbaty chłopczyk- Spajdermen!
Potem posypała się cała masa bohaterów, ponieważ każde dziecko z osobna postulowało, że jej ulubiony bohater jest najlepszym przyjacielem lasu.
– Janosik!- darł się jakiś starszak, wyjątkowo edukowany przez swych zapewne konserwatywnych rodziców (a raczej dziadków).
– Papież!- krzyczało inne dziecko (wyglądało na nieco nawiedzone).
– Wajrak!- zawołało jakieś dziwne dziecko spod ściany.
– Widzę, że pseudoekologiczna indoktrynacja i tu dotarła!- zawołał zgorszony leśniczy Zdzisio- Najlepszym przyjacielem lasu jest leśnik!
– Bzdura!- odparł zwolennik Wajraka – Leśnik jest chciwą desek bestią, która widzi las wyłącznie poprzez pryzmat pieniądza. Pasożyt i pijawka! Jemioła! Nierób rozbijający się po lesie drogą terenówką za pieniądze pochodzące z rabunkowej gospodarki leśnej!
– On nie jada mięsa – usprawiedliwiła go przedszkolanka- Jacusiu nie bądź niegrzeczny!
– A co? Prawda go w oczy kole?- nie dawał za wygraną Jacuś – Mamusia zawsze czytuje mi komentarze na fejsbuku Wajraka, więc o leśnikach wiem wszystko! A o myśliwych jeszcze więcej! Skurw…syny! Zastrzelić ich wszystkich! Mordercy saren i wałęsających się psów i kotów!
Zapadła krępująca cisza.
– I niech się pan nie męczy gadaniną o tej swojej trwałej, zrównoważonej i wielofunkcyjnej gospodarce leśnej, bo my tu w przedszkolu wszyscy jak jeden wiemy, że to bzdura i mydlenie oczu! – powiedział stanowczo Jacuś- Doskonale wiemy, że wasza działalność to takie same szkodnictwo jak wycinka Puszczy Amazońskiej!
Dodał coś jeszcze o napychaniu przez leśników kałdunów kosztem przyrody i patologicznym postrzeganiu lasu, który dla leśników jest jedynie rezerwuarem złotówek.
Leśniczy Zdzisio był zdruzgotany.
Siła argumentów czteroletniego Jacusia była powalająca, nawet dla tak tęgiego i zaprawionego, w bojach intelektualnych z inżynierem nadzoru, umysł leśniczego.
Na brutalną siłę argumentów, polski leśnik powinien jednak odpowiadać równie brutalną siłą, toteż leśniczy Zdzisio gromkim głosem zawołał:
– Romuś!
Romuś bawiący się znakomicie w kącie dwoma drewnianymi (na szczęście) klockami, wyprostował się i wydał z siebie liczne i przerażające dźwięki, coś pomiędzy chichotem hieny, pijackim śpiewem a „Gorzkimi żalami”, odśpiewanymi przez czcigodne matrony w moherowych beretach.
Odpowiedź przyniosła lepsze efekty niż leśniczy Zdzisio mógłby się spodziewać, ponieważ Jacuś popłakał się ze strachu, a na dodatek dyrektor przedszkola zapowiedział, że nie wpuści na teren przedszkola nigdy więcej żadnych australopiteków czy troglodytów, a tym bardziej leśników.