I stało się wówczas tak, że Las Papieski osiągnął wiek rębny.
A leśniczy, wielki heretyk i bisurman zapamiętały, włączył go do planu pozyskania na rok następny.
Wielki płacz rozległ się wśród tej garstki chrześcijańskiej, która po tylu latach, ostała się przy wierze pradziadów i prababów:
-Zali nie jest to pamiątka po naszym Wielkim Rodaku? – zgrzytali swemi katolickiemi zęby i zanosili te płacze do nadleśniczego.
Lecz było to jako grochem o ścianę.
Gdyż nadleśniczy sam był bisurmanem najzapalczywszym i wielkim chrześcijaństwa nieprzyjacielem. Szydził z owych błagających, życzył im śmierci w głodowych mękach, aby ich siostry pojmały za mężów żebraków, aby dzieci w godzinę ich śmierci wyszarpywały im poduszki spod głów i bluźnierczy plan pozyskania zatwierdził.
I to jeszcze dodał, że życzeniem jego i ministra takoż, aby innych lasów nie było w lesie, jak tylko bisurmańskie.
I ryczał ze śmiechu i hałłakował, drapiąc się po zdobnym turbanie z logo lasów nieprywatnych, patrząc później, jak samojezdne harvestery wycinają święte sosny, świerki, dęby i lipy biocenotyczne.
Ale musiał Wielki Rodak interweniować u Najwyższych Niebieskich Instancji, bo oto dnia pewnego, rozległ się grzmot okrutny, huk i łoskot przerażający i oto z nieba spadł grom straszliwy i piekielny, a ci którzy byli świadkami, widzieli jakoby białą postać pośród chmur gęstwy, która słała grom za gromem ku zagajnikom, w drugiej ręce dzierżąc ciastko z kremem.
I powstał pożar ogromny, bo natenczas ściółka w lesie miała taki procent wilgotności, że zapalała się nawet od myślenia o niej.
I spłonęły lasy i knieje. Ostępy i drzewostany. Bory świeże i mniej świeże. Lasy mieszane i nawet łęgi spłonęły.
I nawet Ochotnicza Straż Pożarna z Załuk nie poradziła, choć dzięki niej, niektóre pieńki na zrębach – ocalały!
A owa garstka chrześcijańska stała i cieszyła się, że taka oto kara spadła na las, że spłonął do cna, jedno wielkie węglisko i popielisko się z niego uczyniło, pełne spalonych wiewiórek, saren, kun i myszołowów.
-Albowiem lepiej, żeby owego lasu nie było, jeśli nie jest on nasz! — mówili między sobą.
A nadleśniczego zaraz ścięto i połowę załogi nadleśniczych takoż, bo nie masz u bisurmanów takiej zabawy jako u innych, że bawią się w notatki służbowe, wyjaśnienia i inne nagany, a prosta sprawiedliwość u nich i oko za oko łupią.