Las zdrady nie wybacza

Był sobie nadleśniczy,
Co chłopem był na schwał.
Wśród kniei, głusz i dziczy,
Jak bóstwo, posąg trwał.

Charakter miał jak kryształ,
Jak dzwon donośny głos
I kiedy zeń korzystał,
Na głowie jeżył włos.

Wydawać by się mogło,
Że nic nie zmoże go,
Gdy kiedyś, w chwilę podłą,
Napotkał Czyste Zło.

Lat miała… Jak to dama.
Ust karmin prawdę skradł
I wnet nastąpił dramat:
Jak pies z jej ręki jadł.

Zaniedbał obowiązki.
Przemierzał błędny las
I przez trujące związki.
Do pracy zapał zgasł.

A bór zaś wiądł pomału,
Korniczy chciwy ród,
Gdy pana już nie stało,
Ostępów opór zgniótł!

Cóż jędzę las obchodził?
Toż dla niej modrzew, buk
Są tylko na przeszkodzie,
By On ją wielbić mógł!

Bór usechł bez miłości…
Igliwie spadło precz,
Lecz dłoń sprawiedliwości
Sprawiła taką rzecz:

Gdy lazła pośród boru
Wyschłego niczym wiór,
Lis wściekły wylazł z nory,
Pogromca setek kur.

I ugryzł ją lis wściekły!
Ust karmin wydał krzyk,
Zapalny stan, przewlekły,
Rozwinął był się w mig!

Wodowstręt i gorączka,
A wkrótce potem zgon
I wnet cmentarna łączka,
To był jej nowy dom.

Zaś on smutno wyrzęził,
Że pora w las wziąć sznur,
Bo suchych w bród gałęzi,
Umarły kryje bór.

Historia krąg zatacza,
A prawda jest jak głaz:
Szczególnie nie wybacza,
Leśnikom zdrady las.

Bóbr czyli chuć ministra

CHUĆ MINISTRA

Raz minister, co był rolnik,
A do tego i swawolnik,
Na wsi szukał ujścia chuci.
Tam więc baby bałamucił.
Bałamucił bez wytchnienia,
Dysząc z żądzy i pragnienia,
Aż na jednym stogu siana,
Moc została mu zabrana!
Wstyd na całą okolicę!
Wdowy śmiały się, dziewice,
Panny z brzuchem i bez brzucha,
Że żądz płomień już nie bucha!
„Cóż mi czynić?!” rwał wciąż włosy,
„Lepiej umrzeć gołym, bosym!”
W medycynie szukał rady,
Lecz lekarze to są gady;
Chętnie biorą srebro, złoto,
Lecz to jakby ciskać w błoto!
Męskość wcale nie jest męska!
Klęska w gatkach! Wielka klęska!
Spiknął się z jednym szamanem;
Ten rzekł rzeczy niesłychane:
„Cny ministrze! Panie dobry!
Moc w swych jądrach mają bobry!”
Jadł te jądra trzy kwartały,
W pewnych miejscach sczerniał cały,
Aż mu szaman rzecze „Basta!
Teraz przyda się niewiasta!”
Zaproszono kurtyzanę.
Wyszła prędko. Nadspodzianie.
Za nią zły minister bieży:
Cap! Szamana, gdzie należy!
Ściska mocno! I tak gada:
„Wstrętną zdradą twoja rada!
Nie kobiece mnie dziś ciało,
Ale bobrze pociągało!
Mnie! Co w łożu byłem chrobry,
Podniecają tylko bobry!
Lecz na szczęście mam pociechę!
Zlikwiduję źródło grzechu!”
I w te pędy ukaz dano,
Aby bobry wystrzelano!