Inżynier nadzoru Mazgaj patrzył się jadowicie na leśniczego Zdzisia sponad kontrolowanych papierów.
– Bałagan panie leśniczy, bałagan!- cedził nie mniej jadowicie. Może jedynie wąż koralowy, pogromca ludzkości miał więcej jadu w sobie w tym momencie.
– Dla jednego bałagan, dla drugiego wyrafinowany system- podkręcił wąsa leśniczy Zdzisio, dając do zrozumienia inżynierowi, że pewne rzeczy dotyczące tajników prowadzenia kancelarii, są ponad jego moce intelektualne. Ów, jak zwykle zresztą, nie pojął w lot aluzji.
– Instrukcja kancelaryjna ściśle określa sposób obchodzenia się z dokumentacją!- prychnął Mazgaj- U mnie w kancelarii, kiedy byłem leśniczym zawsze panował wzorowy porządek! Gdzie jest kontrolka zużytego papieru do drukarki? Jak mam się zorientować ile zużył pan rolek i czy przypadkiem nie sprzeniewierzył pan majątku Skarbu Państwa?
– Nie ma takiej kontrolki, nawet w naszym, znanym z wszelkich idio…, z wszelkich wielce pożytecznych inicjatyw nadleśnictwie!- odparł leśniczy Zdzisio.
– A ja jako leśniczy miałem taką kontrolkę!- zawołał tryumfalnie Mazgaj- Kiedy zaobserwowałem, że podleśniczy zużywa coraz więcej tego papieru, nakazałem taką założyć i muszę przyznać, że efekty przerosły moje oczekiwania! Zużycie papieru spadło o kilka procent! Już na najbliższej naradzie zaproponuję, aby każdy leśniczy prowadził taką!
– Otóż ja, kiedy nudno w kancelarii, wybieram się do lasu – wypowiedział uroczyście leśniczy Zdzisio.
– Najważniejsze są papiery!- rzekł nie mniej uroczyście Mazgaj- Skąd mamy wiedzieć, że wszystko w lesie gra, skoro papiery przedstawiają obraz nędzy i rozpaczy, jak pańskie, panie leśniczy? A może nie chce już pan być leśniczym? Znudziło się panu? Wie pan, że na pańskie miejsce czeka dziesięciu?
– Takich mądrych jak ty? Czy jeszcze mądrzejszych?- wysapał leśniczy Zdzisio i dodał złośliwie, choć instynkt samozachowawczy podpowiadał aby tego nie czynić- Jaki był z ciebie leśniczy skoro osiki od dębu nie potrafisz odróżnić?
– Osika ma całkiem inne liście! Doskonale to wiem!- zawołał Mazgaj.
– Racja – zgodził się leśniczy Zdzisio- Niestety w zimę ta cecha jest zupełnie nieprzydatna! I dąb i osika gubią liście na zimę, przez co oba gatunki są dla pana inżyniera nierozróżnialne! Ach podły czas zimowy! – kpił leśniczy, wiedząc jednocześnie, że zakłada sobie pętlę na szyję.
Inżynier nadzoru Mazgaj, który nie cierpiał leśniczego Zdzisia i wszystkiego co miało coś wspólnego z leśnictwem Krużganki, wysyczał mrużąc ślepia:
– Zobaczymy jak się będzie pisało wyjaśnienie!
I opuścił kancelarię, nie uprzedziwszy o tym gospodarza, co jak wiemy, znając zwyczaje panujące w Krużgankach, zawsze jest ogromnym błędem, jako że Szarik, bydlę rodem z piekieł, mieszaniec wyżła z chartem afgańskim, sporo czasu spędzał na podwórku, mając za zadanie odpędzać potencjalnych petentów, łaknących drewna i gałęzi.
Inżynier Mazgaj zdołał dobiec nawet do furtki, co wystawia dobre świadectwo jego fizycznej sprawności, natomiast przy samej furtce, rozegrały się sceny dantejskie i gdyby nie interwencja małżonki leśniczego, rosłej i postawnej Kaszubki, która drągiem odpędziła bestię od inżyniera (trafiając dwa razy i jego samego w okolice nerek), Jowisz Kapitoliński jedyny wie, jak zakończyłaby się owa kontrola dokumentacji dla rzeczonego Mazgaja.
Kiedy już inżynier, opuścił teren leśniczówki, małżonka weszła do kancelarii i zapytała:
– Mam nadzieję, że się nie gniewasz Dzidek, żem tego gada uratowała?
– Mam nadzieję, że nie słyszał twojego „bierz go Szarik!” – odpowiedział leśniczy Zdzisio i podrapała się pod policzku, co było wyrazem największej alteracji.